Paweł Stolarski po wielu tygodniach spekulacji podpisał trzyletni kontrakt z Lechią Gdańsk. W krótkiej rozmowie z Weszło 17-letni piłkarz wyjaśnił, dlaczego ostatecznie nie zdecydował się na Legię ani na Bundesligę.
Ulga, radość czy rozczarowanie z faktu, że nie wybiłeś się w Wiśle?
Powiem tak – przykro mi, że muszę opuścić klub, którego jestem wychowankiem, ale z drugiej strony ulga, bo w końcu skończył się ten malutki horror. Ciągłe dzwonienie, pisanie SMS-ów, plotki, że idę tu czy tam… Starałem się o tym nie myśleć, ale musiało mi to siedzieć w głowie i było to dla mnie męczące. Z dniem dzisiejszym mogę jednak powiedzieć oficjalnie, że podpisałem trzyletni kontrakt z Lechią Gdańsk i bardzo się z tego cieszę.
Dlaczego nie poszedłeś do Bundesligi ani Serie A?
Wybrałem Lechię, bo stwierdziłem, że jest za wcześnie na wyjazd za granicę i chciałbym najpierw pograć w Ekstraklasie rok-dwa. Potrzebna mi większa regularność gry i rozwój. W Lechii wiadomo, że nikt mi tego z góry nie da i na wszystko trzeba sobie zapracować, ale mam nadzieję, że mi się to uda i w końcu zacznę grać regularnie.
Podobno zapewniałeś trenera Smudę – o czym sam powiedział na konferencji – że zostaniesz w Wiśle.
Tak, chciałem zostać w Wiśle, ale kiedy usłyszałem w wywiadzie od trenera Smudy, że jestem po prostu za słaby na Ekstraklasę… Trener powiedział wszystko. Nie widzi mnie w swojej drużynie, widocznie ma inną wizję, widocznie nie jest nam po drodze i tak się musiało stać. Cieszę się, że Lechia zgłosiła się z konkretną ofertą.
Starała się też o ciebie Legia, która oferowała lepsze pieniądze niż Lechia.
Tak, zgadza się. Ale jestem w takim wieku, że nie patrzę na pieniądze, najważniejszy jest rozwój i – jak już wspominałem – regularna gra. Pieniądze przyjdą z czasem. Do Legii nie poszedłem, bo jednak jestem wiślakiem i wiem, jaką wywołałbym burzę wokół mojej osoby, kibiców i rodziców. Lechia była idealnym wyjściem, ale ostatnio było naprawdę gorąco. Musiałem wyłączać telefon na noc, bo ciągle dostawałem jakieś SMS-y i dzwoniły nieznane numery lub jacyś dziennikarze. Na Facebooku też otrzymywałem różne wiadomości. Gróźb nie było, ale… No, nie były to miłe wiadomości. Pisali je ludzie, którzy nie znali mojej sytuacji. Ale widocznie komuś to sprawia satysfakcję, że napisze coś niemiłego. Nie myślałem o tym jednak. Wyłączyłem Facebooka, odciąłem się od tego i skupiałem się na treningach. Praca jest dla mnie priorytetem.
Niezła szkoła życia jak na taki wiek. Da się od tego w ogóle wyłączyć?
Powiem szczerze, że bardzo się cieszę, iż przeszedłem tę szkołę teraz, bo dzięki temu wiem, jak to wszystko funkcjonuje. Wiele się nauczyłem i na większość rzeczy patrzę z innego punktu widzenia. Czy potrafiłem się wyłączyć? Tak, potrafiłem. I sam się sobie dziwiłem, że udało mi się o tym nie myśleć, bo SMS-ów, wiadomości, komentarzy było naprawdę dużo. W końcu mogę się skupić na tym, czym powinienem.
Przy okazji zrobiłeś strasznie złą reklamę Wiśle.
I co ja mam powiedzieć? Widocznie tak musiało być. Trudno. Chcę zamknąć tamten rozdział, otworzyć nowy i do tamtego nie wracać.
Ciąży na tobie teraz gigantyczna presja, bo rzadko się zdarza, że o 17-latku, który zagrał kilka meczów w Ekstraklasie, piszą wszystkie gazety i portale. W rundzie wiosennej lub jesiennej – w zależności od tego, jak się kluby dogadają – ludzie nie będą od ciebie oczekiwać solidnej gry, ale siódemek-ósemek.
Zgadza się. Ale trzeba też zrozumieć, że jestem młodym zawodnikiem i zdarzają mi się wahania formy. To naturalne. Dlatego tak bardzo potrzebuję tej regularności, ale słabsze momenty muszą przyjść. Mam nadzieję, że jak najrzadziej, ale sam chcę też sobie podnieść wysoko poprzeczkę i nie mam nic przeciwko, że trenerzy i eksperci będą ode mnie dużo wymagać. Czy odkręci mi się sodówka? Nie. Zawsze od razu wylatuje mi z głowy. Zawsze jestem sobą i nie udaję kogoś, kim nie jestem.
Fot. FotoPyK