Paweł Stolarski – na dziś, powiedzmy sobie szczerze, żaden piłkarz, najwyżej kandydat – zdaniem wielu szczególnie utalentowany, ale większości ludzi znany póki co mniej więcej tak jak firma „Stolarski – drzwi i okna z Będzymina”, niespodziewanie wywołał konkretne transferowe zamieszanie. Do tego sporą dyskusję i medialną bitewkę pt. „kto poinformuje pierwszy i się nie pomyli”. Normalnie elektryzowałby pewnie większą garstkę ludzi z Krakowa i okolic. Aż tu nagle dwa (trzy?) duże kluby z Polski i kilka jeszcze większych z zagranicy stanęło na baczność, chcąc go mieć u siebie. W sumie to nawet dość przewrotne, że koniec końców w tę „zabawę” najskuteczniej włączyła się Lechia, która w podobnych wyścigach dotąd mogła robić najwyżej za niewiele znaczącego marudera.
Nagle, czego zresztą sam jestem przykładem, wszyscy piszą i dyskutują o 18-latku z Wisły, o którym Smuda, było nie było: ex-selekcjoner kadry narodowej, mówi, że nawet nie jest gotów na grę w Ekstraklasie… Ale czy to ważne? Nic tak nie grzeje ludzi, jak międzyklubowe gierki. Licytacje, przerzucanie ofertami, podbijanie stawki i prężenie muskułów. Szczególnie w „sezonie ogórkowym”.
W tej kwestii od lat niewiele się zmienia.
***
Wczoraj uświadomiłem sobie, że Rupert Murdoch, medialny magnat, ten od głośnej afery podsłuchowej w „News of the World”, wiedział o tym już jakieś 50 lat temu…
(jeśli kogoś to interesuje… jeśli nie, może od razu iść dalej, bo będzie jeszcze o Stolarskim…)
Kiedy w latach 60-tych Murdoch przejmował brytyjski The Sun, napotkał na problem, którego zupełnie się nie spodziewał. Na sytuację, na pierwszy rzut oka, bez sensownego wyjścia. Bo i co tu zrobić, żeby dziennik dobrze się sprzedawał, mimo że ci, którzy zdecydują się go kupić, czyli w dużej mierze Anglicy pokręceni na punkcie futbolu, nawet nie w stanie się z niego dowiedzieć o wyniku wczorajszego meczu. Z prostych względów – żeby wydrukować, a potem jeszcze dowieźć na czas gazetę do każdego kiosku, numer trzeba było zamknąć na długo przed zakończeniem meczów.
Co zrobił w tej sytuacji Murdoch?
Posłuchał mądrzejszego od siebie. Główny wydawca tabloidu wpadł na pomysł, żeby strony o piłce zapchać nawałnicą plotek. Przymiarek, spekulacji – kto gdzie trafi, co i kiedy zamierza. Co się nagle okazało? Ł»e gdy po jakimś czasie w The Sun dało się już zmieścić wieczorne sprawozdania z meczów… ludzie nagle zaczęli kręcić nosem. Chcieli jeszcze więcej plotek.
Czytelnik – kibic od tamtego czasu najwyraźniej aż tak bardzo się nie zmienił. Poza tym, że potrzebuje jeszcze więcej newsów, jeszcze więcej transferów, a gazetowe opisy meczów ma w głębokim poważaniu, bo przecież sam oglądał i widział. A jeśli nie oglądał, to dawno sprawdził w internecie.
(Ale to tak w ramach niezgrabnej dygresji. Gdyby ktoś miał wątpliwości… )
***
Sprawa Stolarskiego, wracając już do głównego wątku (na pierwszy rzut oka – rach ciach, podpisane, sprawa załatwiona, nie ma o czym gadać), z kilku względów wydaje mi się jednak interesująca.
