Wiadomo, takie historie to sól futbolu. Wychowanek klubu, jego znakomity piłkarz, a następnie utalentowany trener. Sytuacja jak w bajce, klub się rozwija, podobnie szkoleniowiec. Nagle, ni stąd, ni zowąd – wielka kłótnia, spory z działaczami, wrzaski, przepychanki, szamotaniny. Wreszcie efektowne rozstanie. Rozprawy, wzajemne oskarżenia i oczernianie w prasie. To wszystko już przerobiliśmy, gdy Ryszard Tarasiewicz z wielkim hukiem opuszczał wrocławską ekipę. Teraz czas na oczywisty w tym wypadku ciąg dalszy – powrót na stare śmieci, ponowne spotkanie twarzą w twarz z działaczami, powitanie kilku starych i wiernych zawodników.

Tarasiewicz wraca do domu, z którym pożegnał się w nieciekawych okolicznościach. A może raczej – wraca do domu, który pożegnał go w bardzo nietypowy sposób? Tak czy owak, spotkanie ma sporo podtekstów i historii z dala od murawy. Na tej zaś… Cóż, brakować będzie dwóch motorów napędowych, Sebastiana Mili i Michała Masłowskiego. Obaj panowie brylują na Twitterze, obaj potrafią samodzielnie rozruszać ofensywę swoich zespołów, jutro obaj będą obserwować mecz z trybun.
Co to oznacza dla widowiska? Wygląda na to, że faktycznie historie spoza boiska mogą być ciekawsze, niż to co na trawie…
Fot.FotoPyk