Kamiński na celowniku HSV, Klich wdzięczny Fornalikowi, „Mierzej” przed Legią

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2013, 07:25 • 12 min czytania

Zapraszamy na czwartkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Kamiński na celowniku HSV, Klich wdzięczny Fornalikowi, „Mierzej” przed Legią
Reklama

FAKT

Iwan: Szkoda, że Puchar Polski nie jest traktowany poważnie.

Reklama

Na spotkanie Śląska z Jagiellonią zaproszono ponad siedem tysięcy dzieciaków. Po tym co wyprawiali piłkarze na boisku, wątpię by chciały jeszcze raz przyjść na stadion. Dzieciaki nie wiedziały co mają robić. Patrzeć na siebie, czy rozmawiać, bo większość była znudzona i żałowała, że nie została w domu przed telewizorem. Stanislav Levy narzeka na zbyt wąską kadrę. To pytam się, dlaczego w takim spotkaniu nie postawił na zawodników młodych, głodnych sukcesu, ambitnych? Nie wierzę, że Śląsk takich nie ma. No i dlaczego sam nie wynalazł jakiegoś piłkarza, tylko czeka na transfery. Michał Probierz zaryzykował i wygrał z Wisłą. Jechał na trudny teren, ale nie obawiał się postawić na młodych, chociaż w lidze przegrał 0:3. Opłaciło się. Po finale ubiegłej edycji pomiędzy Śląskiem a Legią wydawało mi się, że ranga PP wzrośnie. Szybko zostałem wyprowadzony z błędu. Mimo że grały ze sobą drużyny ekstraklasy, które w tym sezonie były często chwalone, nie dało się na to patrzeć. W dużej mierze to „zasługa” zarządzających klubami. Mówi się, że PP to najkrótsza droga do europejskich pucharów. Działacze chyba uznali, że nie mają czego w tej Europie szukać. Przecież w pierwszych rundach tylko się finansowo traci, a zarabia dopiero w fazie, która dla naszych drużyn jest nieosiągalna. Dlatego lepiej szybko odpaść z PP i mieć kłopot z głowy.

HSV Hamburg będzie obserwować Marcina Kamińskiego.

Dla Marcina Kamińskiego (21 l.) mecz z Legią nie będzie tylko zwykłym spotkaniem o ligowe punkty. Niedzielny szlagier ekstraklasy będą obserwować skauci z całej Europy. Wśród nich będzie przedstawiciel HSV Hamburg.
Latem skauci niemieckiego klubu interesowali się zawodnikiem Lecha. Jednak reprezentant kadry młodzieżowej nie myśli na razie o transferze do Bundesligi. Piłkarz ma w głowie przede wszystkim dobry występ i zwycięstwo nad odwiecznym rywalem. – Chcemy się zrewanżować za dwie ostatnie porażki. W tym tę, na swoim stadionie, gdzie przegraliśmy 1:3 – mówi Kamiński.
Lech nie tylko zaczął strzelać gole, ale coraz skuteczniej gra w obronie. W czterech ostatnich spotkaniach zawodnicy trenera Mariusza Rumaka (36 l.) stracili tylko jedną bramkę. – Może dlatego, że coraz więcej nas jest na treningach. Kontuzjowani wcześniej piłkarze zaczynają wracać do formy. Przez to także linia obrony staje się pewniejsza – dodaje Kamiński.

Dostał więzadło po zmarłym. I wróca na boisko!

Pod koniec 2010 roku, gdy był piłkarzem Górnika Zabrze, zerwał więzadła krzyżowe przednie. Wrócił na boisko, ale w dwa lata później ponownie doznał urazu. Zerwał więzadła po raz drugi w tym samym kolanie. Klub się z nim pożegnał i trafił do Łodzi. Pech przeniósł się razem z nim. W kwietniu, w meczu z Piastem Gliwice, znów zerwał więzadło w kolanie. Sugerowano nawet, że będzie musiał skończyć z piłką. Lekarze postanowili jednak walczyć o jego karierę. Zaproponowali przeszczep więzadła krzyżowego pochodzącego od zmarłej osoby. Piłkarz wyraził zgodę. Operacja zakończyła się pomyślnie, a piłkarz po półrocznej rehabilitacji wrócił do treningów. Na razie indywidualnych, biegowych. Jonczykiem opiekuje się Łukasz Bortnik (35 l.), trener od przygotowania fizycznego w Widzewie. – Jeszcze daleka droga to tego, żeby trenował z zespołem. Ale wszyscy w klubie jesteśmy dobrej myśli. Niewykluczone, że jeszcze w rundzie jesiennej pojawi się na boisku – mówi Faktowi członek zarządu Widzewa, Michał Kulesza (28 l.).

RZECZPOSPOLITA

Legia, czyli chłopak do bicia.

Nie był w stanie wytrzymać w Trabzonie długo. Nie rozumiał tej mentalności, nie był w stanie pojąć, że Fatih Tekke był zwalniany z treningów, kiedy zdecydował, że woli porozmawiać z Allahem w pokoju sam na sam. Nie pojmował, że na każdych światłach dzieci mogą mu wrzucać cukierki przez okno, bo jest ich bohaterem. Chciał po prostu grać w piłkę, a Trabzon marzył o tym, o czym marzy cała turecka prowincja – co zrobić, żeby zdetronizować wielką trójkę ze Stambułu: Galatasaray, Fenerbahce i Besiktas. Trabzonspor stał się polskim klubem. Przed Szymkowiakiem grał tu Jacek Cyzio, po nim wielu znanych zawodników – Piotr i Paweł Brożkowie, Arkadiusz Głowacki i Adrian Mierzejewski. Ten ostatni został kupiony przez klub z Polonii Warszawa za ponad pięć milionów euro, więcej niż Borussia Dortmund zapłaciła za Roberta Lewandowskiego. Na lotnisku witały go tłumy, pierwszy sezon miał przeciętny, teraz gra jak z nut. O Trabzonie nie opowiada, nie chce się przyznać, czy ma zakaz, ale wiadomo, że obowiązuje on wszystkich piłkarzy, od kiedy klub został zamieszany w aferę korupcyjną. Zaczęło się od strzałów. Tekke i Gokdeniz Karadeniz siedzieli w domu, kiedy ktoś ostrzelał ich samochody. Chodziło o Hakana Suleymanogu, napastnika Trabzonsporu, który namawiał piłkarzy tureckich klubów do sprzedawania meczów. Tekke coś mu obiecał, nie dotrzymał słowa. Na Trabzon, który budował swoją potęgę, padło złe światło, federacja zaczęła się przyglądać przelewom, jakie robił klub, znani zawodnicy wyjeżdżali za granicę. Za korupcję ukarane zostało Fenerbahce, Trabzonspor zastąpił drużynę ze Stambułu w Lidze Mistrzów, nikt nie znalazł żadnych kwitów i zapewne już nie znajdzie. Trabzon nadal walczy z hegemonią Stambułu, idzie mu średnio, w tabeli jest piąty, do Fenerbahce traci pięć punktów.

GAZETA WYBORCZA

Śląsk zasłużył na karę, ale nie na tak surową: czy PZPN zmniejszy grzywnę?

Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN zdecydowała się nałożyć na Śląsk Wrocław grzywnę aż 250 tys. zł. Karę drakońską, choć na pierwszy rzut oka sprawiedliwą. Cytując klasyka, można napisać: „cała Polska widziała”, że właściciele klubu, czyli miasto Wrocław i Zygmunt Solorz, komisję oszukali. W trybie odwoławczym, aby klub otrzymał pozwolenie na grę w europejskich pucharach, przedstawiciele gminy i miliardera zapewniali, że nie dopuszczą, aby znalazł się on na granicy upadłości. Ci pierwsi obiecywali, że nie będą na drodze sądowej domagać się zwrotu 12 mln zł, które wcześniej Śląskowi pożyczyli. Jak czas pokazał, słowa nie dotrzymali. Oficjalnie zarzucał to niedawno przewodniczący Komisji Licencyjnej Krzysztof Sachs. Zaskakujące jest więc to, że w uzasadnieniu przedstawionym przez komisję nie ma na ten temat ani słowa. Zamiast tego przedstawiciele związku piszą o złamaniu przez klub dwóch punktów podręcznika licencyjnego dotyczących bezzwłocznego informowania organów licencyjnych o wszelkich zdarzeniach mogących stawiać pod znakiem zapytania zdolność klubu do kontynuacji działalności (kryterium F07), a także aktualizacji prognozy finansowej złożonej w trakcie zasadniczego procesu licencyjnego (kryterium F08).

