Już ostatnio sygnalizowaliśmy, dlaczego postrzegamy Klub Wybitnego Reprezentanta bardziej jako wydmuszkę, niż faktycznie elitarne grono najzacniejszych synów polskiej piłki nożnej. Nie sądziliśmy jednak, że tak szybko życie obnaży w sposób wyjątkowo bezlitosny cały bezsens projektu. Oto bowiem Zbigniew Boniek za pośrednictwem Twittera ogłosił, że na dzisiejszy mecz został zaproszony Waldemar Matysik. Informację okrasił krótką prezentacją – o tym, że nie widzieli się od 31 lat, że Matysik to swój chłop, medalista MŚ`82, a na boisku to „pokora, kilometry i taktyka”.
Zaproszenie Matysika wywołało naturalnie falę wspomnień – Czesław Michniewicz przyznał się, że za czasów tego solidnego gracza (a konkretnie po meczu z Peru, który przywołał sam Boniek), mając dwanaście lat, po raz pierwszy popłakał się po zwycięstwie. Marcin Grzywacz z Orange Sport dodał, że właśnie na przykładzie Matysika, ojciec tłumaczył mu rolę „mędrca” na boisku.
Nam także przez głowę przeleciały wszystkie sukcesy, których Matysik był współautorem, łącznie ze wspomnianym meczem z Peru.
Pierwsze skojarzenie? Wybitny specjalista, znakomity fachowiec. Wybitny specjalista? Specjalista może i tak, ale nie wybitny reprezentant. Waldemar Matysik rozegrał w kadrze pięćdziesiąt pięć, zazwyczaj całkiem przyzwoitych, meczów. Niestety, nie udało mu się dobić do sześćdziesiątki, która zapewniłaby mu miejsce w rodzimym „hall of fame”, czyli elitarnym Klubie Wybitnego Reprezentanta. Pod tym względem Matysik musi uznać wyższość Dariusza Dudki, zapewne doskonale rozumie, że w przeciwieństwie do Darka (którego skądinąd lubimy i szanujemy, to po prostu przykład) do „wybitności” jeszcze mu trochę brakuje.
Namacalny i aktualny, świeży i dobitny dowód absolutnego braku sensu w aktualnych regułach przyjmowania w KWR. Naszym zdaniem – zamknąć na cztery spusty, aż cokolwiek wygramy. Jesteśmy to winni takim niewybitnym reprezentantom jak Matysik.
Fot.FotoPyk