Atletico Madryt udowodniło, że zeszłotygodniową porażkę na wyjeździe z Espanyolem 0:1 możemy już traktować jako „wypadek przy pracy”. O początku jakiejkolwiek obniżki formy nie ma mowy. Podopieczni Diego Simeone rozjechali Betis Sevilla aż 5:0. Znów są za plecami Barcelony. Znów odskoczyli w tabeli Realowi Madryt. I bardzo pomógł im w tym… Damien Perquis.
Argentyński trener Rojiblancos bardzo rozsądnie miesza składem. Przeciwko Betisowi wystawił od pierwszej minuty m.in. Olivera Torresa. To 19-letni hiszpański brylant, na którego chrapkę ma już nawet „Duma Katalonii”. Ba, zdaniem hiszpańskich mediów, Barca zaklepała już sobie opcję pierwokupu tego piłkarza przy negocjowaniu transferu Davida Villi do Atletico. Tani Villa w zamian za Torresa. Nie dziwimy się, skoro młodzieniec wychodzi w podstawowym składzie przeciwko Betisowi i już przy pierwszym kontakcie z piłką pakuje ją do siatki. A była to piętnasta sekunda spotkania! Goście z Sewilli zaliczyli ewidentny falstart, ale później nie było lepiej. Ich obrona na czele z Perquisem raz po raz popełniała koszmarne błędy. Gdyby nie bramkarz Betisu, po pierwszej połowie byłoby już pozamiatane.
Co się odwlecze, to nie uciecze. Drugą część gry gospodarze rozpoczęli z jeszcze większym przytupem. Villa wykorzystał gapiostwo obrońców Betisu i w niespełna pięć minut zdobył dwie bramki. To jego pierwsze trafienia dla Rojiblancos w lidze od połowy września. Wystarczyło by zagrał przeciwko Perquisowi i jego strzelecka niemoc poszła w niepamięć. A to były reprezentant PZPN nie zdążył wrócić we własne pole karne po rzucie rożnym, a to był za daleko od kolegów i nie zdążył z asekuracją. Cały Perquis. Dzięki niemu także i Diego Costa zaliczył trafienie w tym spotkaniu. Blokowanie piłki ciałem? Bohater filmu „Będziesz legendą, człowieku” o czymś takim wcześniej chyba nie słyszał. Costa przepchnął Francuza z polskim paszportem i strzelił swoją jedenastą bramkę w lidze. Dzieła zniszczenia dokończył Gabi. Betis wyjechał z Vicente Calderon z piątka i nie ma prawa narzekać. A Perquis? Po meczu długo leżał załamany na murawie. Widok jak z Euro 2012…
W derbach Lewantu górą piłkarze Villarreal, którzy pokonali u siebie Valencię aż 4:1. Dwie bramki dla gospodarzy strzelił Giovani Dos Santos – ten, który jeszcze trzy miesiące temu był przymieszany do Los Che. Villarreal wciąż zaskakuje. Jest na czwartym miejscu w lidze, ma tylko dwa punkty mniej niż madrycki Real. A mówimy tu przecież o beniaminku tegorocznej La Liga. Natomiast Valencia po kilku fartownych zwycięstwach znów wyhamowała. To jej trzeci mecz z rzędu w Primera Division bez zwycięstwa. Ale czy powinno to kogokolwiek dziwić po ostatniej deklaracji trenera Miroslava Djukicia? Serb wyznał: „Ważniejsze od miejsc 1-4 w lidze jest zwycięstwo w Lidze Europy”. Skoro tak, to porażka z Villarreal była do przewidzenia. Wesoły ten Djukić, ma chłop poczucie humoru. Z taką grą w obronie to jego zespół nie ma czego szukać w Europie.
Lepsze nastroje niż w na Mestalla mają na Estadio Anoeta. Co prawda Real Sociedad w Lidze Mistrzów jest typowym chłopcem do bicia, ale przynajmniej w lidze powoli wraca na właściwe tory. Tydzień temu wygrał z Valencią na wyjeździe 2:0, tym razem rozbił Almerię 3:0. Choć na taką Almerię to aż żal patrzeć. Trzy punkty w dziesięciu spotkaniach. Bramki 11-23. Porównajcie sobie dokonania tego beniaminka z tym, co wyprawia w tym sezonie Villarreal. Sociedad z kolei jest na fali wznoszącej, podobnie jak Sevilla. Ekipa Unaia Emery’ego wygramoliła się z ostatniego miejsca w tabeli i jest już w połowie stawki – na 10-tym miejscu. Tym razem ograła Osasunę 2-1. To kolejny przykład dla prezesów polskich klubów by nie zwalniać trenerów po pierwszych potknięciach. Fakt, Sevilla na początku tego sezonu prezentowała się mizernie (co nie przeszkodziło jej rozłożyć na łopatki Śląsk Wrocław w LE). Emery w końcu poukładał zespół, a dziś na grę jego piłkarzy patrzy się co raz przyjemniej.
Atletico – Betis 5:0
Villarreal – Valencia 4:1
Sevilla – Osasuna 2:1
Sociedad – Almeria 1:0
Sociedad – Almeria 2:0
Sociedad – Almeria 3:0
Fot.FotoPyk