Helio, zagrasz jak na Cyprze?

– Jeśli wygramy, będziemy mieć siedem punktów i wyjdziemy z grupy. Jestem o tym przekonany, bo porażka Legii oznacza, że na półmetku zostanie z zerowym dorobkiem – uśmiechnął się na konferencji Adrian Mierzejewski. Reprezentant Polski i rozgrywający Trabzonsporu gra w tym sezonie jak natchniony, w klubie zdobywa gole i asystuje przy trafieniach kolegów. Sporo strzela na bramkę rywali, wykonuje też stałe fragmenty – jest liderem drugiej linii i dyrygentem drużyny, choć przecież wokół niego biegają takie gwiazdy jak Francuz Florent Malouda czy Portugalczyk Jose Bosingwa. To jednak Polak prowadzi grę Trabzonsporu i odgrywa w nim rolę, jaką trener Urban przewidywał przed sezonem dla Helio Pinto. 29-letni Portugalczyk do Legii trafił z APOEL-u Nikozja. W tym klubie spędził siedem sezonów, pięć razy sięgnął z nim po mistrzostwo kraju. W sezonie 2010/11 był architektem awansu APOEL-u do fazy grupowej Ligi Mistrzów po dramatycznym dwumeczu z Wisłą Kraków. Ale dopiero w kolejnym sezonie on i jego klub wspięli się na europejskie wyżyny. Pinto grał w Apollonie, który w ćwierćfinale Champions League mierzył się z Realem Madryt. W tej samej edycji wystąpił także w meczu z Olympique Lyon w 1/8 finału oraz w zakończonych zwycięstwami grupowych spotkaniach z Zenitem St. Petersburg i FC Porto. W polskiej lidze nie było obcokrajowca z takim doświadczeniem w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach klubowych. Pinto w LM wystąpił aż 14 razy.

SPORT

W Piaście Gliwice wierzą, że Dariusz Trela i Mateusz Matras zostaną w klubie. – Każdy chce zarabiać jak najwięcej – zupełnie normalne – ale po rozmowach z Darkiem i Mateuszem wiemy, że odchodzić z Gliwic nie chcą. Są po prostu przekonani, że nadal mogą się tu rozwijać. Dlatego wierzymy, że prezes Kołodziejczyk się z nimi dogada, chociaż w Piaście rozmowy nigdy łatwe nie są – mówi Dariusz Dudek, drugi trener Piasta. Gliwiczanie przygotowują się już do meczu z Lechią Gdańsk. Dudek oglądał ją w Krakowie, gdzie wygrała z Wisłą w Pucharze Polski.

Maciej Szczęsny rozpocznie pracę w Podbeskidziu Bielsko-Biała?

Jest opcja, by został współpracownikiem nowego trenera Leszka Ojrzyńskiego. Obaj współpracowali już w Koronie Kielce. Ojrzyński był tam pierwszym trenerem, a Szczęsny szkoleniowcem bramkarzy. Obecnie tę drugą funkcję pełni Izaak Stachowicz, ale prezes Wojciech Borecki dał jasno do zrozumienia, że o doborze współpracowników decyduje pierwszy trener. Szczęsny ma 48 lat. W latach 90. siedem razy zagrał w reprezentacji, zdobył mistrzostwo Polski z czterem różnymi klubami.

DZIENNIK POLSKI

Mateusz Klich wdzięczny Fornalikowi.

Cztery asysty w jednym meczu. To rekord holenderskiej ekstraklasy, który w niedzielnym spotkaniu z ADO Den Haag (6:1) Pan wyrównał…
– Koledzy dobrze wychodzili na pozycje i wystarczyło im dograć. Ktoś powiedział mi, że takie zagrania to mój znak rozpoznawczy – oby tak było. To nie były moje takie pierwsze podania w tym sezonie, ale nie zawsze koledzy zamieniali te poprzednie na bramki.

Jeden z działaczy Zwolle powiedział, że przywiózł Pan do Holandii formę z Wembley.
– W Zwolle wszyscy są zadowoleni, że zagrałem na Wembley, bo jestem pierwszym zawodnikiem w historii klubu, który wystąpił na tym stadionie. Na Wembley nie grałem tak dobrze jak z ADO, ale też nie zagrałem chyba tak źle.

