Reklama

Alfabet Morattiego. Koniec osiemnastoletniej ery w Interze

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2013, 08:50 • 14 min czytania 0 komentarzy

Czy można być 68-letnim bogaczem, szefem koncernu paliwowego, a jednocześnie w duszy pozostać tym samym ultrasem, który w latach młodości chodził na trybunę dla fanatycznych fanów? Można. Massimo Moratti jest tego dowodem. To artykuł o setkach milionów przepuszczanych na marnych piłkarzy, o kartonach markowych papierosów wypalanych w lożach wielkich stadionów, o Humphreyu Bogarcie, podsłuchach, o końcu pewnej epoki. Osiemnaście lat jego panowania w Interze dobiegło końca.
A – Angelo

Alfabet Morattiego. Koniec osiemnastoletniej ery w Interze

Wizjoner w starym stylu, który potrafił zbić fortunę niemalże od zera. Legenda „Nerazzurri”, prezydent w czasach „Il Grande Inter”, czyli wielkiego Interu Helenio Herrery. Ojciec Massimo, którego dokonaniom syn zawsze chciał dorównać.

Angelo miał swoją małą tradycję. Wyróżniających się zawodników odznaczał czasem wręczając im okazjonalną złotą monetę. Nie miała wielkiej wartości finansowej. Nie była premią pieniężną, lecz wyrazem szacunku, docenienia za wysiłek. Gdy Massimo przymierzał się do przejęcia Interu w latach 90-tych, otrzymał list od dziennikarza „La Gazzetta dello Sport” zajmującego się w redakcji sprawami mediolańskiej drużyny. W kopercie znalazł banknot równowartości tysiąca lirów, a także kartkę z wiadomością: „To mała pomoc, jeśli zdecydowałby się pan przejąć klub”. Kilka dni później w odwrotnym kierunku też poszła koperta. W środku była…złota moneta. A także krótki liścik: „Jak pan widzi, dawanie pieniędzy Morattim zawsze jest solidną inwestycją”. Poniżej Massimo wraz z ojcem i bratem.

Image and video hosting by TinyPic

B – Bernabeu

Reklama

Wszystko powszednieje, nawet wielki sukces. Na scudetto Moratti musiał czekać aż jedenaście lat. Kolejne ligowe triumfy naturalnie cieszyły, ale marzenia o znaczących zwycięstwach w Europie pozostawały niezrealizowane. To było tym bardziej bolesne dla Massimo, że Angelo dwa razy za swojego panowania obserwował Inter z Pucharem Europy. Jeśli MM miał przynajmniej nawiązać do sukcesów ojca, nie mogło się obyć bez triumfu w Champions League.

W 2010 nie byli wymieniani w gronie faworytów. W fazie pucharowej „Nerazzurri” mieli zostać ustawieni do pionu przez Chelsea. Potem roznieść w pył miała ich Barcelona. Ale mądrze taktycznie grający podopieczni „The Special One” przechodzili kolejne przeszkody. W nagrodę czekało Bernabeu. Arena wielkiego finału. A na niej najważniejszy mecz ery Morattiego. Znając jego papierosowy nałóg, tego dnia pewnie spalił ich cały karton. Ale na koniec czekała radość dzięki golom Milito, bowiem po czterdziestu pięciu latach Inter ponownie wzniósł się na absolutny szczyt. Najciekawsza różnica pomiędzy legendarnymi jedenastkami? U „Mou” w pierwszym składzie nie wybiegł ani jeden Włoch. Materazzi pojawił się na murawie na ostatnie kilkadziesiąt sekund.

C – Calciopoli

Gdy korupcyjnym pociskiem odłamkowym dostała cała konkurencja, Inter pozostał sam na placu boju. To spowodowało jego absolutną dominację w lidze, aż pięć triumfów, a więc osiągnięcie historyczne. Ukoronowaniem tego okresu był rok 2010, kiedy wygrali wszystko, co było do wygrania. W dodatku Inter jawił się jako klub kryształowy, nieskalany trawiącą włoski futbol korupcyjną gangreną.

