Bogdan Straton – symbol wywrotek zagranicznego szrotu sprowadzanego do Ekstraklasy. Facet, który ani w nogach, ani w CV nie miał absolutnie niczego godnego uwagi. Siedział na ławce w drugiej lidze rumuńskiej. Miał już swoje lata, wcześniej nie grał w żadnym sensownym klubie. I nagle stał się niezbędnym stoperem numer 5 w Widzewie. Bez testów za ponad 20 kawałków miesięcznie. Rumuński Beckenbauer dla ubogich przemknął przez Polskę jak kometa, nie zagrał w lidze ani minuty, rzadko siadał choć na ławce, ale my pamiętamy i dziś uroczyście ustanawiamy nagrodę jego imienia. Nagroda imienia Bogdana Stratona dla najbardziej nieprzydatnych z całego zagranicznego zaciągu, który w tej rundzie trafił do Ekstraklasy. W lidze posiadającej tak wielką tradycję do grzebania w kontenerach na piłkarzy jest na nią zapotrzebowanie.
Nie będziemy dłużej dawkować emocji. Poznajcie wyniki:
Burdenski był faworytem od początku. To jak wytypowanie zwycięzcy walki Kliczko – Najman. Gdyby bukmacherzy przyjmowali zakłady na zdobywcę pierwszej nagrody imienia Bogdana Stratona, kurs na Fabiana oscylowałby w granicach 1.0001. Sprowadzony z czwartej ligi, gdzie kibice Magdeburga na forach wiwatowali, że udało się go wypchnąć z klubu. Ściągnięty ewidentnie po układzie. Ostatecznie wynik Burdenskiego w Ekstraklasie nie mógłby być bardziej efektowny: jedna rozegrana minuta! Wspaniałe. Symboliczne. Godny zwycięzca. Jeśli pamiętasz jego występ, jeśli widziałeś na żywo jak Burdenski kopie piłkę dla Wisły, to naprawdę będziesz miał co opowiadać wnukom.
Na drugim miejscu plasuje się czarny koń do nagrody na największy ligowy ręcznik jesieni Rybansky. Oglądanie meczów Podbeskidzia nie należało do najbardziej zajmujących zajęć, ale przynajmniej przez długi czas popularny Ladislav dbał o kabaretowe elementy. Król wybijania piłek pod nogi napastników, na przedpolu pewny i gibki jak wypchana kobra, na linii aktywny jak śpiący na torach. Ma ogromny marketingowy potencjał. Nagrać jego interwencje i wydać DVD o nazwie „Jak nie bronić” to gwarantowana żyła złota.
Pod względem klubowym całą stawkę o dwie długości zdystansował Piast, który wyjątkowo aktywnie przeszukiwał latem wysypiska. Udało się wypatrzeć na nich zwłoki Collinsa Johna, bo po tym piłkarzu, byłym reprezentancie Holandii, zostało wyłącznie nazwisko. Siedemnaście minut przez całą rundę to i tak sukces jak na kogoś, kto w rzeczywistości praktycznie nie grał od paru lat. Brawo dla Piasta za aktywizację zawodową osób będących na emeryturze. Rabiola z kolei był głównym hamulcowym ofensywy Piasta, sabotażystą, dwunastym graczem rywali. Nieważne jak dobrą sytuację wykreowali mu koledzy, wszystko w tej rundzie dał radę zmarnować. Gdy gliwiczanie próbowali napocząć rywali Portugalczykiem, miało to grację zmagań szczerbatego z kajzerką. Trzeci reprezentant ekipy Brosza, Carles Martinez, nie okazał się drugim Xavim, nie okazał się nawet drugim wyróżniającym się młodzieżowcem z lokalnego orlika. Doskonały podawacz bidonów z ławki, ale nie mamy pewności, że ta umiejętność pozwoli mu na pozostanie w klubie.
Nasz ranking byłby niepełny bez kogoś Zagłębia, czyli objazdowego cyrku, gdzie brakowało tej jesieni tylko baby z brodą, bo człowiek guma ewentualnie był, na bramce. Guldan rozegrał bardzo dużo minut, a więc przyłożył nie jedną rękę, ale dwie i jeszcze pół nogi do fatalnej gry lubinian. Pod względem not jest jednym z najgorszych piłkarzy całej ligi, gdy brać pod uwagę tych, którzy grali naprawdę sporo. Gavish może nie dał się poznać jako tragiczny piłkarz (choć murem nie do przejścia, jednoosobową fortecą też się nie okazał), ale jego transfer był pozbawiony sensu. Nie mający pieniędzy na papier toaletowy Śląsk ściąga piłkarza aż z Izraela, sadza go na ławce, ostatecznie i tak kończy na dole tabeli. Junior w miejscu Gavisha nie zrobiłby żadnej różnicy in minus, a odciążyłby budżet.