Podobno piłkarze łódzkiego Widzewa szykują się do występu w programie „Jeden z dziesięciu”. Tak, bo właśnie jedna wygrana w ostatnich dziesięciu meczach to ich aktualny bilans. Bilans, w temacie którego najlepiej byłoby spuścić zasłonę milczenia. Drużyna Rafała Pawlaka – z najgorszą defensywą w lidze, już ponad rokiem bez zwycięstwa na wyjeździe i zerem punktów w tym sezonie na obcym terenie – zawita dziś do Krakowa.

Dla Wisły pierwsza dobra wiadomość jest taka, że do dyspozycji trenera Widzewa będzie Maciej Mielcarz. Jest więc szansa, że i łodzianie wystawią swój odpowiednik Gliwy, bez którego przecież Biała Gwiazda nie miałaby prawa pokonać Zagłębia. A dzięki takim ludziom, jak właśnie Gliwa czy ostatnio Mielcarz, dzieją się cuda. Impossible is nothing… Pytanie tylko, czy Pawlak mimo to nie woli postawić na Macieja Krakowiaka. Skoro Widzew i tak ma tracić gole, skoro i tak miałyby one padać po błędach bramkarza, już lepiej niech popełnia je młody.
Tylko, że Wisła – oprócz liczenia na kolejne „Michałki” – musi dać coś od siebie. W ostatnim meczu zdecydowanie nie dała. – Bardziej, niż z przeciwnikiem, walczyliśmy sami z sobą – stwierdził Łukasz Garguła. Z drugiej jednak strony, to tylko Widzew. Drużyna, która traci najwięcej bramek w lidze, która na wyjeździe nie dość, że nie zdobyła w tym sezonie choćby punktu, to od ponad roku nie wygrała. No i, nie będziemy owijać w bawełnę, na boisku prezentuje się bardzo mizernie. Eduards Visnakovs sam meczu nie wygra: wygrał na początku sezonu dwa, teraz przeciwnicy pilnują go z większą uwagą. Główny (jedyny?) plan Widzewa stał się dla pozostałych oczywisty aż do przesady. Ale może Pawlak wymyśli coś nowego?