Piotr Parzyszek: – Odejdę zimą albo powalczę o króla strzelców ligi

redakcja

Autor:redakcja

18 listopada 2013, 23:56 • 16 min czytania

– Wiadomo, że media bardzo to wszystko rozdmuchują, ale trener, który pracował u nas w klubie z Huntelaarem, powiedział, że w wieku 16 – 17 lat byliśmy na tym samym poziomie. Nieraz mi powtarza: „pracuj, a możesz mieć taką samą karierę, jaką zrobiłâ€¦” – opowiada w rozmowie z Weszło Piotr Parzyszek. Młodzieżowy reprezentant Polski powołany na wtorkowy mecz z Grecją, napastnik De Graafschap. W kadrze chowający się w cieniu Arkadiusza Milika, za to będący dziś najlepszym strzelcem drugiej ligi holenderskiej. Wspólnie próbowaliśmy odpowiedzieć sobie między innymi na pytanie: czy to on aż tak dobrze rokujący, czy tylko liga aż tak słaba? Zapraszamy.

Piotr Parzyszek: – Odejdę zimą albo powalczę o króla strzelców ligi
Reklama

14 goli w 15 meczach, pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców. Nie idzie to trochę… zbyt łatwo?
– Sam nie wiem. Za cel postawiłem sobie strzelić przynajmniej 12 goli, czyli o 2 więcej niż w poprzednim sezonie. Na początku w pięciu meczach nie trafiłem ani razu i szczerze mówiąc trochę już się bałem, że coś nie gra. Miałem sytuacje, ale ich nie wykorzystywałem. W końcu trafiłem z młodym PSV, później dwa razy z Den Bosch i wygląda na to, że się odblokowałem. Teraz trzeba iść do przodu.

Stawiasz sobie konkretne liczbowe założenia. „Strzelę 10, strzelę 15”.
– Bo gdybym tego nie miał, chyba bym się zgubił. Trener otwarcie mi powiedział, że w tym roku jestem napastnikiem numer jeden w klubie. Kiedy masz tego świadomość, musisz od siebie wymagać.

Reklama

W poprzednim sezonie w De Graafschap seriami trafiało kilku zawodników. Sam Anco Jansen miał aż 21 bramek. Co się stało, że teraz nagle jest Parzyszek i długo, długo nikt?
– Zmieniliśmy system. Wcześniej graliśmy 1-4-4-2 i Jansen był w nim naszym najważniejszym zawodnikiem. Teraz ja jestem środkowym napastnikiem, do którego idzie większość piłek. Jansen latem chciał odejść do innego klubu, co było nawet logiczne, bo jest naprawdę dobrym zawodnikiem, tylko że głupio to rozegrał. Miesiąc przed zamknięciem okna poszedł do prezesów i powiedział, że on już więcej nie trenuje, bo i tak odejdzie. Kluby niby się zgłaszały, ale De Graafschap ciągle podbijało cenę. Trochę się przeliczył. Został, wrócił do drużyny, ale teraz to on gra dla mnie, a nie ja dla niego. Role się odwróciły.

Gracie w konfiguracji 1-4-3-3, ale wygląda na to, że drużyna pracuje głównie na twoje gole.
– Ci, którzy grają po bokach mają 3, 4 bramki, a ja mam ich 14. Wrzucają mi dużo piłek. Nasz trener – Pieter Huistra sam był kiedyś takim zawodnikiem, pracującym na środkowego napastnika. Zawsze powtarza, że to też jest rola na boisku – dać w sezonie 20 asyst, niekoniecznie 20 goli. Czuję, że w tym momencie jestem dla trenera ważny, że liczy właśnie na mnie. Rok temu jeszcze tego nie było.

Kibice się nie burzą, że facet, który trafił 21 goli razy w poprzednim sezonie musiał ustąpić miejsca?
– Do Jansena wszyscy stracili szacunek. Cud, że w ogóle jeszcze gra w De Graafschap. Miesiąc nie trenował, to był jego wybór. W ostatnich godzinach okienka transferowego chciały go jeszcze trzy czy cztery kluby, ale on wszystko blokował, bo uznał, że oferują mu za mało.

W drugiej lidze holenderskiej, żeby zostać królem strzelców, potrzeba około…
– 30 goli.

