Wisła walczy o sponsora, Zahorski o grze w USA, Nawałka i jego swojska kadra

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2013, 08:39 • 11 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Wisła walczy o sponsora, Zahorski o grze w USA, Nawałka i jego swojska kadra
Reklama

FAKT

Wisła gra o miliony.

Reklama

To może być spory zastrzyk gotówki. Volkswagen powinien wkrótce zostać sponsorem Wisły. – Nie mogę tego potwierdzić, ale jest wiele opcji – mówi Faktowi Dieter Burdenski (63 l.), który jest pośrednikiem w rozmowach między klubem a koncernem. Pierwsze kontakty nastąpiły na początku sezonu. Wisła była wówczas w opłakanym stanie. Wszystko wskazywało na to, że nie będzie w tym sezonie bić się o najwyższe cele. Wtedy Niemcy przedstawili pierwszą propozycję. Nie była korzystna dla wiślaków. Klub nie miał w tej rozmowie zbyt wielu argumentów. Przed sezonem nic nie wskazywało na to, że Wisła może awansować do europejskich pucharów. Niemcy przedstawili ofertę, wedle której krakowski klub mógłby zarobić rocznie maksymalnie 2 miliony, jednak podstawą byłaby kwota miliona zł. Reszta uzależniona byłaby od sukcesów osiąganych na boisku.
Propozycja nie została przyjęta. Bogusław Cupiał uznał bowiem, że w takiej sytuacji woli, aby na koszulkach widniało logo Tele-Foniki. Rozmowy jednak nadal trwają. Zmieniła się też pozycja negocjacyjna Wisły.

Frankowski: Nawałka dba o każdy detal.

Prezes kilkakrotnie podkreślał, że w pracy z kadrą bardzo ważna jest znajomość polskiej mentalności, języka i nawyków. Selekcjoner ma zbudować dookoła kadry dobrą atmosferę, wybrać odpowiednich zawodników i dobrać taktykę na mecz. Tylko tyle i aż tyle. Przecież selekcjoner podczas trwającego trzy czy siedem dni zgrupowania nie nauczy tych chłopaków niczego nowego. Sporo mówiło się o tym, że w kadrze prowadzonej przez Waldemara Fornalika atmosfera nie była najlepsza, a piłkarze mieli za dużo luzu. Szczerze w to wątpię. Znam tych chłopaków, z wieloma pracowałem w kadrze trenera Smudy, i wiem, że nie było z nimi problemów. Każdy z nich dawał z siebie wszystko i przyjeżdżając na zgrupowanie myśleli tylko o jednym – zagrać najlepiej jak potrafią i wygrać. Jeżeli gdzieś w kadrze Fornalika był problem, to chyba tylko z realizacją założeń taktycznych na boisku. Może piłkarze wykonywali 70% , zamiast 100%? Rolą Nawałki będzie ten element poprawić i sprawić, żeby piłkarze poruszali się po boisku dokładnie tak, jak on chce od pierwszej do ostatniej minuty. Znam trenera Nawałkę i wiem, że może to zrobić. On niczego nie zostawia przypadkowi. Dba o każdy detal, każdy szczegół. W Górniku wykonał fantastyczną pracę i to nie jest dziełem przypadku.

RZECZPOSPOLITA

Swojska kadra.

Boniek stawia na Nawałkę z kilku powodów. Podobają mu się jego pasja, optymizm i sposób pracy. Wie, że nowy trener ma twardą rękę, i liczy na to, że wprowadzi do reprezentacji ducha walki. Od początku nie wierzył, żeby selekcjoner z zagranicy, nieznający naszych realiów, był w stanie zbudować lepszą drużynę, dlatego nie traktował poważnie kandydatur spoza Polski. Pytania o Nawałkę są jednak takie same jak w momencie, gdy drużynę obejmował Waldemar Fornalik. Kibice obawiają się powtórki z rozrywki. Jedynym sukcesem nowego selekcjonera jest mistrzostwo Polski z 2001 r. Świetna praca z Górnikiem Zabrze w ostatnich sezonach bardzo przypominała tę, jaką Fornalik wykonywał w jeszcze biedniejszym Ruchu. Pieniędzy nie było, najlepszych piłkarzy sprzedawano co rundę, a trener potrafił mimo wszystko zbudować zespół, który włączał się do walki o mistrzostwo. Dzisiaj dostaniemy więcej informacji, ale już wiadomo, że Nawałka bierze do kadry swoich ludzi z Zabrza. Za bramkarzy odpowiadał będzie 40-letni Jarosław Tkocz. Przez sześć lat bronił w GKS Katowice, potem wyjechał do Rosji, gdzie zagrał w kilkunastu meczach. Nawałkę poznał w Katowicach. Przez ostatnie lata Tkocz pracował w Górniku, do Zabrza trafił razem z Nawałką, podobnie jak Bogdan Zając, który ma być asystentem pierwszego trenera reprezentacji. Zając to dwukrotny mistrz Polski z Wisłą Kraków (w 1999 i 2001 r.), kibicom ligowym jest lepiej znany niż Tkocz również dlatego, że często zastępował Nawałkę w wystąpieniach przed kamerą po meczach ekstraklasy. O taktyce może rozmawiać godzinami, jest lubiany w zespole. Doświadczenie w reprezentacji? Jeden towarzyski mecz ze Słowacją.

GAZETA WYBORCZA

Prezes Górnika Zabrze: Ł»eby nowy trener nie był gorszy od Adama Nawałki.

Co dalej z Górnikiem?
Artur Jankowski, prezes Górnika Zabrze: – Już dawno słyszeliśmy, że Adam Nawałka może zostać trenerem kadry. Wychodziliśmy z założenia, że jeśli Waldemarowi Fornalikowi się nie powiedzie, właśnie on zostanie nowym selekcjonerem. Oczywiście wszyscy chcielibyśmy, żeby został, ale jako że odpowiadamy za klub – zastanawialiśmy się nad jego następcami i sondowaliśmy możliwości. Ł»adnej oficjalnej rozmowy z ewentualnymi kandydatami do tej pory jednak nie było, jeszcze nie usiedliśmy do rozmów.

Wiadomo, kto zastąpi Nawałkę?
– Mamy krótką listę kandydatów. To tylko parę nazwisk, nie powiem ile. Spokojnie zastanowimy się nad wyborem.

Słyszy się, że Nawałka nie da rady łączyć obu funkcji i Górnika do momentu sprowadzenia nowego szkoleniowca miałby prowadzić dotychczasowy asystent Bogdan Zając.
– Adam Nawałka ma być szkoleniowcem Górnika do 18 grudnia i nie zgadzam się na inne rozwiązanie. Naszym zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, żeby obie funkcje łączył. Byłby przecież w Górniku raptem sześć tygodni dłużej, a reprezentacja w tym czasie rozegra – trzeba to sobie powiedzieć jasno – dwa nieważne mecze. Trener Nawałka ma pracować u nas do grudnia i wyjeżdżać tylko na zgrupowania kadry. W tym czasie zajęcia prowadziliby inni członkowie sztabu trenerskiego. Innego rozwiązania sobie nie wyobrażam.

Bolesne bezkrólewie w piłkarskim Śląsku.

Kryzys Śląska jest głębszy i bardziej skomplikowany. Nasza liga zalicza się do słabszych w Europie, dlatego nawet będący w dołku Śląsk nie powinien tak łatwo gubić punktów i przegrywać meczów. Z całym szacunkiem dla takich rywali jak Zawisza, Cracovia czy Jagiellonia – nie są to tuzy polskiego futbolu klubowego. A tak Zawisza i Jagiellonia właśnie we Wrocławiu zakończą bardzo długie passy meczów bez wygranej na wyjeździe. W czym więc tkwi ten problem? Niestety, od pewnego czasu Śląsk wygląda jak zbiorowisko przypadkowych zawodników, którzy zaczepili się do tego klubu na krótko, mając świadomość, że za chwilę ich tu nie będzie. Do takiej sytuacji doprowadziły niepotrzebne sygnały wypuszczane z miasta przy okazji przejmowania Śląska od Zygmunta Solorza. Już sam fakt zmiany właściciela klubu wprowadził pewien niepokój, nerwowość w zespole. Zadziałał ludzki odruch, niepewność – co dalej z nami będzie? Ale wyjątkowo niefortunne były wypowiedzi przedstawicieli miasta informujące, którzy zawodnicy po sezonie pożegnają się z klubem. Kiedy już w październiku piłkarz czyta, że klub nie wiąże z nim żadnych nadziei i będzie musiał odejść, to zaczyna zupełnie inaczej patrzeć na rzeczywistość. Kalkuluje i myśli o nowym pracodawcy. A na boisku na pewno nie będzie gryzł trawy za Śląsk, nie będzie chciał umierać za ten klub.
Mentalnie tacy piłkarze przestają być wojownikami, odrabiają pańszczyznę, i tyle.

DZIENNIK POLSKI

Wszystkie twarze Adama Nawałki. Tyran, z którym można konie kraść.

Konfrontując opowieści o młodym Nawałce (rocznik 1957), pogodnym, lubianym przez wszystkich chłopaku z jego obecnym medialnym wizerunkiem trochę nieprzysiadalnego trenera, który potrafi w wulgarnych słowach zrugać piłkarza, można by dojść do wniosku, że to są dwie różne osoby. Tak się zmienił, czy zawsze łączył sprzeczności? A może ten wizerunek do przesady surowego szkoleniowca jest mocno przerysowany? – On po prostu umie zbudować swój autorytet w szatni. Nie pozwoli sobie wejść na głowę, a piłkarza, który tego by próbował, potrafi natychmiast ustawić do pionu – opisuje go Paweł Brożek, napastnik Wisły. – Ł»e czasem krzyknie? W Polsce ciężko jest zmusić kogoś do pracy. Dominuje lenistwo, chodzenie na łatwiznę. A Adam najzwyczajniej w świecie wie, co to jest profesjonalny futbol. Ł»e ważne są też szczegóły, jak odżywianie czy odpoczynek – tłumaczy Piotr Skrobowski, były piłkarz Wisły. Z Nawałką byli kiedyś nierozłączni. – Adam to rewelacyjny człowiek, otwarty, komunikatywny. Ale jednocześnie zawsze był bardzo zdyscyplinowany i ambitny, wymagał od siebie i od innych. Jak sobie coś narzucił, to nie było zmiłuj – opowiada drugi z jego przyjaciół Henryk Szymanowski. Obowiązkowy był od dziecka. Z rodzinnej Rudawy, podkrakowskiej wsi, w której zresztą nadal mieszka, przez lata dojeżdżał na treningi na Wisłę, z czasem nawet cztery razy w tygodniu. Nigdy się nie spóźniał.

SUPER EXPRESS

Michał Listkiewicz: Odbiliśmy Nawałkę z rąk gejów.

Adam Nawałka debiutował w reprezentacji Polski w 1977 roku, w wyjazdowym meczu z Węgrami. Pan był wtedy tłumaczem naszej kadry. Co pan zapamiętał z tamtego wydarzenia?
Michał Listkiewicz: – Przede wszystkim to, że musieliśmy odbijać Adama z rąk węgierskich homoseksualistów! Ówczesny trener Jacek Gmoch poprosił mnie na dwa dni przed meczem, abym pomógł zorganizować wyjście drużyny na legendarne kąpielisko pod Górą Gellerta. A to było jedno z ulubionych miejsc węgierskich homoseksualistów. I oni od razu zwrócili uwagę na pięknego młodzieńca, Adama Nawałkę.

Podziwiali jego urodę?
– Nie, nie. Znając ich obyczaje, przestrzegałem naszych piłkarzy, żeby się nie schylali, jeśli ktoś pod prysznicem upuści im mydło pod nogi. Ale Adam był na tyle kulturalny, że gdy to mydło spadło tuż obok niego, od razu się schylił, żeby je podnieść. To wystarczyło, żeby został otoczony przez grupkę panów, o których wspominałem. Przeraziłem się, bo wiedziałem, co się może zaraz stać, więc błyskawicznie pobiegłem po Janka Tomaszewskiego. Przedstawiłem mu całą sytuację, a „Tomek” skrzyknął chłopaków i odbiliśmy Adama. Obyło się bez szarpaniny, bo panowie zrozumieli, że nic z tego nie będzie (śmiech).

To było wasze ostatnie spotkanie z nimi?
– Nie! Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem ich na meczu Węgry – Polska. Wtedy wiwatowali po goluÂ… Adama Nawałki. Jak widać, bardzo przypadł im do gustuÂ…

Na tym skończyły się węgierskie przygody Nawałki?
– Nie. Była jeszcze jedna niecodzienna sytuacja. Otóż Nawałka mocno wstawił się wtedy za Kazimierzem Deyną, którego oskarżono o… kradzież obrazu.

Bartosz Bereszyński: Bluzgi mnie nakręcały .

Spodziewałeś się tylu epitetów i gwizdów pod swoim adresem?
Bartosz Bereszyński:- Sądziłem, że będzie… gorzej. Oczywiście były bluzgi, ale bardzo mi pomogli fani Legii. To krzepiące, że 2,5 tysiąca naszych kibiców przekrzyczało prawie 40 tys. fanów Lecha. Skandowali moje nazwisko, dzięki czemu nie było słychać tego obrażania mnie.

Remis w Poznaniu was zadowala?
– Jest niedosyt, bo uważam, że jesteśmy mocniejszą drużyną od Lecha. W drugiej połowie mieliśmy trzy stuprocentowe sytuacje, które powinniśmy wykorzystać. Lepszy jednak punkt niż zero.

Kuba Kosecki narzekał, że piłkarze Lecha strasznie go skopali.
– Bo tak było. Gdyby to był zwykły mecz, to nie wiem, czy byłby w stanie dojść do autobusu. Ale waga spotkania sprawiła, że na adrenalinie jeszcze na kolację z nami poszedł (śmiech). Wszyscy jesteśmy poobijani, ale nie mamy pretensji do Lecha. Mecz był ostry z obu stron.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dziesięć przykazań Adama Nawałki.

1. NIE NARZEKAJ
Trener uważa, że futbol jest grą dla twardzieli. Nie lubi zawodników, którzy jęczą i stękają po ostrym wejściu przeciwnika. Jeśli ktoś za często patrzy tęsknym wzrokiem na masażystów, to jest przegrany. Maciej Małkowski za mocno żalił się, że został skopany przez rywala i błyskawicznie został zesłany na jedno spotkanie do rezerw. W ciągu 45 minut minut grania dostał tak ostro po nogach, że nie pomogły mu nawet ochraniacze. Miał sporo ran i dziur, ale nawet słowem się o tym nie zająknął, żeby ponownie nie podpaść szkoleniowcowi. Maciej już wie, że w drużynie Nawałki nie ma miejsca dla narzekaczy i malkontentów.

2. NIE DYSKUTUJ
Trener nie toleruje piłkarzy, którzy wchodzą mu w słowo. Adam Stachowiak wyleciał z Górnika za to, że przerwał Nawałce przemówienie w przerwie meczu. Szkoleniowiec mobilizował piłkarzy, a przy okazji ostro rugał napastnika Daniela Sikorskiego za brak skuteczności. Stachowiak postanowił stanąć w obronie kolegi i to były jego ostatnie słowa wypowiedziane w szatni Górnika, bo błyskawicznie został skreślony z kadry pierwszego zespołu. U Nawałki panuje zasada, że „szef jest tylko jeden” i nie ma możliwości, żeby piłkarze przejmowali kontrolę nad szatnią.

3. WYCIĄGAJ WNIOSKI
Trener potrafi być cierpliwy, jeśli widzi, że zawodnik czyni regularne postępy. Jeśli jednak ktoś popełnia ciągle te same błędy i nie wyciąga wniosków, nic mu nie pomoże. Adam Banaś był ceniony przez kibiców Górnika za charakter i szaloną ambicję w grze. Nawałka szybko jednak stracił do niego zaufanie. Banaś podpadł, bo przydarzały mu się podobne pomyłki. Szkoleniowiec nie potrafił zrozumieć, jak to jest, że tak doświadczony zawodnik, mimo wielu zajęć taktycznych, nie potrafi się nawet należycie ustawić na boisku.

Zahorski wraca na karuzelę.

W Ameryce odzyskałem wiarę w siebie i radość z grania – mówi Tomasz Zahorski, były reprezentant Polski. Latem tego roku wylądował na peryferiach światowego futbolu. Trafił do gorącego Teksasu, gdzie próżno szukać futbolu spod znaku MLS. Jego San Antonio Scorpions grają w NASL. To profesjonalne rozgrywki, chociaż poziom jest o dwie klasy niższy niż w MLS – mówi nam Scott French, jeden z najbardziej cenionych amerykańskich dziennikarzy piłkarskich. San Antonio, jedno z największych miast w stanie Teksas, od lat szaleje na punkcie miejscowej drużyny, której nazwa zaczyna się na literę „S”. O koszykarzach Spurs z NBA, słyszeli wszyscy, o Scorpions – mało kto. Jakim cudem były reprezentant Polski znalazł się w takim otoczeniu? Twierdzi, że potrzebował radykalnej zmiany. – Ameryka kusiła mnie jako miejsce do grania i życia. Miałem propozycje z Polski, sygnały z Cypru, Szkocji, Turcji. Ale jako piłkarz grasz tam, gdzie cię chcą i gdzie możesz zarobić. San Antonio było najlepszą opcją, dla mnie i rodziny – ocenia racjonalnie były napastnik Górnika Zabrze.

Śląsk Wrocław umiera na stojąco.

– To trochę przerażające, że w ekstraklasie może istnieć drużyna aż tak uzależniona od jednego piłkarza. Wystarczyło, że zabrakło Sebastiana Mili i gracze drugiej linii Śląska nie wiedzą, co robić na boisku – analizuje legenda wrocławskiej piłki i komentator Polsatu Waldemar Prusik. Po porażce z Zawiszą (1:2) nie da się dłużej zakłamywać rzeczywistości: Śląsk to wypompowany fizycznie zespół, na dodatek pozbawiony na kilka tygodni lidera, który leczy kontuzję więzadeł. Nałożyły się dwa czynniki jednocześnie i nastąpił kataklizm. W zeszłym tygodniu Śląsk przegrał w Zabrzu w kompromitujący sposób (2:3, mimo że jeszcze w 90. minucie prowadził 2:1), ale z Górnikiem przynajmniej pokazał niezłą grę. I miał na boisku jeszcze swojego generała. Wystarczyło, że Mili zabrakło, a Ślązacy oddali dwa spotkania na swoim stadionie praktycznie bez walki. Zarówno poniedziałkowy mecz Pucharu Polski z Jagiellonią (0:1), jak i niedzielne spotkanie ligowe z Zawiszą zostały przegrane w kiepskim stylu. Drużyna Stanislava Levego nie kreuje szans, atakuje niewielką liczbą graczy. Piłkarze nie podejmują ryzyka na połowie rywala, bo w razie straty piłki będą musieli gonić z powrotem na swoją połowę. A to kolejny wysiłek.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama