Polski futbol ma jakoś nie do końca po drodze z naprawdę bogatymi ludźmi. Co rozumiemy przez pojęcie „naprawdę bogaci ludzie”? Nie śledzimy już tak dokładnie jak kiedyś list najbogatszych, przestaliśmy to robić, odkąd okazało się, że jak na razie nie mamy szans zobaczyć na nich swoich nazwisk, ale wydaje nam się, że „naprawdę bogaci” to ci, dla których Sylwester Cacek jest przedstawicielem „small bussiness”. Tacy, którzy mogliby kupić nie tylko najsilniejsze krajowe kluby, ale większość lig Europy Środkowej. Tacy, którzy mają dziesiątki – ale nie milionów, tylko miliardów i nie w złotówkach, ale w dolarach.
Teoretycznie jest Solorz-Ł»ak, który utrzymuje się w ścisłym topie listy Wprost, ale musimy sobie uzmysłowić, w którym miejscu tak naprawdę jesteśmy. Jego fortuna według najnowszej listy to dziesięć i pół miliarda złotych. My z kolei trafiliśmy w sieci na zestawienie dziesięciu najbogatszych właścicieli klubów piłkarskich na świecie. Otwiera(!) je Roman Abramowicz, z majątkiem w okolicach 10,5 miliarda. Dolarów. Przestudiowaliśmy sobie tę listę i mamy wyłącznie jedno życzenie na nadchodzący rok 2014. Niech naszej lidze przytrafi się choć jeden z takim portfelem.
10. ROMAN ABRAMOWICZ, 10,2 miliarda dolarów
Skromniutki misiaczek, który pokornie ulokował się na samym końcu listy. W końcu jest wśród tych postaci nędzarzem, na koncie ma śmieszne 10 miliardów dolarów, w dodatku zamyka – nie tylko top10 wśród właścicieli piłkarskich klubów, ale i top 50 najbogatszych na świecie.
Mówiąc nieco poważniej – sprawdźmy, jaki progres zaliczyła Chelsea od momentu, gdy Roman postanowił przewietrzyć nieco kieszenie rozdając grosza piłkarzom z Europy nadciągającym do bogatej dzielnicy Londynu. Przed 2003, gdy sympatyczny rosyjski biznesmen zamiast kolejnego jachtu kupił sobie klub sportowy, dorobek pucharowy Chelsea to jedno mistrzostwo, siedem krajowych pucharów, jeden Superpuchar UEFA i dwa razy Puchar Zdobywców Pucharów. Zgromadzenie tych wszystkich błyskotek w jednej gablocie zajęło londyńczykom 98 lat. Przez kolejne dziesięć uzupełnili zbiory o puchar za triumf w Lidze Mistrzów, za triumf w Lidze Europy, trzy mistrzostwa Anglii i osiem krajowych pucharów.
Musimy dodawać do tego metamorfozę klubu z angielskiego odpowiednika rodzimego Zagłębia Lubin do rangi rokrocznego faworyta do mistrzostwa i zwycięstwa w Lidze Mistrzów?
9. JOHN FREDRIKSEN, 11,5 miliarda dolarów
Nie kojarzycie? Trochę jowialny, sprawiający na pierwszy rzut oka wrażenie rubasznego blondynek z Norwegii, zajmujący się wszystkimi rzeczami charakterystycznymi dla jego narodu. Benzyna, łososie, dwie, całkiem atrakcyjne, blond-włose córki. Wbrew powyższemu – obywatel Cypru, zrzekł się norweskiego paszportu w 2006 (przestając być najbogatszym Norwegiem, z kolei brylując w kategorii Cypryjczyk z najgrubszym portfelem).

Co ma wspólnego z piłką nożną? Powiedzielibyśmy, że nic, ale mistrzostwo dla Valerangi Oslo dwa lata po spotkaniu się z finansowym dnem to wyłącznie jego zasługa. W 2003 spłacił wszystkie klubowe długi, ale od tej pory buduje klub w dość oszczędny sposób. Jasne, udało się puknąć Wisłę, ale od momentu zainwestowania w klub, Valeranga zdobyła tylko dwa trofea, jeden tytuł i jeden puchar. Widzieliśmy bardziej spektakularnych właścicieli, niż blondyn pachnący łososiowymi dolarami. Aha, sporo mówi o nim fakt, że najgłośniejszym wydarzeniem piłkarskim z jego udziałem, była odmowa sprzedaży mieszkania w dzielnicy Chelsea… facetowi sprzed dwóch akapitów, Romanowi Abramowiczowi.
8. PAUL ALLEN, 15 miliardów dolarów
Z twarzy podobny zupełnie do nikogo, w piłce nożnej kompletnie anonimowy (chyba nawet bardziej, niż Fredriksen), a jednak – pompujący w sport tłuste sumy. Jego dolary wypływają w różnych kierunkach – jest jednym ze sponsorów Portland Trail Blazers, wspiera również Seattle Seahawks oraz Seattle Sounders.
Choć amerykański futbol wciąż traktujemy z delikatnym przymrużeniem oka, należy pamiętać, że:
– Seattle Sounders mają w składzie Clinta Dempseya oraz Obafemiego Martinsa i kilka innych znanych nazwisk, żadne z nich nie należało do najtańszych
– Allen wydaje na klub pieniądze w zamian reklamując wszędzie, od billboardów i stadionu po koszulki, jeden z flagowych produktów swojej firmy – Xbox 360.
– na konsoli Xbox 360 wygraliśmy w fifę więcej godzin, niż Allen ma dolarów na koncie
– kibice zebrali dość materiału na 3-minutową, całkiem konkretną kompilację
7. FRANCOIS-HENRI PINAULT, 15 miliardów dolarów
Francois-Henri poza wyjątkowo szlachetnym imieniem kojarzącym się z ultradrogimi trunkami i eleganckimi garniturami dysponuje całkiem zgrabną sumką. ٹle świadczą o nim dwie kwestie:
– w jego kraju największy biznes piłkarski robią Rosjanie i szejkowie z Kataru
– on sam inwestuje ponoć w Stade Rennais
– użycie słowa „ponoć” w poprzednim punkcie uzasadnia fakt, że klub nie może podjąć walki nie tylko z PSG i Monaco, ale również z Bastią czy Guingamp
Z drugiej strony facet ma na koncie piętnaście miliardów baksów, a w łóżku czeka na niego kochająca żona, której zdjęcie zamieszczamy poniżej.
Z Salmą Hayek u boku, też dalibyśmy sobie spokój z budowaniem piłkarskiej potęgi.
6. RINAT ACHMETOW, 15,4 miliarda dolarów
Jeśli kiedykolwiek jeszcze zaczniecie się zastanawiać jak to możliwe, że klub z Ukrainy jest w stanie wygrać Puchar UEFA i dojść do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, kupować drogo, sprzedawać jeszcze drożej, lansować gwiazdy i wychowywać młodzież, lokując się na teoretycznie zacofanym, biedniejszym i brudniejszym, wschodnim krańcu kraju – przypomnijcie sobie liczbę zer na koncie pana Achmetowa. Gdyby był aktorem, zawsze grałby obrzydliwie bogatych, ugrzecznionych, ale również sadystycznych i psychopatycznych biznsemenów z Rosji.
W sumie…
Tak czy owak, Szachtar Donieck ma prezesa, który pompując taką kasę w polskie kluby doczekałby się pomnika przed wejściem na Narodowy (albo Śląski, jeśli wcześniej zdołałby ukończyć 24-letni remont obiektu).
5. LAKSHMI MITTAL. 16,5 miliarda dolarów
Facet, który kasuje fortunę Abramowicza, ma 32% udziałów w klubie Queens Park Rangers, klubie, który z Chelsea ma obecnie wspólne chyba jedynie miasto w adresie siedziby. Gość urodził się w Indiach. Widocznie fantazję otrzymuje się w genach wyłącznie w świecie muzułmańskim oraz wśród Słowian. Z drugiej strony – Joey Barton wyczerpuje zdecydowanie limit szaleńców na jeden klub.