O czym to twoim zdaniem świadczy? Wielu ludzi w Polsce musi się zastanawiać, czy ten Parzyszek naprawdę tak dobrze rokuje, czy tylko ta liga jest tak słaba? Sam się nad tym zastanawiam.
– Gram w dobrej drużynie, patrząc na indywidualności – w najlepszej w całej lidze. Czasem nie funkcjonujemy jako zespół, ale w każdym meczu dostaję szanse do strzelenia gola. Dwie, trzy okazje to minimum. Może to też wina obrony innych drużyn, ale nie powiem, że poziom jest niski, to nieprawda.

Jak wygląda gra drużyn z samego dołu tabeli drugiej ligi?
– Niektóre w ogóle nie mają systemu, grają „jeden na jeden” na całym boisku.

I to twoim zdaniem nie świadczy o słabości ligi?
– Jest dużo fizycznej walki, znacznie więcej niż w Eredivisie. Kilka drużyn gra naprawdę dobrze technicznie, ale w tej walce nie dają sobie rady. Drażnią mnie opinie, że druga liga holenderska to półamatorka, bo jak czasem patrzę na Ekstraklasę, to mógłbym się założyć, że gdyby zagrać – pięć drużyn naszej ligi na piątkę najlepszych w Polsce, to byłoby ciekawie i różnice nie byłyby duże.

W jednym z wywiadów powiedziałeś kiedyś, że zawsze wiesz o tym, kiedy zagrasz dobrze, a kiedy źle i zupełnie nie zwracasz uwagi na opinie z zewnątrz. To trochę poza czy aż taka pewność siebie?
– Po prostu wiem, że tak jest. Jak czuję, że zagrałem słabo, a ktoś mi mówi, że wcale nie, to od razu go skontruję. Szanuję opinie trenera, zawsze wytyka mi błędy, ale regularnie dostaję też wideo – wycięte wszystkie indywidualne zagrania w całym meczu. Na tym wszystko widać. Trenerzy zawsze mnie za to szanowali, że wiem kiedy zagrałem dobrze, a kiedy zawaliłem i czego mi jeszcze brakuje.

Zakładam, że masz plan powalczyć o tytuł króla strzelców.
– Sytuacja tak się ułożyła, że muszę o tym myśleć. Nie wiadomo, co się zdarzy w zimowym oknie, ale powalczę na pewno. W ostatnich latach królami strzelców byli głównie starsi zawodnicy…

W poprzednim sezonie Jack Tuyp, później odszedł na Węgry do Ferencvarosu…
– To trochę sytuacja jak z Voskampem. 29 lat, koniec kontraktu w Holandii i wyjazd za granicę dla zarobienia kasy. Z tego co wiem, Tuyp mógł pójść do AEK Ateny, zagrałby na wyższym poziomie, ale w Grecji jest taki kryzys, że wolał wybrać Węgry, bo tam dostał kasę. O to mu chodziło. Sam w wywiadach mówił, że nie ukrywa, że jego następny transfer będzie pod kątem pieniędzy.

W średniaku Eredivisie nie zarobiłby lepiej?
– Widocznie za mało.

Specjalnie sprawdziłem, co się działo z królami strzelców waszej ligi i tu zdecydowanie nie ma szału. Tuyp siedzi na ławce na Węgrzech, wicekról ostatniego sezonu Joey Godee odszedł do Belgii i też skończyło się niewypałem, za moment wrócił do Go Ahead Eagles.
– Poszedł do Cercle Bruge, bo tam był trener, który go znał, ale po dwóch meczach został zwolniony i widzisz – Godee od razu przestał grać. A też miał ofertę z Holandii, z Utrechtu, ale wolał Belgię. Tak naprawdę, jedynym królem strzelców drugiej ligi, który zrobił dużą karierę był Huntelaar.

Jesteś dobrze zorientowany, co się dzieje. Widać, że tym żyjesz.
– Śledzę, interesuję się. O sobie też wszystko czytam, chociaż się tym nie przejmuję, bo nieraz sam wiem, że zagrałem słabo, a na forach ludzie piszą zupełnie coś innego. Widzę, że nie patrzą w ogóle, co się dzieje na boisku, tylko piszą tak, bo lubią mnie jako zawodnika. Na odwrót też to działa – jak ktoś mnie nie szanuje, to będzie komentował, że nie umiem grać w piłkę, nawet jak strzelę hat-tricka.

Czujesz, że potrzebujesz już kroku naprzód, spróbowania się w naprawdę poważnej piłce?
– Wiem co potrafię, ale na poziomie drugiej ligi dłużej grać nie mogę. Nawet kiedy przyjeżdżam na kadrę U-21, to widzę, że poziom treningów jest o wiele wyższy niż w klubie. Szybkość gry piłką, dokładność podań… Chciałbym na takim poziomie zostać, trenować w ten sposób od poniedziałku do piątku i na tym poziomie grać mecze. Dlatego następny krok jest mi potrzebny, jak najszybciej.

Nie myślisz już o tym, że mógłbyś drugi raz powalczyć o Eredivisie z De Graafschap?
– W ostatnią sobotę grali beze mnie i zremisowali. Czytałem, że mieliśmy 30 strzałów na bramkę, a rywal 2, i jeszcze nie wykorzystaliśmy karnego. Jeśli chcemy awansować, to takie mecze musimy wygrywać po 5:0. Porażki z konkurencją z czołówki czasem się zdarzają, ale nie możemy tracić punktów z drużyną, która nie potrafi w meczu wymienić kilku podań. W poprzednim sezonie mieliśmy szansę w barażu, ale odpadliśmy z Rodą. U nas było 1:1. Na wyjeździe strzeliliśmy już po pięciu minutach, tylko że później nasza obrona popełniła trzy błędy w dziesięć minut. W najważniejszym meczu sezonu…

Nie wiem czy to czujesz, ale wiele twoich słów jednak wskazuje na słabość i ligi, i twojego zespołu.
– Gdybym miał 28 lat i grał ciągle w drugiej holenderskiej, to miałbym poczucie, że nie wykorzystałem tej kariery tak, jak mogłem. Ale ja mam niecałe 20 lat, a to jest dobra liga do rozwoju.

Czujesz się najlepszym zawodnikiem De Graafschap? Pytam, bo pewności siebie raczej ci nie brakuje.
– Najlepszym jest Anco Jansen. Piłkarsko, zdecydowanie, tylko ma jeden problem – jest egoistą, nie gra drużynowo i być może dlatego nie zrobił większej kariery. Starsi zawodnicy naprawdę byli na niego wkurzeni, jak przestał trenować. Teraz wrócił, znów ma respekt w szatni, ale już nie taki jak wcześniej.

Co na dziś jest bardziej prawdopodobne: że to twój ostatni sezon w klubie. czy wręcz ostatnia runda?
– Trudno powiedzieć. Działacze wiedzą, że jak nie odejdę zimą to na pewno latem i jak się zgłosi jakiś klub, to będą negocjować. Zostało mi pięć meczów w rundzie. Jeśli będę liderem strzelców, to na pewno jakieś opcje się pojawią. Już teraz menedżer czasem dzwoni, że jakiś klub się zameldował. Na ostatni mecz z młodym Ajaxem przyjechali ludzie z Anglii. Byli na stadionie, rozmawiali w hotelu.

Wolisz wiedzieć, że takie sygnały się pojawiają, czy lepiej, żeby do ciebie nie docierały?
– Wolę wiedzieć. Chociaż nawet jak nie słyszę, że ktoś przyjeżdża mnie oglądać, to przecież wiem, że kiedy strzelam bramki to dla innych klubów jestem interesujący. Tak to działa w piłce.

De Graafschap chce zarobić, pytanie: ile może ugrać?
– Nie mam pojęcia.

Kiedyś sam rzuciłeś kwotę 800 tysięcy euro…
– Tak słyszałem, choć wtedy wydawało mi się to nierealne. Teraz… sam do końca nie wiem. Słyszałem w klubie, że nie będą mówić nic o cenie, bo nie wiedzą kto się po mnie zgłosi. Wyobraź sobie, że mam na przykład oferty z Ajaksu i z Utrechtu. To jest ta różnica, kto ile może zapłacić, kogo na co stać. O Anco Jansena w tamtym sezonie, w ostatnim tygodniu okienka, pytał Celtic. I kiedy już zgodził się na 500 tysięcy euro, nagle De Graafschap podbiło cenę do 800 tysięcy. W Celticu stwierdzili, że z amatorami współpracować nie chcą. Do widzenia, koniec tematu.

Klub pokroju Utrechtu byłby OK? Jak do tego podchodzisz?
– Dlaczego nie. Krok do przodu, Eredivisie, drużyna z pierwszej ósemki, walcząca o Ligę Europy. To byłby naprawdę dobry ruch dla młodego zawodnika.

Póki co twoim menedżerem jest Holender. Polacy nie próbowali ci czegoś załatwiać?
– Z Polski dzwonią różni ludzie. Ostatnio miałem kontakt z menedżerem Dominika Furmana, mówił, że może mieć jakieś oferty, ale ja w takich sytuacjach zawsze przekazuję numer do mojego agenta. Jego czołowym zawodnikiem jest Bram Nuytinck z Anderlechtu. Poza tym ma młodych chłopaków w Holandii. Ufam mu, bo zawsze próbuje zrobić coś, żeby było dla mnie lepiej. Wcześniej miałem dwóch innych i były momenty, że kiedy nic mi nie wychodziło, oni nawet się ze mną nie kontaktowali. To są trudne tematy. Już w poprzednim sezonie dostałem konkretne propozycje z 2. Bundesligi, ale od innego menedżera, który chciał mnie na wyłączność. Nie mógł się dogadać z moim, więc podziękowałem.

Nie obawiasz się, że De Graafschap będzie się mocno licytować?
– Są w dobrej sytuacji, bo mam kontrakt do 2016 roku. Zobaczymy kto się zgłosi. Wiele klubów w Holandii ma taką politykę, że jak widzą zawodnika, który za 3-4 lata może pójść jeszcze wyżej i da się na nim zarobić, to są w stanie za niego zapłacić całkiem dużo.

Temat Groningen sprzed kilku miesięcy to plotka czy coś było na rzeczy?
– Z tego co słyszałem, najpierw musieli sprzedać jednego napastnika, żeby kupić innego. W tamtym sezonie najwięcej o tym wszystkim pisało się w mediach, teraz kluby z Holandii, z Eredivisie i z angielskiej Championship już się „zameldowały”. Mówią, że widzą we mnie następcę napastników, którzy od nich na pewno odejdą. Zobaczymy. Ja póki co nie patrzę na pieniądze, bo jak się rozwinę to i tak jeszcze je zarobię. Na razie będę sobie zadawał pytanie, czy to dla mnie dobry krok i czy będę grał regularnie. W moim wieku to jest najważniejsze. Nie odejdę, żeby gdzieś zgarniać kasę i siedzieć na ławce.

Kiedy miałeś 16 lat, byłeś na testach w Aston Villi, ale temat nie wypalił. Z perspektywy czasu żałujesz, że nie wyszło, czy jednak warto było spokojnie się rozwijać w Holandii?
– Wtedy było mi naprawdę szkoda, bo taka opcja może pojawić się raz w życiu. Ale teraz myślę, że dobrze się stało. Poleciałem do Anglii, mówili, że mam trenować cztery dni, ale tak dobrze się wszystko układało, że przedłużyli czas do ośmiu. Graliśmy mecz z Derby County, w którym zdobyłem bramkę. Później jeszcze na mój mecz do Holandii przyjechał ich najważniejszy skaut. Też strzeliłem dwa gole. Aston Villa zapowiedziała, że złoży ofertę, ale od tego momentu nic konkretnego się nie stało. Słyszałem, że cena była wysoka jak na 16-latka i ktoś to chyba w Anglii zablokował.

Ł»yjesz poza Polską od 13 lat. Czujesz się przez to odrobinę Holendrem?
– Czuję się wyłącznie Polakiem, ale żyję po holendersku.

Jak się żyje po holendersku?
– To są takie drobne różnice. Nawet, głupi przykład, ilość posiłków w ciągu dnia. Jak przyjeżdżam do babci, do Polski, to wiem, że najpierw jest obiad, później jeszcze kolacja. Ostatnio, już na zgrupowaniu kadry U-21, dziewczyna pyta mnie przez Skype, co robię. Mówię, że byłem na kolacji, a ona się dziwi, że dopiero teraz i tak późno. To są takie drobiazgi, które nas od Holendrów różnią.

Wyjazd za granicę na stałe w wieku sześciu lat wspominasz jako trudne przeżycie?
– Bardzo szybko się przyzwyczaiłem. Od razu poszedłem do holenderskiej szkoły, sprawnie nauczyłem się języka. W dodatku w Holandii pierwsze lata szkoły to tylko zabawy i zapoznawanie z innymi dziećmi. Uczysz się kolorować, nie masz normalnych lekcji. Przez to też łatwiej było mi się przystosować. Nigdy mnie nikt nie traktował jak obcego, do dziś mam wielu kolegów ze swojej pierwszej klasy.

Ale dom masz dwujęzyczny.
– Partner mojej mamy jest Holendrem, dlatego więcej mówimy po niderlandzku. Nawet z mamą, chociaż jak się na mnie wkurzy, to zawsze po polsku… Czasem jak nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś polskiego słowa, pytam ją po holendersku. To wszystko wychodzi już naturalnie.

Powiedziałeś w międzyczasie, co mnie trochę zaskoczyło, że studiujesz prawo. Wymagający kierunek.
– Nie jest łatwo, ale w Holandii można zaliczać tak zwane moduły. Jest ich osiem, jeden co pół roku. Dużo zajęć przez internet, które kończą się testami. Później, już na samym końcu, zostaje kilka miesięcy zajęć na uniwersytecie. Robię to, bo w piłce nigdy nie wiadomo co się zdarzy, jedna kontuzja może skończyć wszystko. Póki co zaliczyłem dwa moduły i zobaczymy jak będzie z kolejnymi. Pewnie zrobię przerwę, bo nie wiadomo co będzie w styczniu – czy zostanę, czy odejdę do innego klubu.

To prawo faktycznie cię interesuje czy traktujesz je jako opcję rezerwową, którą warto mieć?
– Gdybym nie grał w piłkę, na pewno skupiłbym się na tym mocno i pewnie zostałbym prawnikiem.

Póki co grasz w drugiej lidze, w której zarobki nie są, delikatnie mówiąc, oszałamiające.
– Nie są, chociaż kilku zawodników, nawet u nas w klubie, zarabia jak na tę ligę ekstremalnie dużo. Są wielkie różnice między pensjami jednych i pensjami innych. Ja, wiadomo, jestem ciągle w tej drugiej grupie, bo podpisywałem kontrakt, jak byłem jeszcze w rezerwach. Nikt nie wiedział jak to się rozwinie.

Jesteś dalej na utrzymaniu rodziców? Można tak powiedzieć?
– Można. Jak odejdę z klubu, na pewno się to zmieni, ale też nie będę szalał i wydawał nie wiadomo ile.

Akurat w Holandii macie specjalny fundusz, na którym – z tego co wiem – część zarobków jest zamrażana i obowiązkowo odkładana na czasy po karierze. Niektórym przydałby się taki w Polsce.
– Działa to mniej więcej tak, że kiedy zawodnik ma już na funduszu milion euro, od tego momentu wszystkie pieniądze trafiają już do niego. Wcześniej część jest odkładana. Ile, to zależy od zarobków, to jest zawsze procent z całości. Dobry system, bo kiedy kończysz karierę albo masz 27 lat i nagle zostajesz bez klubu, co miesiąc możesz sobie część odbierać. Przynajmniej nie da się wszystkiego wydać na jakieś gówno, tylko jest ta pewność, że coś zostanie na czasy po karierze.

Rozmawiamy przy okazji zgrupowania kadry U-21. Kiedyś w wywiadzie dla Weszło powiedziałeś, że w juniorskich reprezentacjach Polski się nie odnajdowałeś. Jak jest dzisiaj?
– Teraz to już jest najwyższa kadra młodzieżowa, dobry poziom, najlepsi zawodnicy. Prawie wszyscy rocznik wyżej ode mnie. Widzę, że to jest naprawdę gra o jaką chodzi. Kiedyś przyjeżdżałem na reprezentację i poziom był niższy niż u mnie w klubie, także słabo. Teraz to się bardzo zmieniło.

W ataku ta drużyna ma jednego niekwestionowanego lidera, masz tego świadomość.
– Arka Milika, jasne. Ale ja przyjeżdżam na kadrę U-21 dopiero po raz drugi. Muszę znać swoje miejsce w hierarchii. Nie myślę, że od razu będę nie wiadomo jaką gwiazdą. Arek gra w klubie Bundesligi.

Przyznasz, że jest lepszym piłkarzem?
– Nie powiem, że lepszym – innym. Nie jest taką klasyczną dziewiątką jak ja. Na pewno jest zawodnikiem, który może więcej zrobić samemu. Przedryblować, strzelić. Ja potrzebuję dobrych podań.

Drugi konkurent ostatnio ciągle ci odpada…
– No, już drugi raz tak się składa, że Kacper Przybyłko nie może dokończyć zgrupowania. Podchodzę do tego spokojnie, ostatnio wszedłem z ławki. Już sam debiut w U-21 był dla mnie super sprawą.

Przed wami mecz z Grecją, którym możecie zrobić kolejny krok w kierunku mistrzostw Europy. One akurat wydają się realnym celem. Trochę inaczej niż igrzyska w Rio, na które pojadą trzy drużyny z kontynentu.
– Pierwszy cel to mistrzostwa Europy. Jak tam dojdziemy, możemy sobie stawiać nowe. Na razie nie ma sensu gadać o niczym więcej.

Od jak dawna masz kontakt z trenerem Dorną?
– Zadzwonił do mnie zaraz po tym, jak został selekcjonerem tego rocznika. Zapytał, jak wygląda moja sytuacja w klubie. Później ja sam miałem wysyłać mu SMS-y po swoich meczach, nieraz po nich do mnie oddzwaniał. Raz przyjechał na mecz barażowy z Rodą. Gadaliśmy przed meczem, pytał w jakich systemach się dobrze czuję, za jakiego piłkarza się uważam. Ogólnie, zbierał informacje.

I jak go odbierasz? Tylko bez za dużej dyplomacji.
– Bardzo dobrze. Profesjonalista. Na wszystko zwraca uwagę, analizuje, każdy trening jest filmowany. Takim podejściem można osiągnąć dobre rezultaty. Jest perfekcjonistą, ale też nie takim, żeby patrzeć co zawodnicy robią w wolnym czasie, ciągle nas kontrolować i jakoś z tym przesadzać.

W klubie przedmeczowych zgrupowań pewnie nie masz wcale.
– Nie mam, bo odległości są nieduże, najdalej dwie godziny do Maastricht. Wyjeżdżamy zawsze w dniu meczu, śpimy w domu, co dla wielu zawodników też jest bardzo ważne. W domu, nie w hotelu. Dla mnie ta cała „koncentracja” to jest w ogóle beznadzieja. Mecz jest mecz, ale nie można o nim myśleć tydzień. W Holandii graliśmy ostatnio w poniedziałek. We wtorek dostaliśmy wolne, środa, czwartek trening, piątek wolne i dopiero w sobotę skupiliśmy się na kolejnym meczu, który mieliśmy w poniedziałek.

Dobrze kojarzę, że jesteś w De Graafschap jedynym reprezentantem kraju? W drugiej lidze często gracie mecze w terminach zgrupowań kadry, w klubie nie narzekają, że wyjeżdżasz?
– Dostaję powołanie, to jadę, chociaż ludzi w klubie to pewnie odrobinę wkurza. Wiadomo, że nawet mi jest czasem szkoda, że nie mogę zagrać w lidze. Jak słyszę, że w sobotę mieliśmy tyle okazji do strzelenia bramki i jeszcze niewykorzystanego karnego, które zwykle strzelam, no to trochę słabo.

Patrząc na transfery z De Graafschap w ostatnich kilku latach, nie było tam wielu „złotych strzałów”. Zawodników, którzy z tej drugiej ligi wybiliby się naprawdę wysoko, na co pewnie kiedyś liczysz.
– Tylko Luuk de Jong. Super byłoby zrobić taką karierę. Zresztą, nie wiem ile razy byłem w klubie do niego porównywany. Nawet ludzie we władzach, którzy zajmują się finansami itd. mówią, że jesteśmy tym samym typem napastnika. Kiedyś nawet mieliśmy, przypadkowo, taką samą fryzurę.

Kiedyś zaroiło się w Polsce od nagłówków o „polskim Huntelaarze”. Trochę wcześnie.
– Wiadomo, że media to wszystko rozdmuchują, chociaż trener, który pracował u nas w klubie z Huntelaarem powiedział mi, że w wieku 16 – 17 lat byliśmy na tym samym poziomie. Nieraz mi powtarzał: pracuj, a możesz mieć taką samą karierę, jaką zrobiłâ€¦

Sprawiasz wrażenie bardzo pewnego siebie. Nigdy nie myślisz sobie, że grasz w niezbyt wymagającej lidze, tylko drugiej w kraju i kiedy zmienisz klub, mogą zacząć się prawdziwe schody?
– Martwić się nie ma sensu. Jak nie będę strzelał goli, to sam będę musiał pracować nad sobą i zmieniać sposoby, żeby to robić. Nie powiem, że wcześniej miałem więcej miejsca, teraz mam już mniej, więc nie trafiam”. Dobry napastnik zawsze je sobie znajdzie, a ja chcę się dalej uczyć.

Rozmawiał PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Hiszpania

Marcus Rashford o przyszłości w Barcelonie. Jasna deklaracja

Braian Wilma
0
Marcus Rashford o przyszłości w Barcelonie. Jasna deklaracja
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama