Legia przegrała trzeci mecz w LE i w zasadzie pogrzebała swoje szanse na wyjście z grupy. Paradoksalnie, mimo wyniku 0:2, napisać należy, że z Trabzonsporem nie zagrała jakoś fatalnie, nawet można byłoby zaryzykować stwierdzenie, że był to najlepszy mecz w pucharach w tym sezonie. Oczywiście, poprzeczka nie wisiała zbyt wysoko, bo Legia w pucharach to wygrała tylko z walijskim TNS, a mecz w Turcji nie był też w żadnym elemencie perfekcyjny, dużo strat i chaosu. Ale mimo wszystko – chyba najlepszy. To mistrz Polski stworzył więcej okazji, ale korzystny wynik dla gospodarzy przypilnowali bramkarz do spółki z sędziami.
To, że Legia skończyła ten mecz bez gola na koncie, to skandal z arbitrami w rolach głównych. Połączenie pojęć „sędzia z Rosji” oraz „działacz z Turcji” od początku pachniało nie najlepiej. Ale żeby posunąć się aż tak daleko? To wyjątkowa bezczelność. W tym meczu podyktowany powinien zostać jeden z najbardziej ewidentnych rzutów karnych, jakie można sobie wyobrazić. Każdy z trzech arbitrów stojących w pobliżu miał obowiązek widzieć, że obrońca nie trafia w piłkę, za to wycina Łukasza Brozia. Sytuacja była – jak to się ładnie określa – statyczna, widoku sędziom nikt nie przesłaniał, zwłaszcza temu bramkowemu. Jedyne osoby na stadionie, które nie widziały faulu, to byli właśnie arbitrzy. A gdy w ostatniej akcji spotkania nie widzieli też sensu pokazać czerwonej kartki napastnikowi Trabzonsporu, to chyba stało się dla wszystkich jasne, że pilnowali tego spotkania pod każdym względem. O czerwonej kartce, która powinna zostać pokazana po uderzeniu Koseckiego łokciem, nawet nie wspominamy. Wtedy sędziowie nie dostrzegli chociażby faulu.
Legia nie grała idealnie, często traciła piłkę, miotała się, popełniała głupie błędy, nie stwarzała wielu sytuacji podbramkowych, ale… znacznie mocniejszy w teorii zespół turecki piłkę też gubił, też popełniał głupie błędy, a sytuacji stwarzał jeszcze mniej. Największa różnica między obiema drużynami – bramkarze. Ten turecki wszystko bronił, natomiast Skaba wszystko puszczał. Co gospodarze kopnęli w stronę bramki, to wpadało. Duszan Kuciak może słodzić koledze w wywiadach, ale prawda jest taka, że rywalizacja o miejsce między słupkami nie istnieje. Jest Słowak i oprócz niego zupełnie nikt. Kuciak ani nie dałby się pokonać w spotkaniu z Apollonem, ani dzisiaj nie przepuściłby strzału na 2:0. Może i jego „konkurent” jest świetnie wygimnastykowany, ale niestety korzysta ze swej zwinności głównie przy wyjmowaniu piłki z siatki.
Trabzonspor potwierdził, że może i ma mocne nazwiska w składzie, ale zespół dość przeciętny (dziewiąte miejsce w poprzednim sezonie). Przebrzmiałe gwiazdki, przeterminowane, już po drugiej stronie rzeki. Niestety, na Legię to wystarczyło, na Legię wszystko starcza, zawsze. Kolejny eurowpierdol zaliczony, teraz zostały mecze o honor.
Ale gdy patrzy się na tabelę grupy i Apollon mający 4 punkty, to wypada zapytać: czy w ogóle honor da się jeszcze uratować?
Fot. FotoPyk