Po meczach z Danią i Czarnogórą był Pan kreowany na lidera pomocy w kadrze. Ale przed Ukrainą i Anglią Waldemar Fornalik odkurzył Mariusza Lewandowskiego. To zachwiało Pana pewnością siebie co do pozycji w zespole?
– Kiedy zobaczyłem powołanie dla Mariusza, to byłem pewny, że zagra z Ukrainą. Jakby to powiedzieć… Wiadomo, że lepiej gra mi się na pozycji „8”, ale jeśli dostałem szansę jako „10”, to chciałem zagrać jak najlepiej. Wyszło słabo.

SUPER EXPRESS

Juskowiak: Robert! Dlaczego nie strzelasz tak w kadrze?

– Arsenal mnie zawiódł. Ale Dortmund był niemal perfekcyjny, a zachowanie Lewandowskiego przy golu było super – podkreśla Juskowiak. W tym sezonie Ligi Mistrzów „Lewy” strzelił już trzy gole. W karierze ma w LM 14 trafień. Zrównał się z legendami futbolu – Francuzem Zidanem i Brazylijczykiem Ronaldo. – Liga Mistrzów to bardzo wysoki poziom, dlatego wielkie uznanie dla Roberta, że strzela w niej gole. Szkoda, że podobnie nie jest w reprezentacji, wygląda na to, że rywalizacja w kadrze to jeszcze wyższa półka. W Borussii „Lewy” ma więcej sytuacji. Jednak z drugiej strony nie można go tłumaczyć tak, że w kadrze nie ma żadnych okazji. Bo ma! W Niemczech Robert strzela gola za golem, więc musi być świadom tego, że mamy wobec niego wysokie wymagania. Nie może być tak, że będziemy traktować go na równi z Arturem Sobiechem – mówi Juskowiak, który uważa, że wykorzystana bramkowa sytuacja z meczu Arsenalem była łatwiejsza od niewykorzystanej w meczu reprezentacji z Anglią (0:2).

Ojrzyński: Dwie noce na przechytrzenie Ruchu.

Jeszcze w poniedziałek Leszek Ojrzyński (41 l.) oglądał z trybun mecz 2. Bundesligi FC Koeln – TSV 1860 Monachium. A już we wtorek po południu poprowadził pierwszy trening Podbeskidzia Bielsko-Biała. Najbardziej charakterny trener w lidze ma z piłkarzy ostatniej drużyny w tabeli zrobić wojowników i utrzymać ich w Ekstraklasie. Pierwszy krok ma szansę zrobić dzisiaj – „górale” grają z Ruchem. – Po meczu Koeln z Monachium z moim asystentem z Korony Kielce Grześkiem Opalińskim wróciliśmy do hotelu. Chcieliśmy odpocząć, bo we wtorek rano czekała nas wizyta na treningu Borussii Moenchengladbach. Wtedy zadzwonił telefon z Podbeskidzia. Padła propozycja objęcia zespołu.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Mielcarski: Piłkarze Legii nie wierzą w swoją siłę.

Drużyna Jana Urbana od początku sezonu cierpi na tę samą przypadłość – kiedy określona grupa zawodników gra lepiej, to wiadomo, że za chwilę będzie grać gorzej. Kiedy kilku piłkarzy zyskuje formę, w jakiej znaleźli się ci najlepsi, to wtedy ci najlepsi dołują. To nie wszystkie problemy mistrza Polski. Legia nie ma liderów. Na wysokim, oczywiście na polskie warunki, poziomie gra Radović, ale w Warszawie powinni nauczyć się życia bez Serba. Bo gdy jest kontuzjowany, pauzuje za kartki, czy – co jest przecież możliwe – kiedyś odejdzie, Legia będzie mieć problem. Darek Dziekanowski napisał niedawno w swoim felietonie na łamach „PS”, że za wyniki nie można rozliczać tylko gwiazd. W Legii nie ma gwiazd – tym bardziej rozliczać trzeba wszystkich. Nie wiem, jaki jest problem tych zawodników i myślę, że tym powinien zająć się trener Urban. Legia nie może przegrywać u siebie z takim rywalem jak Apollon. Nie jest dla mnie tłumaczeniem, że grała przy pustych trybunach. Przecież kiedy polski zespół jedzie gdzieś na zgrupowanie i ogrywa kogoś mocnego, chwaląc się tym później w kraju, to wtedy chyba nie ma znaczenia, że mecz odbył się bez kibiców. Wtedy ten brak głośnych trybun jest okej.

Ojrzyński: Mam plan jak uratować Podbeskidzie.

Dla Leszka Ojrzyńskiego, który zastąpił zwolnionego Czesława Michniewicza, ostatnie dni były niesamowicie intensywne. W piątek wyjechał na trenerski staż do Borussii Mönchengladbach, a już w poniedziałek kilkanaście godzin wracał samochodem do Bielska-Białej, żeby poprowadzić pierwszy trening i ustalić szczegóły swojego kontraktu. Nowy szkoleniowiec Górali jest pełen nadziei. – Zdecydowałem się na pracę tutaj, bo widzę potencjał i to, że można coś osiągnąć. Poza tym lubię wyzwania. Wierzę w tych chłopaków oraz w ich charakter – podkreśla. Zawodnicy nie będą mieli z nim jednak łatwego życia. Pokazały to pierwsze zajęcia, na których Ojrzyński nie oszczędzał piłkarzy. – Jeśli ktoś odstawi nogę czy będzie miał kłopoty z bieganiem, a nie zgłosi mi tego, to będzie miał problemy. Zaangażowanie w grę, to jedna z głównych cech, których oczekuję. Potem są i inne aspekty – mówi. Jego Podbeskidzie ma grać tak, żeby zdobywać punkty, których klubowi po 12 kolejkach mocno brakuje. – Musimy punktować w kolejnych meczach, czy to z Ruchem, czy Śląskiem. Jestem już po indywidualnych rozmowach z zawodnikami. Wiedzą, czego będę od nich oczekiwał – podkreśla trener Ojrzyński. Przed czwartkowym meczem z chorzowską jedenastką szkoleniowiec Podbeskidzia zapowiada zmiany w składzie. – Duże może nie, ale będą – mówi.

Mierzejewski: Mam już prawo porównywać się do Szymkowiaka.

Chciałeś trafić na Legię?
ADRIAN MIERZEJEWSKI: Przed losowaniem nie, bo taki przeciwnik jest niewdzięczny. Mam nadzieję, że wygramy, pokażemy, że jesteśmy mocniejsi, ale zdaję sobie sprawę, że jeśli stracimy jakieś punkty, to w Polsce pojawią się komentarze, że Trabzonspor nie jest tak mocnym klubem. Ludzie zaczną mówić, że polscy piłkarze nie mogli się przebić w drużynie, która nie umiała wygrać ze słabą Legią, pokonaną przecież przez Apollon. Nasza wygrana będzie uznana za normę. Zaliczymy wpadkę, to w Polsce zacznie się gadanie.

Tak myślałeś przed losowaniem. Coś się zmieniło?
Dziś już się cieszę, że trafiliśmy na Legię, bo dzięki temu ludzie w Polsce zainteresowali się Trabzonsporem, zaczęli obserwować nasze wyniki, zauważyli, że zremisowaliśmy z Lazio. Z sms-ów, jakie dostałem po spotkaniu z Włochami wnioskuję, że sporo osób oglądało nasz mecz w telewizji. Kibice mogą wreszcie zobaczyć, jak gra Mierzejewski i jakim tak naprawdę zespołem jest Trabzonspor.

Oglądałeś mecz Legii z Apollonem?
Nie widziałem, bo o tej samej porze mieliśmy swoje spotkanie. Oglądałem skróty. Wiem, że grali bez kibiców. Czekam na decyzję, czy w Warszawie i my będziemy występowali przy pustych trybunach. Oby nie, takie mecze to dramat. W Turcji, gdy kibice nabroją, to w następnym meczu zakaz stadionowy dotyczy tylko mężczyzn. Kobiety i dzieci do 16 roku życia spokojnie mogą zasiąść na trybunach. Dzięki temu za każdym razem jest komplet widzów. To dobry pomysł, ani klub, ani widowisko nie tracą na zachowaniu osób, które złamały przepisy UEFA.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama