Czarny październik, 24/7. Jesienna melancholia i sklep całodobowy? W tym przypadku niekoniecznie. Legia i Zagłębie mogły w sumie zdobyć 24 punkty, natomiast zgarnęły siedem. Powinniśmy więc napisać: wieczorem czeka nas starcie dwóch drużyn pogrążonych w kryzysie. Tyle że Zagłębie jest w kryzysie od 2007 roku, kiedy ostatni raz wygrało z Legią w Warszawie, „przy okazji” zapewniając sobie w ten sposób tytuł mistrza Polski. Legioniści z kolei liżą rany i… liczą ludzi. Kilka meczów więcej spowodowało, że najszersza kadra w lidze nie wystarcza, by wypełnić całą ławkę rezerwowych.

Zawstydzające wyniki, narastająca frustracja. I u kibiców, i u samych zawodników. Często w takich przypadkach oglądamy mecze pełne goli i stuprocentowych sytuacji. Teraz jednak pójdźmy o krok dalej. Zastanówmy się, jak przebiegałby pojedynek kulawego z rannym, gdyby… scenariusz w ciągu 90 minut przewidział miejsce dla wszystkich wydarzeń z ostatnich dni oraz nieco dalszej przeszłości.
Po pierwsze: Hubert, gdy pytaliśmy go o bukmacherską radę, szczerzył się niemożliwie. W Legii stoi Skaba, w Zagłębiu nie wiadomo – albo Gliwa, albo Ptak. Jak twierdzi nasz ekspert, 6:3 to wcale nie musi być wynik pierwszego seta Radwańskiej. Najzwyczajniej w świecie co w bramkę, to do siatki.
Po drugie: Piech i Legia. Legia i Piech. W ciągu trzech ostatnich lat napastnik lubinian dał się kibicom z Warszawy zapamiętać. W tym czasie zdążył zapakować legionistom aż pięć bramek, a przecież w międzyczasie zdążył jeszcze zaliczyć dłuższy urlop w Turcji… Po wyjątkowo skutecznym początku tego sezonu, ostatnio Piech się zaciął – pewnie po części dlatego, że za Lenczyka biega bliżej lewego skrzydła. Gdzie miałby się przełamać, jeśli nie w swoim ulubionym miejscu?
Po trzecie: będzie rzut karny, to jest pewne. Niefrasobliwy w minionym tygodniu Rzeźniczak, wymachujący łokciami Banaś, niczym zawiadowca na lotnisku Okęcie, i on. Sędzia Frankowski. Na wapno wskazywał w każdym z trzech poprzednich ligowych meczach, z czego dwa razy zupełnie niepotrzebnie – gdy Kosanović złożył Visnakovsa przed szesnastką i gdy Klepczyński bezradnie gonił Robaka, a ten się przewrócił. No ale hobby to hobby, czekamy na gwizdek.
Po czwarte: relacje trenerów z golkiperami. Urban, mimo że z każdej strony naciskają go, by odstawił Skabę i dał szansę Wienczatkowi, kręci nosem. Nie do końca wiemy, dlaczego, ale może po prostu wybiera między sierpowym a podbródkowym na własną szczękę. I tak raczej zaboli, a o klincz łatwiej z doświadczonym. Z kolei w Zagłębiu przeciwnie – po serii „Michałków”, performer Gliwa wreszcie usiadł pod strzechą, lecz w tej całej sytuacji najwymowniejszy był komentarz seniora Oresta z konferencji prasowej. – Czasem zawodnikowi trzeba pomóc, nie wstawiając go do składu. Tak też zrobiliśmy, tym bardziej, że to, co się działo na trybunach w stosunku do Michała Gliwy… Nie chciałem mieć swojego zdania, jeżeli wszyscy dookoła mają inne – zakomunikował. Cóż, vox populi.
Fot. FotoPyk