Przed sezonem jedni i drudzy wymieniani jako kandydaci do spadku, jedni i drudzy już po przejściach – może i bez żadnych wzmocnień personalnych, może bez wsparcia nowymi piłkarzami dla trenerów, za to… ze zmienionymi trenerami. Ł»ycie napisało w ostatnim czasie podobne scenariusze i dla Ruchu, i dla Podbeskidzia, dając im drugą szansę. Bielszczanom, bo w poprzednim sezonie jakimś cudem zdołali po rundzie jesiennej powstać z kolan, chorzowian (niektórzy zapominają, że to oni piłkarsko byli przedostatni) – obdarzył Polonią.

To, co wydarzyło się wiosną, dziś już nie ma znaczenia – ani dla Czesława Michniewicza, ani Jacka Zielińskiego. Obaj w tym sezonie, jak uznano w klubach, zawiedli, dlatego popołudniu mogą rozsiąść się w fotelach i obejrzeć mecz w telewizji. Tymczasem Leszek Ojrzyński jeszcze nie zdążył zamknąć drzwi za sobą, a już powraca na trenerską karuzelę. Wcale nie w roli, jak przewidywali niektórzy, opiekuna topowego zespołu, ale strażaka. Początkowo na pomoc próbowali wzywać go do Łodzi, stanęło na Bielsku. – Nie ma czasu na asekurację, musimy jak najszybciej zacząć punktować – przyznaje były trener Korony. I tak jak jego ekipa z Kielc, Podbeskidzie ma charakteryzować się walką, ambicją i zaangażowaniem. Ostatnie miejsce w tabeli? Zdaniem Ojrzyńskiego, to dodatkowy bodziec do pracy. I trzeba mu przyznać, że jeśli faktycznie tym kryterium się kierował… lepiej trafić się nie dało.
– My naprawdę nie jesteśmy tak słabi, jak wskazuje tabela – próbuje przekonać Anton Sloboda. Czy skutecznie? Odpowiedzcie sobie sami.
Ojrzyński mówi o dobrej skuteczności pod bramką. Ona jest priorytetem. Ostatni mecz z Cracovią, dwie zdobyte bramki, dał bielszczanom odrobinę entuzjazmu, choć rażąca nieskuteczność to wciąz jeden z głównych problemów gości. Propozycja Michniewicza na pożegnanie to młody Sebastian Bartlewski, podobnie zresztą jak w Ruchu – Mateusz Kwiatkowski. Nagle okazuje się, że miejsce w ataku dla Jankowskiego wcale nie musi być objęte stałą rezerwacją. Zresztą, cały Chorzów ostatnio odżył. Ciężko stwierdzić, czy ta odmiana jest zasługą Jana Kociana, czy piłkarzom wystarczyło uwolnić się od Zielińskiego, a może brutalny oklep w Białymstoku sprawił, że wzięli się w garść. Tak czy siak, liczby przemawiają na korzyść nowego trenera.
W końcu odnalazł się też polski Figo, o którym ciągle powtarzano, że ma gigantyczny potencjał, ale osób, które widziały to na własne oczy, próżno było szukać. Ale Starzyński – żaden Figo, tylko Starzyński – wreszcie zaczyna grać na naprawdę niezłym poziomie, w trzech ostatnich meczach zdobył dwa gole. To akurat jeden z największych zwycięzców zmiany trenera w Ruchu.