4. ULISHER USMANOW, 17,6 miliarda dolarów
To prawdopodobnie największe zaskoczenie z całej listy. Nieco otyły kolega z Rosji mógłby spokojnie wygryźć Abramowicza z pozycji „ten gościu ze wschodu, który psuje rynek piłkarski horrendalnymi wypłatami i wielomilionowymi transferami”, ale… niespecjalnie garnie się do wrzucania kasy w klub. 17,6 miliarda dolarów. Minimalny ułamek tej kwoty zainwestowany w piłkarskie przedsiębiorstwo mógłby stworzyć potwora złożonego z najdroższych i najbardziej szanowanych gwiazd futbolu. Teoretycznie z takim szefem łajba powinna opływać w luksusy, a trener ściągać grajków lekceważąc kompletnie jakiekolwiek koszta i arkusze Excela należące do klubowych księgowych.
Tymczasem Usmanow ma udziały w… londyńskim Arsenalu, trenerem jest – według licznej rzeszy szyderców z innych angielskich klubów – najbardziej „szkocki”, czyli skąpy spośród francuskich szkoleniowców, a klub jest symbolem rozsądnej polityki finansowej. Z jednej strony kibice pewnie woleliby, by Usmanow szedł przez życie z szerokim gestem, jak choćby jego kolega z Chelsea, z drugiej… To Usmanow, a nie ludzie z szerokim gestem jest tuż za podium tej listy.
3. GEORGE SOROS, 19,2 miliarda dolarów
Dumny posiadacz niemal kilku procent akcji Manchesteru United. Mniej znany od familii Glazerów pozostających na świeczniku od momentu, gdy zgłosili zainteresowanie klubem. My zastanawiamy się z kolei, co może oznaczać w gruncie rzeczy dość świeża inwestycja w „Czerwone Diabły”. Glazerowie tak dobrze obracają gotówką, że dobrze być z nimi w spółce? A może wręcz przeciwnie, Soros wyczuł okazję by wsadzić stopę w drzwi, a następnie wykupić cały klub?
Jakkolwiek – na miejscu kibiców cieszylibyśmy się, że wokół klubu niucha posiadacz niemal 20 miliardów dolarów.
2. AMANCIO ORTEGA, 57 miliardów dolarów
Kilka razy sprawdzaliśmy, czy nie powinien znaleźć się w tej kwocie jakiś przecinek, albo może ze dwa zera mniej. 57 miliardów dolarów. Fortuna, której nie mieliby nawet rozliczani łącznie panowie Soros, Usmanow i Mittal. To absolutne kuriozum, Ortega posiada konto, które mogłoby pokryć budżety kilku państewek, jest obrzydliwie bogaty, a sieć jego sklepów „Zara” to kura znosząca setki tysięcy złotych jaj. Tymczasem klub Ortegi, Deportivo La Coruna, ściąga do siebie Cezarego Wilka i ma ponoć spore problemy finansowe.
– Klubem zajął się nadzorca sądowy, czyli ciało zewnętrzne, które ma zagwarantować wypłacalność klubu – opisywał w rozmowie z Weszło Pepe Torrente, dziennikarz hiszpańskiego dziennika „Marca”. Gdyby Amancio o „Zarę” dbał tak jak o swój klub, mógłby dość szybko wrócić do pracy ekspedienta.
1. CARLOS SLIM, 73 miliardy dolarów
To już kwoty, których nie tylko nie umiemy sobie wyobrazić, ale do których nie umiemy policzyć. Ponoć najbogatszy człowiek świata, bogatszy nawet od działaczy UEFA i rodzimych dziennikarzy. Oskarża się go o tworzenie monopolu i bezczelne wykorzystywanie statusu monopolisty bezustannym windowaniem stawek, ale ból po wysłuchiwaniu krytycznych uwag może w pewien sposób rekompensować całkowita suma pieniędzy zgromadzonych na rozlicznych kontach. Carlos, zarządca i właściciel całego Meksyku sporego wycinka meksykańskiej gospodarki, część z pieniędzy przeznacza na sponsorowanie wyczynowych sportowców.
Organizuje turnieje z niezłą pulą nagród, wspiera programy meksykańskiego rządu dotyczące zaktywizowania społeczeństwa, ma udziały w dwóch piłkarskich klubach, Club Leon i Club Pachuca.
Niestety, nic nie zapowiada, by któryś z nich sondował polski rynek piłkarski…

