– Gdybym miał wymienić jeden klub, który ma zajebistą kondycję finansową, to nie kojarzę. Nie jestem w stanie zrozumieć myślenia, że grając w piątej czy szóstej lidze grasz po to, by zarobić pieniądze. „Musisz mi zapłacić, bo to już nie jest piździawka”. W Holandii trzecia liga jest już amatorska, a nie mam wrażenia, żeby ktoś powiedział „polskie ligi lepsze od holenderskich” – mówi Radosław Rzeźnikieiwcz z Kartofliska.pl, którego poprosiliśmy, by odniósł się do ostatniej dyskusji na temat pieniędzy w niższych ligach.
Krzysiek Stanowski napisał ostatnio w felietonie, że w takim ŁKS Łomża albo w innym klubie z niższych lig powinno jasno powiedzieć się ludziom: Słuchajcie, tutaj się nie zarabia. Spora polemika się potem zrobiła. Jak ty to widzisz?
– Szczerze to nawet nie wiem, w której lidze gra ta Łomża, ale dla mnie to jest już liga wyższa, nie żadne tam kartofliska. Ale czy tam powinny być pieniądze? Ja akurat w piłce najbardziej lubię niekomercyjność. Jak jadę na mecz, to chcę widzieć, że tym ludziom naprawdę chce się grać, że przyszli tu nie dlatego, bo ktoś im płaci. Oni czasem rezygnują z obiadu u cioci, z jakichś urodzin. Przyjeżdżają i grają tylko i wyłącznie z pasji. I takie rzeczy chce mi się oglądać. Gdybym miał jeździć na ósmą ligę i na każdym meczu piłkarze przeliczaliby finanse, to by mi się nie chciało.
Na Sulejówek jeździsz, a tam jest kasa.
– No tak, tam są jakieś pieniądze. Oni co roku przeliczają, żeby awansować, ale umówmy się – mają jednego piłkarza, który strzela gole, więc awansować jakoś nie mogą. Sulejówek wynika z tego, że mają sztuczne oświetlenie i mecze są wieczorami, więc łatwo je połączyć z innymi. To tylko dlatego. Mówię – dla mnie w piłce najważniejsza jest naturalność, to, że ludzie reprezentują dzielnicę, na trybunach siedzą ich kumple i coś się fajnego zaczyna w tym wszystkim tworzyć. W momencie, kiedy wprowadzasz tam finanse albo ściągasz zawodników z lepszych klubów, robią się jakieś zaburzenia. Zaczynają się chore klimaty.
Czyli zgadzasz się z tekstem Stana? Płaćmy, ale na najwyższym poziomie. Hobby to hobby.
– Zgadzam się, bo jakie tam były główne zarzuty? Ł»e ci piłkarze poświęcają tyle czasu? No bez jaj.
Był jeszcze głos, że jak nie będziemy płacili w niższych ligach to się poziom obniży…
– Zastanawiam się po chuj nam w ogóle wysoki poziom niższych lig? Do czego nam to potrzebne? Spotkam się z gościem z Hiszpanii i on mi powie: „słuchaj, nasza kadra najlepsza, La Liga najlepsza, ale ta wasza 5 ligąâ€¦ nie no, szacunek”. Przecież to śmieszne. Pieniądze powinny być na najwyższym poziomie, a niższe ligi niech zostaną od początku do końca amatorskie. Jeżeli cokolwiek płacić, to w formie premii. Pensje miesięczne to dla mnie absurd. Po co płacić gościowi w IV lidze, gdzie jego jedynym sukcesem może być to, że osiągnie środek tabeli. Oni mówią: poświęcamy mnóstwo czasu… No to może kibicom płaćmy? Oni też poświęcają. A jestem pewien, że ludzie z zewnątrz bardziej mogą kojarzyć jakąś fajną oprawę ŁKS Łomża niż jakiegoś zawodnika, który strzelił kilka goli i nikt go nie zna.
Znasz od podszewki te wszystkie kluby B-klasy, A-klasy, okręgówkę itd. Jak tam wyglądają finanse? Jest ktoś, kto płaci ponadprzeciętnie?
– W niektórych klubach coś tam jest, ale to nie jest kasa, że opłaca ci się tylko grać. Wygrasz mecz w okręgówce, to dostaniesz 50 złotych na piwo i cześć. To akurat rozumiem, za dobrze wykonaną robotę można dać coś extra. Kiedyś byłem w knajpie, gdzie odbywało się spotkanie drużyny B-klasy przed rundą wiosenną. Wstaje właściciel i mówi: „chłopaki, to jest nasz sezon. Jak wygramy wszystkie mecze, to nie obiecuję, ale być może pojawią się pieniądze. Kto wie, może na wakacje będzie” . Wychodziło tam po 400 złotych na łeb. No ok. Prywatne pieniądze. Ale wywalać kasę z gminy? Dofinansowania publiczne nie są korzystne, bo jak gdzieś pojawia się kwota X, to wiadomo, że wcześniej było 20x. Nie mam dowodów, ale coś takiego bym podejrzewał.
Gdzie jest w ogóle ta granica między hobby a zawodem?
– Niepoważna piłka kończy się chyba na poziomie 2 ligi. Rozmawiałem z gościem, który grał w trzeciej i teraz awansował. Mówi, że wymagania są takie, żeby ci zawodnicy mieli pełną dyspozycyjność. No i gość się zastanawiał: awansowałem, spełniłem jakieś swoje marzenie, ale co dalej? Mam 22 lata, czy mi się opłaca tutaj grać i liczyć, że się wybiję? Czy iść do normalnej roboty, a w piłkę grać hobbistycznie w 6. lidze? No i zdecydował się na to drugie. Zarobi w robocie, a w piłkę pogra dla funu. I to chyba zdrowy układ. Coraz więcej osób to dostrzega. Ostatnio w jednym z klubów trener powiedział, że odchodzi, bo dostał zajebistą posadę poza piłką. Jak go okrzyknęli chujem, to tłumaczył się, że samochód mu się zepsuł” Jak ty nie masz czym dojeżdżać, jak ty zarabiasz 1500! Mógłbyś sobie auto kupić!”.
Zaobserwowałeś jakiś klub, gdzie jest jakiś krezus i kopiąc hobbystycznie można nieźle zarobić?
– Gdybym miał wymienić jeden, który ma zajebistą kondycję finansową, to nie kojarzę. Nie jestem w stanie zrozumieć myślenia, że grając w 5 czy 6 lidze grasz po to, by zarobić pieniądze. „Musisz mi zapłacić, bo to już nie jest piździawka”. W Holandii trzecia liga jest już amatorska, a nie mam wrażenia, żeby ktoś powiedział „polskie ligi lepsze od holenderskich”. Przypomniała mi się historia, jak kiedyś chodziłem po forach dyskusyjnych lig szóstek w Warszawie, a tam post gościa typu „a ja wyjechałem na Wyspy Owcze, gram w drugiej lidze i zarabiam tyle i tyle. Jakbyście chcieli dołączyć, to macie moje namiary”. No więc może to jest jakaś wskazówka. Jak już ktoś tak bardzo chce kopać po czole i zarabiać, to być może właśnie te Wyspy Owcze…
A jak w ogóle jest w innych krajach? Jeździsz trochę, to pewnie wiesz.
– Wydaje mi się, że szerzej rozwinięta jest idea support local football club. Tam bilety nie są tanie. Piłkarze może nie zarabiają, ale przynajmniej w klubie wszystko jest jak należy. Siatki całe, piłki napompowane itd. Pozyskuje się fundusze na każdym kroku. W Anglii są np. programy meczowe, gdzie możesz być sponsorem piłki meczowej albo skarpety zawodnika z nr 5. Chciałem kiedyś umieścić tam reklamę kartoflisk, ale nie było miejsce. Wszystkie skarpety i koszulki były zarezerwowane. Teraz byłem w Berlinie i była dobra historia, bo główny sponsor jest losowany. Zgłosiło się kilkanaście firm i wylosowano… gejowsko-lesbijski klub z Monachium. No więc zabawnie, chociaż i tak najbardziej rozwaliła mnie mecz ósmej ligi z dziewiątą, gdzie wyszło na jaw, że cała drużyna poszła do buków… Miniafera się zrobiła.
U nas nie stawiają?
Pytałem się kumpla, czy ktoś obstawia u nas te niższe ligi i mówi, że obstawiają, ale Wietnamcy. Oni napieprzają te niższe ligi, chociaż nic nie rozumieją. Stawiają na faworytów, nawet jak raz kursy się przez przypadek źle wstawiły, to i tak dali błędnie. A czy piłkarze stawiają, to nie wiem. Generalnie skromnie jest, co tu dużo gadać. Sytuację finansową w niższych ligach najlepiej pokazuje historia, jak szedłem na mecz i dzwoni do mnie kumpel: „słuchaj, nie masz co przychodzić, bo nic nie będzie”.
– Jak to nie będzie?
– Boisko niezapłacone.
– Za ile niezapłacone?
– Dwa mecze
– Słuchaj, jak już wyszedłem z domu, to wpadnę…
Na miejscu zaczęli tłumaczyć, że przelew nie doszedł, że jutro oddadzą. Jakby mieli przy sobie gotówkę, to by zapłacili. No dobra, pomyślałem. Wręczyłem pieniądze i mówię „gramy”. Zespół, któremu kibicuję mógł wygrać walkowerem, a tak niestety przegrałâ€¦
A oddali kasę?
– Nie, przestali istnieć.
ROZMAWIAŁ GRAB