Ale czy tak było na pewno? Christian Vieri, legenda „Nerazzurri”, ma inną teorię. – Calciopoli zostało rozpętane przez Morattiego. To była jedyna możliwość, by w końcu coś wygrali – przekonuje. Na łamach włoskiej prasy opowiadał, że piłkarze klubu Massimo zostawali przymuszani do podpisywania dokumentów, w ramach których obwiązani byli zmową milczenia pod groźbą ogromnych kar finansowych. O czym mieli nie mówić?

D – Dług

Reklama

Gdyby Moratti chciał jutro odzyskać wszystkie pieniądze, jakie kiedykolwiek zainwestował w klub, Inter przestałby istnieć. Trzeba by sprzedać solidny fragment Mediolanu, żeby wyszedł na zero. Łącznie bowiem przez ostatnie osiemnaście lat wydał na swoją pasję 1,2 miliarda euro. Gigantyczna suma, a jak wielu przekonuje, i tak niedoszacowana. Ale dla Morattiego to było nieważne, liczyły się tylko sukcesy. Wszystko ma jednak swoje granice. Każdy budżet musi się kiedyś wyczerpać. Dlatego nie dziwi, że dziś Moratti mówi o Interze, jako o swoim synu, który musi nauczyć się chodzić samodzielnie.

E – Ekscentryk

Gdy myślimy o bogaczach jego formatu, wyobrażamy sobie dystans, niedostępność, świat oglądany zza przyciemnianych okien luksusowej limuzyny. Tymczasem Morattiemu nie jest obcy choćby rower. Podczas przygotowań Interu w szwedzkim Vardber, praktycznie codziennie mieszkańcy małego miasteczka mogły podglądać, czy szef Interu to dobry kolarz. Jeśli tylko ma czas, codziennie wieczorem wychodzi na spacer ze swoim psem, a z napotkanymi osobami chętnie porozmawia. W jego domu owszem, można znaleźć znamiona wielkiego bogactwa, ale też… figurę Humphreya Bogarta w naturalnych rozmiarach. Jakby tego było mało, Bogart trzyma wielką flagę „Nerazzurri”.

F – Francesco Coco

We wszystkich rankingach na najgorszy transfer w historii pierwsze miejsca obsadzają Denilson, Torres czy też Lentini. A przecież jest jeszcze on. Playboy, utracjusz, imprezowicz. Zupełnie już zapomniany, choć historia jego transferu to klęska epickich rozmiarów.

Inter odkupił tego lewego obrońcę z Milanu za 28 milionów euro. Tak, dobrze słyszeliście, prawie trzydzieści milionów za takiego przeciętniaka. Dla porównania warto przypomnieć, że tego lata łącznie Inter wydał na zakupy około połowę tej sumy. A jakby tego było mało, do fury pieniędzy dorzucono także… Clarence’a Seedorfa. Legenda „Rossoneri”, która przez dziewięć lat stanowiła o sile tej drużyny, przyszła do Milanu za darmo, w absurdalnych okolicznościach. Jako element rozliczenia za takie nic. Francesco stał się jednym z najdroższych obrońców w historii, a biorąc pod uwagę wartość Seedorfa, może i najdroższym. Jak sobie poradził? Historia łatwa do przewidzenia. Wypożyczenia, koniec ławki, imprezy. Jasne, swoje zrobiły też kontuzje, ale ten gracz nigdy, nawet gdy był w najlepszej formie, nie zbliżył się do trzydziestomilionowej etykiety. Symbol pozbawionej rozsądku polityki finansowej, za którą przyjdzie kilka lat później zapłacić.