Po pierwsze, ciekawe jest to, jak bardzo serio potraktowano ją w Legii. Dziś już oficjalnie nikt tego nie potwierdzi, ale dla Legii Stolarski to był absolutny priorytet na zimowe okno. W Warszawie byli w stu procentach przekonani, że warto się o niego licytować, roztaczać przed młodym kuszące perspektywy, proponować godny kontrakt i wielką, jak na 18-latka z nikłym doświadczeniem, sumę za sam podpis. Ł»aden to przypadek, że oferta opiewała w końcu na okrągły milion złotych. Podczas gdy Wisła nie zaoferowała nawet połowy tej kwoty (choć i ona, żeby być sprawiedliwym, nie zamierzała Stolarskiego finansowo pozbyć). Według szefów Legii, warto było dać aż tyle, by ściągnąć zawodnika mającego ich zdaniem wszystko, by dalej wzorcowo się rozwijać. Wkrótce już na boisku, nie na ławce.
Co nie bez znaczenia, byłby to też kolejny prztyczek w ucho krajowej konkurencji i jeszcze jeden mocny sygnał, że Legia nie tylko z powodzeniem szkoli własną młodzież, ale też jest w stanie wyławiać najzdolniejszych z innych klubów, mając u siebie najlepsze perspektywy. Nawet jeśli w przypadku Stolarskiego wiązałoby się to z niezłą szkołą życia, jaką niedawno już przechodził Bereszyński. Właściwie, szybki rzut oka na wiślackie fora wystarczy, by mieć pewność, że tak by się to skończyło.
„Ktoś mu zrobił gówno z mózgu, niech już idzie jak najdalej”
„Ch** mu w d*** nawet jak wybiera Lechię. Zamiast dać nam zarobić, to da komu innemu”
„Lepiej kupić jakiegoś Murzyna za parę groszy niż mieć takich wychowanków”
„Adios amigo, krzyż na drogę. Do Krakowa nie wracaj.”
„Gnojek spierd*** za kasą, a gdyby nie Wisła, to byłby nikim”
Do wyboru, do koloru, można by tak cytować jeszcze długo. Tylko po co?
***
Historia Stolarskiego miała w ostatnich tygodniach tyle wątków, że mieszała w głowach nie tylko dziennikarzom, ale i samemu piłkarzowi. Mieszała siłą rzeczy też jego rodzicom, którzy – nie łudźmy się – mieli tu do odegrania wielką rolę. I co jest dla mnie w tej sprawie wyjątkowo oczywiste: nie kierowała nimi chęć szybkiego zysku. To nie był skok na kasę. Gdyby chodziło o drogę na skróty, Stolarski już dziś wpatrywałby się w zagranicznych kontrakt (np. z Sampdorią Genua). I widniałyby w nim zupełnie inne kwoty niż te, które zaoferowała Lechia. Nie chodziło o pieniądze, chodziło o perspektywy – gry i dalszego rozwoju.
Czas pokaże na ile Pawłowi da je Lechia, ale co dla mnie w tej chwili równie istotne i ciekawe, to silne obawy Stolarskiego i rodziny, czy te perspektywy może dać mu Wisła. Nie dlatego, że jest od Lechii silniejszym klubem, ale ze względu na to, kto jest dziś jej trenerem i jaką ma wizję.
Sam Smuda, na tyle, na ile miał wpływ na całą sprawę, położył ją po całości…
Jeszcze dwa dni temu opowiadał jak to skutecznie przekonał Stolarskiego, żeby ten pozostał w Wiśle i że według jego wiedzy, temat powinien być zamknięty najpóźniej do piątku. Wielu uwierzyło i najchętniej już otwierałoby szampany, zupełnie nie biorąc pod uwagę, że rynek transferowy rządzi się pewnymi prawami. Ł»e to niestety skomplikowany świat, w którym nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, a to co pan piłkarz / trener mówi dzisiaj, jutro może już nic nie znaczyć. I ten piłkarz / trener nie będzie widział w tym problemu. Najmniejszego. Fajnie w kontekście Mourinho ujął to kiedyś (w książce Patricka Barclaya) pewien psychoanalityk, który stwierdził, że słuchając słów Portugalczyka każdy dziennikarz w pierwszej kolejności sam powinien zadać sobie jedno pytanie: „dlaczego ten fałszywy sukinsyn mnie okłamuje?”.
W przypadku Smudy równie dobrze mogłoby to być pytanie: czy on na pewno wie, co mówi?
Smuda w czasie tej samej, wtorkowej konferencji, kiedy ciągle trwała ostra licytacja, kiedy po Stolarskiego zgłaszały się naprawdę silne kluby, jemu samemu wysłał niepokojący sygnał. Smuda – trener w klubie, który za wszelką cenę stara się utrzymać zawodnika, z rozbrajającą szczerością oświadcza wszem i wobec, że Paweł jest ciągle niegotowy na grę w Ekstraklasie i w sumie to sam powinien dobrze o tym wiedzieć. Stolarski był akurat całkiem przeciwnego zdania. Chciałby, aby traktować go jak gotowego, zanim – jak wielu przed nim – stanie się niegotowy permanentnie i zmarnuje karierę.
Smuda nie dostrzegł też niestety, że są na rynku inne kluby, które zdanie zawodnika podzielają. Kto wie zresztą, czy za parę miesięcy nie okaże się, że nie była to jego jedyna odważna deklaracja dotycząca młodego zawodnika Wisły, w której Franz, świadomie bądź nie, rozminął się z prawdąâ€¦
***
Sprawa Stolarskiego przy okazuje pokazuje jeszcze jeden ważny problem Wisły, która moim zdaniem przegrywa dziś podwójnie. Bo to zawsze problem i sygnał dający do myślenia, kiedy twój utalentowany młodzieżowiec zamienia dobrze znany klub i dobrze znany Kraków na nieznaną i niekoniecznie lepszą Lechię.
Ale być może lepszą dla niego na ten moment…
Odchodzi nie dlatego, że wie, że jest za słaby, nie dlatego, że wskoczył w ewidentnie zbyt duże buty, ale przez to, że akurat w tym klubie – właśnie w Wiśle – nie widzi dla siebie roli, do jakiej czuje się gotowy. Nie widzi dobrej przyszłości. I paradoksalnie, to jest właśnie ten podwójny problem Wisły. Kwestia nie jednego zawodnika, ale długofalowego schematu postępowania. Jeśli dziś tej roli i przyszłości w Wiśle dla siebie nie widzi Stolarski, jeśli odejście otwarcie doradzało mu kilku bardziej doświadczonych zawodników, to jest to dość wyraźny znak dla wielu mu podobnych, którzy w tym klubie też za chwilę nie zobaczą dla siebie jutra.
Prosty wniosek. Młody, świadomy piłkarz, a takich mimo wszystko będzie coraz więcej, nie patrzy już tylko na białą gwiazdę w herbie i trzynaście mistrzostw Polski. Patrzy na to jak traktują tam swoich zawodników. Dlaczego Legia, mniejsza już o Stolarskiego, stała się w ostatnim czasie dla wielu młodych tak kuszącym magnesem? Bo na żywych przykładach – Rybusa, Borysiuka, Furmana, Łukasika – pokazała, że można. Ł»e można do niej pójść nie tylko po to, żeby w CV wpisać sobie później ładną nazwę.
Wisła ostatnio non stop pokazuje coś całkiem odwrotnego.
Jeśli dziś nie szkolisz, nie wychowujesz, nie dajesz szansy i perspektyw, to nie tylko nie licz na własną młodzież, ale też nie spodziewaj się, że za moment inni będą chcieli grać dla ciebie.
I nie dziw się, jeśli zamiast Wisły wybiorą na przykład Lechię.
PAWEŁ MUZYKA