Temat równoczesnego prowadzenia przez Nawałkę kadry i Górnika rozwiązał się raz a dobrze, w jedyny słuszny sposób, ale w tle ciągle toczy się dyskusja na temat członków jego sztabu. Jeden z dziennikarzy w Orange Sport oświadczył dziś na przykład, że Kazimierz Górski był niegdyś wielki również wielkością swoich asystentów. Parę dni temu w Cafe Futbol również padło hasło, że poprzedni selekcjonerzy, między innymi Engel, nie bali się dużych nazwisk, tymczasem Nawałka będzie miał u siebie Tkocza i Zająca. Jak to tak? Tkocza, a nie jakąś prawdziwą piłkarską personę? A no Tkocza. Boniek już oświadczył dzisiaj, że kształt sztabu kadry to biznes Nawałki, nie PZPN-u. Chce mieć też Zająca, będzie miał Zająca.
Każdy kibic i dziennikarz oczywiście widziałby w reprezentacji ludzi jak największego formatu, o jak największej renomie i najlepiej międzynarodowym doświadczeniu… Ale może w końcu trzeba zaakceptować fakt, że selekcjonerem jest Nawałka. Może on nam się podobać, może nie podobać, ale koniec końców ta grupa ludzi, którą wokół siebie stworzy, to będzie JEGO sztab i dla niego pracujący. Nie dla ogólnego zadowolenia tłumu. To selekcjonera będziemy rozliczać z pracy i wyników, niech więc już ułoży to sobie po swojemu. Padają argumenty, że potrzeba mu partnerów do dyskusji i analiz, że czasem trzeba się też mądrze i konstruktywnie spierać. Piechniczek w którymś z wywiadów stwierdził nawet, że ktoś taki – z doświadczeniem i obyciem – zawsze mógłby podpowiedzieć, przetłumaczyć niektóre wybory personalne.
Tyle że wszystko wskazuje na to, że Nawałka potrzebuje rąk do pracy, a nie komitetu podpowiadaczy. Chce mieć swoich ludzi, których zna, wie czego się po nich spodziewać i jak wykonują zadania, kóre im powierza. Pytanie jest w gruncie rzeczy proste: czy oczekujemy sprawnie działającej grupy ludzi, ciągnącej wózek w jedną stronę za selekcjonerem, czy nieco sztucznie wyselekcjonowanego zespołu mądrych głów?
Zresztą, bądźmy poważni… Co ten, dajmy na to, Tkocz może zrobić przez parę dni zgrupowania, czego nie zrobi na przykład Dawidziuk? Zepsuje Boruca? A może dokona gorszej selekcji niż dokonałby ktoś inny? Nie powoła Szczęsnego, tylko zachwyci się Małkowskim? A no właśnie. Raczej nie zaszkodzi.
Generalnie, zbrojenie reprezentacji trwa w najlepsze, bo gdzieś na trzecim planie, choć tematu nie poruszano w czasie dzisiejszej konferencji, słychać też dyskusję o tym, kto mógłby pełnić rolę… ambasadora. Gdzieniegdzie, że może nawet nie ambasadora, tylko dyrektora kadry. Od razu cisną się więc kolejne dwa pytania. Pierwsze: za co ów ambasador miałby tak konkretnie odpowiadać? I drugie: czy nie byłby to wyłącznie zbędny etat? Ambasador kadry to fajna i przydatna rola w drużynach młodzieżowych. Tym 15-16-letnim chłopakom na pewno nie jest obojętne, że na zgrupowaniach mają do czynienia z ludźmi, którzy swoje już w piłce przeżyli i parę poważnych meczów rozegrali. Ale czy taka maskotka jest do czegokolwiek potrzebna kadrze seniorskiej? Ją i tak każdy postrzegał będzie przez pryzmat osiąganych wyników i zodbywanych punktów. Jest już „nadzorca”, łącznik z ramienia PZPN-u w osobie Marka Koźmińskiego. Chyba mogłoby wystarczyć…
Tyle co PZPN rozstał się z Tomaszem Rząsą. Przynajmniej o jakiś rok za późno. Rząsa, wiadomo, niezły PR-owo, podczas zgrupowania zawsze stanął przed kamerą, ładnie się wypowiedział, poprowadził konferencję wyręczając w tym – nie wiedzieć czemu – rzecznika prasowego, ale z grubsza licząc, przez 360 z 365 dni w roku był tej reprezentacji niepotrzebny. Nie ma sensu powtarzać tego błędu.
Fot. FotoPyk