Ta historia jest po prostu zbyt dobra, by można było ją bez wyrzutów sumienia pominąć. By przepuścić taką okazję na film. Sześciu przyjaciół, wychowanych w jednym miejscu, od dzieciaka grających razem w piłkę, trafiających w pewnym momencie pod skrzydła utalentowanego menedżera, który właśnie układał swoją mistrzowską drużynę. To były jego dzieciaki, chłopaki odchowane na tamtejszych boiskach, znakomici zawodnicy, ale przede wszystkim niesamowicie zgrana paczka kumpli. Beckham. Butt. Giggs. Bracia Neville oraz Scholes. Sześciu chłopaków znanych jako Class of 92 albo druga fala „Fergie’s Fledglings”.
Ich historii nie trzeba raczej przybliżać. Dwie dekady na topie, albo w jego pobliżu, dwie dekady sukcesów, dwie dekady pucharów, coraz lepszych statystyk, bitych rekordów, a w przypadku połowy tej szóstki – również dwie dekady w jednych barwach. Trzon zespołu, symbole, legendy, spoiwa – kluczowe elementy układanki Fergusona, który właśnie dzięki bezwzględnej lojalności, niemal rodzinnym (choć w przypadku Giggsa to niefortunne sformułowanie) stosunkom w klubie uczynił z paczki dzieciaków sześciu facetów gotowych pokroić się za klub i swojego menedżera. Nawet gdy rozłączały się ich ścieżki, nawet gdy część z nich nie wytrzymywała tempa gry Manchesteru United – zawsze deklarowali dozgonną wierność „Czerwonym Diabłom”.
Sześć legend zasłużyło na solidne oddanie ich historii przez kinematografię. Dlatego też ucieszyliśmy się, że powstaje coś takiego jak „Class of’92”, film o herosach z Manchesteru. Już po zapowiedziach widać, że szykuje się naprawdę fajna, ciepła produkcja o przyjaźni, lojalności i wierności w czasach, gdy futbol to przede wszystkim olbrzymi biznes. Czekamy, na razie zadowalając się krótkim trailerem. Na rozpoczęcie rodzinnej niedzieli – jak znalazł.