Giuseppe Rossi. Z piekła do nieba w 696 dni

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2013, 08:37 • 4 min czytania

Piątek trzynastego. Chyba już nikt w niego nie wierzy. Mało kto, jeśli ktokolwiek, na ten dzień bierze wolne, zagrzebuje się głęboko w łóżku, obawiając czyhających nieszczęść. Ale jest jedna osoba, która uważa inaczej. Giuseppe Rossi. To właśnie w „święto pecha” 2012 roku jego kariera stanęła nad przepaścią.
Gwiazda Villarreal. Regularnie powoływany do reprezentacji, mający być jej żądłem podczas Euro 2012. Zawodnik, jakich trenerzy uwielbiają: posiadający wielkie umiejętności boiskowe, a jednocześnie twardy charakter i serce do gry. Ale w październiku 2011 zrywa wiązadła krzyżowe w kolanie. Powrót się komplikował, rehabilitacja przedłużała. W rezultacie wznowił treningi dopiero w kwietniu 2012. Nie na długo. Przyszedł wspomniany piątek trzynastego i dramat powrócił w jeszcze czarniejszych barwach. Przewidywania? Minimum dziesięć miesięcy przerwy. Uraz, po jakim wielu nie dało już rady się podnieść, a z którym miał zmagać się drugi raz. Villarreal tymczasem spadał z ligi.

Giuseppe Rossi. Z piekła do nieba w 696 dni
Reklama

Grając na długą metę w kasynie można tylko stracić. Nie ma osób, które utrzymują się z ruletki czy też gry na automatach. Ale jednorazowo podjąć ryzyko? Cóż, może się opłacić. Przykładem Fiorentina, która zdecydowała się postawić 10 milionów euro. Zakład nazywał się Giuseppe Rossi. Kupowanie gracza tak ciężko kontuzjowanego, mogącego po powrocie prezentować się jak cień własnego siebie, to rzadkość. Ale dzięki temu Fiore dostała wielki rabat. Normalnie trzeba by zapłacić co najmniej trzy razy tyle. Postanowiono, że gra jest warta świeczki. Zakręcono bębnem jednorękiego bandyty. I, choć trochę to trwało, ostatecznie trafiono jackpot.

O niektórych bramkach mówi się tygodniami, bo są aż tak piękne. Gol Wilshere‘a sprzed kilku dni szybko nie zostanie zapomniany. Inne na zawsze pozostaną w pamięci, bo stawka była wysoka. Dlatego Mijatovic dobrze kojarzy się fanom Realu, choć przecież ogółem jego pobyt w Madrycie był rozczarowujący. Ale trafienie w zwykłym meczu pomiędzy Fiorentiną a Catanią? Brzydkie, i o niczym nie przesadzające? Co w nim aż tak wyjątkowego? Otóż to, że był to pierwszy gol Rossiego po powrocie na boisko. Nie grał łącznie 82 tygodnie, na bramkę czekał 696 dni. To był pierwszy optymistyczny sygnał od bardzo, ale to bardzo dawna. Tylko osoby, które przez dłuższy okres były w przysłowiowej dupie, a potem wreszcie coś zaczęło się im układać, zrozumieją jak musiał się czuć.

Reklama

A może lepiej zapytać: czy znajdzie się ktoś, kto tak nie miał?

Wątpliwe, każdy ma gorsze chwile. Dlatego historia Rossiego wykracza poza futbol. Można zobaczyć w niej swoje odbicie, albo się nią zainspirować. Reprezentant Włoch udowodnił, że ciężka praca, determinacja oraz niezłomna wiara w to, że da się wyciągnąć siebie z trudnej sytuacji, że znowu może dobrze jak dawniej, są w stanie uczynić cud. Ale trzeba walczyć, o siebie i swój los.

Jak już teraz wiemy, tamten strzał nie był jedną jaskółką, która wiosny nie czyni. Była to zapowiedź powrotu do formy jak za najlepszych czasów. W ten weekend Rossi był na ustach wszystkich. Hat-trick, strzelony w kwadrans Juventusowi, a którym wyciągnął swój zespół od 0:2 do 3:2, doprowadził Antonio Conte do łez. Zupełnie dosłownie, co wyłapała włoska telewizja. Napastnik Fiorentiny natomiast tym meczem na dobre powrócił z zaświatów. Przyszłość rysuje się ponownie w pięknych barwach. Jego marzenie o mistrzostwach świata w Brazylii pozostaje żywe.

– Rossi jest wzorem – komplementował swojego podopiecznego trener Violi, Vincenzo Montella. – Wzorem dla wszystkich piłkarzy, którzy odnieśli ciężkie kontuzje. Powiem szczerze, nie spodziewaliśmy się, że tak szybko wróci do formy. Ale miał wielką siłę woli, pracował bardzo ciężko by wrócić. Jego charakter widać też na boisku. Nigdy nie gra pod siebie, zawsze dla kolegów i dobra zespołu. Zawsze maksymalnie zaangażowany w to co robi, a więc także i podczas grania nie unika odpowiedzialności. Nie tylko posiadanie takiego piłkarza to skarb dla szkoleniowca. Po prostu praca z takim człowiekiem sprawia przyjemność.

Kibice zapominają już powoli o grzejącym ławę w Man City Joveticiu. A Rossi? – Nigdy nie myślałem o zakończeniu kariery. Ani przez chwilę nie zwątpiłem – przekonuje. Takim graczom zawsze chętnie się kibicuje. Kto wie, może skorzysta na treningach z nim Rafał Wolski? Cezary Kucharski napisał na Twitterze, że Rafał musi wreszcie zdecydować się, czy chce zostać piłkarzem. Można łatwo wywnioskować, że były legionista musi mieć problemy wolicjonalne, charakterologiczne. Lepszego nauczyciela od Rossiego może nie znaleźć.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama