Jeśli dwunasta kolejka była jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”, to trzynasta wyglądała raczej jak „Grucha” w „Chłopaki nie płaczą” (sweterek zwłaszcza), a czternasta zapowiada się na kogoś w rodzaju smętnego inteligenta z wczesnych filmów Zanussiego (sweterek zwłaszcza). Zawodnicy kwękają, że wszystko ich boli, demonstrując do kamery krwiaki, siniaki, dylematy i żółte kartki, trenerzy zastanawiają się, co takiego ma Adam Nawałka, czego oni nie mają, a Kobiety Naszego Ł»ycia powołują się na intercyzę oraz zasady moralne i kategorycznie odmawiają wydania pilota od telewizora.
28 października, poniedziałek
Górnik Zabrze – Cracovia (godz. 18:00)
Parę lat temu Adam Marciniak przechodził do Cracovii w poszukiwaniu wyzwań sportowych i stabilnych finansów. Finanse znalazł, pierwszym wyzwaniem był powrót do Ekstraklasy, z której Cracovia z hukiem zleciała, a dziś Marciniak wraca do Zabrza z zespołem, który jest rewelacją rozgrywek i ma wielką ochotę namieszać w górnej części tabeli. Po drugiej stronie boiska stanie Radosław Sobolewski i jeśli zostało w nim choć trochę sentymentu do Wisły, to może pasiastym chudzinkom – Dąbrowski czy Steblecki muskulaturą nie imponują – urządzić niezłe „derby”. Gwiżdże pan sędzia Borski, więc wiadomo, że… że nic nie wiadomo.
29 października, wtorek
Pogoń Szczecin – Piast Gliwice (godz. 18:00)
Rabiola regularnie dochodzi do sytuacji bramkowych, Murayama do nich dobiega, Rabiola strzela, Bąk trafia, Rabiola twierdzi, że Piast był lepszy od Lechii Gdańsk, Akahoshi nic nie mówi, bo po pierwsze nie zna na tyle języka, a po drugie tabela z wynikami mówi za niego. W związku z powyższym mam konstruktywną propozycję na wtorkowe popołudnie: Rabiola wreszcie strzela bramkę, Akahoshi odpowiada tym samym, Rabiola przebija drugim golem, Murayama rewanżuje się – i tak do końca tego jakże pasjonującego meczu, w którym… No, dobra, i tak w to nie wierzę.
Wisła Kraków – Widzew Łódź (godz. 20:30)
Teoretycznie wszystko przemawia za Wisłą: stadion, miejsce w tabeli, finanse, „zasoby ludzkie” i zarządzający nimi trener, formacja obronna (Wisła wciąż ma najskuteczniejszą obronę w lidze, za to Widzew w ogóle nie ma defensywy, a bramki nie strzelił mu w tym sezonie chyba tylko Ursus Warszawa). Dla Wisły powinien być to spacerek, Paweł Brożek powinien przynajmniej dwiema bramkami zameldować Adamowi Nawałce gotowość wykonywania zaszczytnego obowiązku reprezentanta… A jednak gdzieś pod czaszką siedzi małe włochate przeczucie i syczy, że to jest polska liga, że zapędzone do narożnika drużyny potrafią gryźć rozpaczliwie, że Lechia do Łodzi jechała jak po swoje, a wracała w gipsie…
30 października, środa
Korona Kielce – Ruch Chorzów (godz. 18:00)
Ruch pod wodzą trenera Kocjana jeszcze nie przegrał, ale nie porwał jakoś szczególnie, Korona pod kierunkiem trenera Martina gra emocjonujące mecze, ale też nie powala poziomem. Czyli dużo biegania, dużo walki (gwiżdże pan sędzia Musiał), przyzwoita dawka emocji, ze cztery bramki (w meczach Korony pada ostatnio sporo goli) i konstatacja, że Ekstraklasa niekoniecznie musi być stylowa i piękna, bo może Danuśka Jurandówna była śliczna i śpiewała lepiej niż Kiepura, ale prawdziwe chłopaki i tak zawsze wolały przaśno-konkretną Jagienkę.
Zagłębie Lubin – Lechia Gdańsk (godz. 18:00)
Spółka Ekstraklasa S.A. informuje, że postanowiła nie ryzykować i nie narażać swoich wiernych kibiców na ponadprogramowe rozczarowania. W związku z powyższym mecz Zagłębia z Lechią, zakwalifikowany jako spotkanie o potencjalnie obniżonej zawartości emocji, rozegrany zostanie w porze spotkania Ruchu Chorzów z Koroną Kielce, co pozwoli zaoszczędzić circa about osobo-nerwów oraz uniknąć rozgrywania trzech meczów we czwartek. A zresztą od czego są powtórki?
Zawisza Bydgoszcz – Legia Warszawa (godz. 20:30)
Mecz o utrzymanie: Legia gra o utrzymanie pozycji lidera, Zawisza o utrzymanie się w grupie mistrzowskiej, a pan sędzia Marciniak – o utrzymanie pozycji najlepszego sędziego w Ekstraklasie, albowiem pozycja ta zachwiała się ostatnio parę razy i obecnie nie tyle jest efektem wytężonej pracy arbitra, co raczej poziomu jego kolegów po fachu. Też niekoniecznie „wytężonego”. W Legii trwa jeszcze liczenie rannych i posiniaczonych po niedzielnym pojedynku z Lechem, a w szatni Zawiszy trener Tarasiewicz tłumaczy Heroldowi Goulonowi, że Furman to nie Kaźmierczak,więc nie trzeba się go bać, zaś Vrdlojakowi dość w oczy błysnąć specjalną broszką aluzyjną łysinką, by pomocnik Legii omijał przeciwnika szerokim łukiem.
31 października, czwartek
Śląsk Wrocław – Podbeskidzie Bielsko-Biała (godz. 18:00)
Kiedy, jeśli nie we czwartek i z kim, jeśli nie z Podbeskidziem? Łatwiej nie będzie, bo mecz z Widzewem już Śląsk rozegrał. Do strefy mistrzowskiej brakuje Śląskowi zaledwie dwóch punktów, ale strata punktów z Podbeskidziem…
– Jaka strata? Przecież oni nawet porządnego napastnika nie mają! – obruszyły się wrocławskie trybuny, a ichni „gniazdowy” zacharczał coś długo, ponuro i jak zwykle niezrozumiale.
Marco Paixao chciał strzelić ponad 20 bramek w Ekstraklasie. We czwartek między nim a marzeniami stanie Dariusz Pietrasiak, truchtające wcielenie słów Jana Kochanowskiego: „Pełno nas, a jakoby nikogo nie było”.
Jagiellonia Białystok – Lech Poznań (godz. 20:30)
Trener w Białymstoku jest, pieniądze są, skład jak na ligową normę niezły, warunki do treningu przyzwoite, stadion rośnie…
– Więc dlaczego jest jak jest? Nie rozumiem! zaśpiewał zespół z epoki górnej kredy i późnego Jarocina.
Nikt nie rozumie. Podobnie jak nikt nie rozumie, czemu Lech potrafi zagrać świetny kwadrans, a potem przesuwać się po boisku w stylu „ja nie do ciebie, ty nie do mnie, a Teodorczyk z pretensjami do sędziego”. We czwartek Łukasz Teodorczyk będzie biegał do arbitra częściej niż zwykle – Alexis Norambuena dostał tylko żółtą kartkę i będzie mógł zagrać przeciwko Lechowi.
Andrzej Kałwa
Fot. FotoPyk

