W Europie rynek transferowy rozkręca się w podobnym tempie, jak tegoroczna zima w Polsce. Tak jak w poprzednich latach, kluby zdają się czekać na ostatni dzień okienka transferowego, w którym to przeprowadzą jakieś 21351 transakcji. Do tego czasu pozostaje nam zadowolić się niewielką liczbą mniej lub bardziej nieefektownych ruchów transferowych. W drugim tygodniu stycznia najwięcej działo się w Niemczech, do czego w dobie wszechobecnego kryzysu zaczynamy się pomału przyzwyczajać. Obserwujemy też wzrost popularności amerykańskiej MLS, którą najwyraźniej przestano traktować jak ostatni przystanek przed emeryturą. Zapraszamy do przeglądu najciekawszych transferów ostatniego tygodnia w Europie.
Sidney Sam w Schalke 04
W tym sezonie Sam w barwach Bayeru Leverkusen wystąpił łącznie w dziewiętnastu meczach, w których zdobył jedenaście goli i zaliczył siedem asyst. Jest jednym z architektów fantastycznej rundy „Aptekarzy”, którzy zajmują drugie miejsce w Bundeslidze i wyszli z grupy w Lidze Mistrzów. Jak do tej pory w dorosłej reprezentacji Niemiec rozegrał pięć spotkań. Trudno się dziwić, że jego przenosiny do Schalke w Niemczech okrzyknięto mianem transferowego hitu. 25-letni napastnik podpisał kontrakt aż do 30 czerwca 2018, także już mniej więcej wiemy, kto w najbliższych latach będzie odpowiadał w Gelsenkirchen za strzelanie goli. Transfer ten to z pewnością dobra wiadomość dla Arkadiusza Milika, któremu po powrocie z Augsburga ubędzie jeden konkurent do gry.
Artjoms Rudnevs w Hannoverze
Jeżeli transfer Sidneya Sama wywołał temat Milika, to zmiana klubu przez Rudnevsa z pewnością wpływa na sytuację Artura Sobiecha w Hannoverze. Jeśli chodzi o czysty bilans – Polak wyraźnie przegrywa z Łotyszem. Ekstraklasa – Sobiech 70 meczów/21 goli, Rudnevs 56/33. Bundesliga – Polak 53/9, Łotysz 41/12. Wygląda na to, że były piłkarz Lecha z miejsca wskoczył na wyższą pozycję w klubowej hierarchii napastników. Pamiętajmy, że obydwu panów pogodzić może ktoś z trójki Didier Ya Konan, Vladimir Sulejmani i przede wszystkim ciągle pozostający w klubie Mame Diouf. Na udowodnienie swojej klasy Łotysz będzie miał pół roku, po którym Hannover będzie mógł go wykupić z HSV za dwa miliony euro.
Kelechi Iheanacho w Machesterze City
Uspokajamy wszystkich, którzy sądzą, że były zawodnik Wisły Kraków właśnie przebił sobie numery i wcielił się w rolę utalentowanego juniora – ten Ikeanacho nigdy w Polsce nie grał i raczej się na to nie zanosi. Kelechi trafił na tę listę w myśl przyjętej przez nas zasady przedstawiania transferów najzdolniejszych młodych piłkarzy. Nie mamy tu do czynienia z typową zmianą klubu – póki co uzgodniono warunki umowy, która wejdzie w życiu w październiku tego roku, kiedy Nigeryjczyk skończy osiemnaście lat. Siłą rzeczy wszystkie szczegóły przyszłego kontraktu negocjował ojciec piłkarza. Nie jesteśmy pewni, czy City to najlepszy kierunek dla tak młodego zawodnika, zwłaszcza że do ostatnich chwil w grze pozostawały słynące z pracy z młodzieżą Arsenal, Udinese i Porto. Niemniej bardzo prawdopodobne, że sztab szkoleniowy Manchesteru z miejsca wypożyczy Nigeryjczyka do klubu, w którym będzie miał szansę na regularną grę. Warto podkreślić, że Kelechi został wybrany najlepszym zawodnikiem zeszłorocznego turnieju MŚ U-17, w którym zdobył sześć bramek.
Aiden McGeady w Evertonie
Polscy kibice świetnie pamiętają jak ten nastoletni chłopak dobrze współpracował w Celticu z jeszcze regularnie trafiającym Maciejem Ł»urawskim. McGeady był wtedy najbardziej rozchwytywanym piłkarzem w całej Szkocji, a zainteresowanie nim wyrażała połowa klubów Premier League. W 2010 roku Irlandczyk zaskoczył wszystkich – zdecydował się podpisać 4,5-roczny kontrakt ze Spartakiem Moskwa. Tym samym zszedł z pola widzenia większości kibiców śledzących europejski futbol. Niedawno sytuacja uległa zmianie – jak poinformował Everton na swoim twitterowym profilu – McGeady został nowym piłkarzem „The Toffees”. Tym samym Irlandczyk w końcu trafił do Premier League, w której przed laty wróżono mu fantastyczną karierę. Co prawda 27 lat to trochę późno jak na wchodzenie na najwyższy piłkarski poziom, ale – jak to mówią – lepiej późno, niż wcale.
Michael Bradley odchodzi z Romy
Odejście Bradleya do MLS to niejako znak obecnych czasów, w których coraz więcej piłkarzy przychylnym okiem spogląda w stronę Ameryki Północnej. Toronto FC zapłaciło za 26-letniego pomocnika Romy aż dziesięć milionów dolarów, co oznacza, że po prawie ośmiu latach spędzonych w Europie Amerykanin wraca do swojej ligi ojczystej. Warto podkreślić, że nie mamy tu do czynienia z odejściem piłkarza drugoplanowego, nieprzydatnego dla zespołu. Bradley, podczas swojego 1,5-rocznego pobytu w Romie, wystąpił 41 razy w Serie A. Podczas całego swojego europejskiego epizodu tylko jedno półrocze miał zupełnie nieudane – wypożyczenie do Aston Villi w 2011 roku. Poza tym Amerykanin zawsze był ważnym piłkarzem dla zespołów, w których grał. O jego klasie wiele mówi też bilans reprezentacyjny – w kadrze USA rozegrał 80 meczów, w których zdobył 11 goli.
Jonás Gutiérrez w Norwich
Wydaje się, że wypożyczenie Jonása Gutiérreza do Norwich nie elektryzuje za bardzo kibiców, zwłaszcza w kontekście bilansu, jaki były piłkarz Newcastle uciułał w obecnym sezonie – dwa rozegrane mecze i tylko 63 minuty spędzone na boisku. Rzecz jasna na taki wynik spory wpływ miała kontuzja, której Argentyńczyk nabawił się na początku rundy. Warto podkreślić, że Gutiérrez dopiero po raz pierwszy stracił miejsce w swoim klubie odkąd w 2005 roku trafił do Europy. 30-letni lewy pomocnik może się pochwalić 96 meczami w barwach Mallorki i 177 występami w zespole „Srok”. I to właśnie jego doświadczenie ma pomóc Norwich w walce o utrzymanie. Gutiérrez ma również cel osobisty – od ponad dwóch lat nie wystąpił w koszulce Argentyny w oficjalnym meczu. Co prawda nie wróżymy mu powrotu do kadry na brazylijski mundial, ale też nie chce nam się wierzyć, że zakończy grę w reprezentacji tylko z 22 meczami na koncie.
Sebastian Rode w Bayernie
Bayern Monachium nie zwalnia tempa i, podobnie jak w przypadku Roberta Lewandowskiego, już w styczniu ogłosił transfer kolejnego czołowego piłkarza Bundesligi – Sebastiana Rode. W minionej rundzie 23-letni defensywny pomocnik był dręczony przez kontuzje, co wyraźnie odbiło się na formie całego Eintrachtu – ekipa z Frankfurtu zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkową. W poprzednim sezonie, między innymi dzięki świetnej grze Rode, Eintracht zakończył rozgrywki na szóstej lokacie, dającej prawo gry w Lidze Europy. My jednak mamy co do tego transferu mieszane uczucia. Oczywiście 23-latek z Niemiec to piłkarz bardzo dobry, ale jakoś nie potrafimy go sobie wyobrazić w pierwszym składzie Bayernu. Jeżeli Guardiola nie wpadł na jakiś niespodziewany pomysł w kontekście tego zawodnika, to obawiamy się, że jego kariera może gwałtownie wyhamować.