Image and video hosting by TinyPic

G – Gresko

Niektóre transfery ery Morattiego wyglądają tak, jakby za dział skautingu odpowiadał sabotażysta. Coco przynajmniej był znany w Europie. Grał w Milanie, w Barcelonie, w reprezentacji. Ale Vratislav Gresko? koniec sezonu 98-99, Słowak przechodzi z – nomen omen – Interu Bratysława do Leverkusen. Tam rozgrywa 15 meczów przez rok. Efekt? Inter kupuje go za 5 milionów euro. Pewnie na poczekaniu znaleźlibyśmy pięć milionów lepszych sposobów na wydanie takiej kwoty. Pokazuje to tylko, jakimi funduszami wówczas dysponował Inter, skoro tak lekko przychodziło rzucanie kasą na lewo i prawo. Gresko wpisał się jednak do historii klubu. Mianowicie spartaczył w 2002 mecz z Lazio, przez co w ostatniej kolejce on i jego koledzy oddali niemal już pewne mistrzostwo Juventusowi.

H – Helsingborg

W 2000 roku Inter został zatrzymany na drodze do Ligi Mistrzów przez Helsingborg. W prowadzonym przez Lippiego zespole połowa składu mogłaby również znajdować się na liście jedenastki największych rozczarowań ery Morattiego. W pierwszym meczu w Szwecji atak tworzyli Robbie Keane i Hakan Sukur. Andrea Pirlo był zmieniany przez Seedorfa. Nazwiska wspaniałe, ale którym granatowo-czarna koszulka ciążyła. Po porażce 1:0 na wyjeździe spodziewano się, że Inter i tak odrobi stratę. Nic nie chciało jednak wpaść. Keane w słupek. Seedorf nad bramką. W końcu karny Recoby. Urugwajczyk wykonał ją dobrze: strzelił mocno, precyzyjnie, w sam róg. Ale tego dnia bramkarz Daniel Andersson popisał się podręcznikową interwencją i został legendą Helsingborga. Recoba padł na kolana po strzale.

I – Indonezja

To w indonezyjskie ręce Moratti przekazuje swój ukochany klub. Dla kibiców to szok. Zamiast człowieka, który spędził całą młodość na trybunach i „choruje na Inter”, dowodzenie przejmie ktoś, kto nie ma żadnego głębszego emocjonalnego przywiązania do barw. Dlatego przyszłość jest niepewna. Inna. Kibice mają nadzieję, że Moratti, który wciąż ma mniejszościowy pakiet akcji, pozostanie prezydentem i będzie stał na straży losów klubu. A Erick Thohir, który właśnie objął w posiadanie „Nerazzurri”? Na razie udało mu się zrujnować DC United, tak wygląda jego CV. Ma co poprawiać.

J – Jose Mourinho

– Moje pierwsze spotkanie z Morattim? Po pięciu minutach wiedziałem, że futbol i Inter są jego życiem. Ale nigdy nie mówi, że to jego klub. Inter należy do fanów, to przekonanie widać w każdej jego wypowiedzi – opowiadał The Special One o swoim bossie z czasów pracy w Mediolanie. Ten był w niego zapatrzony, co nie może dziwić: Mourinho zrealizował wszak jego marzenie o podniesieniu najważniejszego trofeum na kontynencie. Wszystko jednak do czasu. – Czuliśmy się jak mąż zdradzony przez żonę – powiedział Massimo o rozstaniu z Portugalczykiem.

Image and video hosting by TinyPic

K – Koncern „Saras”

Ł¹ródło finansowej potęgi Morattich. Założona w 1962 roku przez Angelo firma z branży paliwowej. Na giełdzie prosperuje bardzo dobrze, dziś wyceniania jest na około 11 miliardów euro. Gorzej wygląda medialnie. W 2009 nagrano film dokumentalny, ujawniający w jak fatalnych warunkach muszą pracować zatrudnieni przez „Saras” pracownicy rafinerii. Szczególnie dużo zastrzeżeń było do kwestii bezpieczeństwa. Osobny rozdział poświęcony był ochronie środowiska, a raczej temu, jak ten temat ignoruje koncern Morattich. I najważniejsze: dokument nie został opublikowany we Włoszech. Wstrzymała go cenzura. Smród na całego.

L – Luis Figo

Oglądanie Figo w Interze było specyficznym doświadczeniem. Z jednej strony przecież odnosili z nim sukcesy, kolejne tytuły. Ale szczególnie w ostatnich dwóch sezonach przykro było patrzeć, jak taka legenda futbolu kisi się na ławce. Był definicją bycia po drugiej stronie rzeki. Prezentował zaledwie cień dyspozycji, z której znano go w przeszłości. To po prostu nie było to. Do triumfów prowadzili inni, Figo był często statystą, nie takiego chcieliśmy go zapamiętać.

M – Milan

Początkowo w Mediolanie był tylko jeden klub. Ale w 1908 jego członkowie na tyle się skłócili, iż nie widzieli już szansy dalszej współpracy. Część z nich odeszła i założyła Inter. Pierwsze starcie miało miejsce pół roku po „rozbiciu”. Wówczas Milan wygrał 2:1.

W wielu miastach rywalizacje klubowe są oparte na kontekście religijnym, etnicznym, terytorialnym. O Mediolanie mówi się, że decyduje podział społeczny. Milan miał być klubem mas, Inter elit. Choć bardziej funkcjonowało to w zamierzchłych czasach, dziś trybuny są niemal równie zróżnicowane. W mającej już ponad sto lat rywalizacji prowadzą „Rossoneri”, mając 110 zwycięstw do 105 „Nerazzurrich”.

N – Nieumiarkowanie

Nieumiarkowanie finansowe to największa bolączka ery Morattiego. Pamiętacie Alvaro Recobę? No, niezły był. Ale też chimeryczny, często kontuzjowany, tak naprawdę nigdy nie zaliczany do ścisłego topu. Tymczasem w Interze w pewnym momencie był najlepiej opłacanym piłkarzem globu.

Nikt tak nie potrafił przepłacić zawodnika jak Moratti. Komin płacowy na kominie. Kupowanie hurtem, by często już po roku oddawać graczy za pół ceny. Tak było z Keanem, Quaresmą, a już nawet nie przypominajmy, co się stało z Seedorfem, Cannavaro czy też Pirlo. Jasne, każdy klub popełnia transferowe błędy. Taki jest futbol. Ale Inter uczynił z tego sztukę, którą będziemy pamiętać na lata.

O – Odnowienie

Przejmując w 1995 roku klub miał tylko jeden cel: odnowienie przyblakłej marki. Zatrudnił w tym celu byłych zawodników, których podziwiał jako młody chłopak. Wśród nich byli choćby Fachetti i Mazzola, którzy pomagali mu w kompletowaniu składu.

Podobno razem siadali i oglądali dziesiątki taśm zagranicznych gwiazd. Wszystko w Palazzo Serbelloni, osiemnastowiecznym neoklasycznym pałacu, gdzie urzędowała rodzina Morattich. Pierwszymi, którzy zostali wyłowieni podczas tamtych maratonów video byli Paul Ince i Roberto Carlos. Niedługo później Youri Djorkaeff, Zamorano czy też Zanetti. Dla Carlosa były to wrota do wielkiej kariery, do dziś fani wymieniają go wśród najlepszych obrońców ery Morattiego, choć grał tam przecież bardzo krótko.

P – Papierosy

Mówią o nim „chainsmoker”. Czyli palacz z rodzaju tych, którzy odpalają jedną fajkę od drugiej. Zdjęcia z Morattim, palącym nerwowo przy złym wyniku Interu, albo też rozkoszującego się nikotyną, gdy jego drużyna ma dobry wynik, to już klasyk przebitek z lóż Serie A. Marka? Też klasycznie. Czerwone Marlboro.

Image and video hosting by TinyPic

Q – Quaresma

Specjalista do rabony. To podanie efektownym krzyżakiem było jego znakiem rozpoznawczym. Jednak sam zawodnik okazał się równie nieefektywny, jak często jest nim to zagranie. Przykład przerostu formy nad treścią.

Ale w Interze Portugalczyk nie wyglądał nawet jak mało skuteczny skrzydłowy. On prezentował się jak trzecioligowiec. Niecelne podania. Zła komunikacja. Zero wysiłku w obronie. Strzały w trybuny. Tylko obrońcy rywali go uwielbiali, tak łatwo odbierali mu piłkę. A kosztował przecież blisko dwadzieścia pięć milionów euro. Luksus oglądania go snującego się po boisku, bez żadnej przydatności dla zespołu, kosztował około bańkę za mecz. Odkąd w zespole pojawił się Pandev, Portugalczyk już ani na sekundę nie powąchał murawy.

R – Ronaldo

Przypomnijmy sobie gdzie w 1997 był Ronaldo. Uwaga, będzie długa litania: 47 goli w 49 meczach, poprowadzenie Barcy do trzech triumfów: Pucharu Zdobywców Pucharow, Pucharu i Superpucharu Hiszpanii. Do tego mistrzostwo przegrane o włos. Barca w lidze strzeliła 102 gole, Ronaldo trafił z tego 34 razy. W reprezentacji w 1997 wystąpił 20 razy i strzelił piętnaście bramek. Wygrany Puchar Konfederacji i Copa America. Nagrody indywidualne: złoty but dla najlepszego strzelca Europy. All-Star Pucharu Konfederacji. MVP i najlepszy strzelec Pucharu Zdobywców Pucharów. MVP Copa America, Ballon D‘or i piłkarz roku według FIFA. To był rok, w którym ludzie zastanawiali się, czy czasem Ronaldo nie zostanie najlepszym graczem w historii futbolu. Moratti ściągał do Interu gościa, który rzucał wyzwanie Pele. A przecież w Mediolanie jeszcze nie było topowej drużyny. To była europejska druga liga: Trzecie miejsce w lidze, perspektywa gry zaledwie w Pucharze UEFA… Z Barcą grałby w Lidze Mistrzów.

Ronaldo był najlepszym piłkarzem świata, a wielu graczy w szatni Barcelony zarabiało znacznie więcej. Chciał mieć królewska gażę, ale Barca nie chciała się na to zgodzić. Proponowała dobre, ale nie znakomite warunki. Massimo nie bał się sięgnąć głęboko do kieszeni. Pobito transferowy rekord świata, a zawodnik był usatysfakcjonowany zarobkami. Wielu pamięta okres Ronaldo w Interze tylko przez pryzmat kontuzji. Nie da się ukryć, było ich wiele. Zmarnowały mu praktycznie dwa i pół roku. Ale pierwszy sezon był fantastyczny. Stawał się zawodnikiem kompletnym. Wyraźnie lepszym, niż rok wcześniej, gdy przecież rządził na świecie. Nie tylko wykańczał akcje, ale wiele asystował. Wykonywał karne, strzelał z wolnych. Pod koniec sezonu był już kapitanem drużyny. To wtedy dostał od włoskiej prasy przydomek Il Fenomeno, bo istotnie był wówczas fenomenem. Kojarzysz Ronaldo jako tego gościa z Realu, który znikał na całe mecze, ale miał świetne wykończenie? Otóż jeśli załapałeś na oglądanie go z czasów Barcelony czy też pierwszego sezonu Interu to wiesz, że miał w sobie o wiele, wiele więcej.

S – Scholes

Nie wielu w swoim czasie potrafiło oprzeć się pieniądzom „Nerazzurri”. Ale Scholes nie dał się ugiąć. Był to jeden z tych zawodników, na których Moratti najbardziej się nastawił. Podchody czynił regularnie. Suma transferowa, proponowana w 2000 roku? 40 milionów euro. – Mówiłem szefowi Interu, że Scholes to „mission impossible”. Z nim nie wystarczą pieniądze. Urodził się zaledwie kilka bloków od Old Trafford. Dla niego najważniejsza jest gra dla barw United – mówił agent Pino Paglaria. Sam Scholes: – Gdy pochodzisz z okolicy, w której rządzi Man United, gra dla tego klubu znaczy znacznie więcej. W dzisiejszych czasach nie ma za wielu zawodników, którzy zostają w jednej drużynie całą karierę. Większość po prostu goni za pieniędzmi, są najemnikami. Ale my chcemy zostać tu tak długo, jak to będzie możliwe. Ja, Becks, Nicky Butt, bracia Neville, myślimy tak samo – mówił w 2000 roku środkowy pomocnik z Old Trafford.

T – Trenerzy

Swego czasu niewielu mogło się równać z Morattim jeśli chodzi o zwalnianie trenerów. Rekordowo długo wytrwał tylko Mancini, bo aż cztery lata. Ł»eby nie było jednak za normalnie, został zwolniony niedługo po tym, jak uczyniono go drugim najlepiej zarabiającym trenerem świata. Nieważne ,jak miałeś uznane nazwisko: Hodgson, Lippi, Cuper, Zaccheroni, wszyscy byli bezceremonialnie wyrzucani stosunkowo krótkich okresach. Stołek trenerski w Interze Morattiego zawsze miał wysoką temperaturę.

U – Ultras

Ultrasi Interu od lat okupują trybunę „Curva Nord” na San Siro. W swoim czasie mogłeś tam praktycznie co mecz spotkać też Morattiego. Miał dziewiętnaście lat, gdy doświadczał na własnej skórze zwycięstwa swoich idoli w Pucharze Europy. Wciąż pozostaje w sercu tamtym chłopakiem, przeżywającym niezwykle wszystko, co dotyczy klubu. Gdy po 220 dniach kontuzji Milito powrócił na boisko i strzelił bramkę, Moratti świętował. „La Gazetto Della Sport” powiedział: – czułem się, jakby gola zdobył członek rodziny.

W – Wyrozumiałość

Moratti słynął z wielkiej wyrozumiałości do swoich podopiecznych. Nikt tak długo nie byłby w stanie tolerować Adriano, który w swoim czasie notorycznie zjawiał się na treningi skacowany, albo nawet jeszcze pijany. Czasem po ważnych zwycięstwach potrafił mieć gest, wynagrodzić całą szatnię wysoką niespodziewaną premią, od pierwszoplanowych postaci po rezerwowych. Był dla graczy tak pobłażliwy, że aż… sami zaczęli to krytykować. Zlatan Ibrahimovic wspominał w swoje autobiografii, że raz zdarzyło mu się prosić Morattiego, by nie płacił za byle co. By był bardziej wymagający, bo jego piłkarze stają się zdemoralizowani, a to przekłada się na gorsze wyniki.

V – Vieri

Jego transfer w 1999 roku był światowym rekordem – 45 milionów euro. Ale choć w wielu przypadkach wielkie pieniądze wydawane przez Morattiego były wyrzuconymi w błoto, tak tutaj opłaciły się co do grosza. Przez sześć lat strzelił dla „Nerazzurri” ponad sto bramek. Śmiało może być uznany za klubowa legendę.

Legendę, która w swoim czasie była szpiegowana przez klub. Vieri wygrał nawet proces w sądzie, otrzymał milion euro zadośćuczynienia. Starał się jednak o dwadzieścia. Jak dziś tłumaczą w Interze to, dlaczego Vieri miał okablowane telefony, był też śledzony przez prywatnych detektywów? – Odpowiednie organy zostały zatrudnione by upewnić się, czy Christian przestrzega podstawowych zasad, jakie mamy w klubie – powiedział adwokat Interu. Innymi słowy: podejrzewali go o sprzedawanie meczów.

Z – Zanetti

Kto w 1995 roku mógł przypuszczać, ze Zanetti będzie w klubie dłużej, niż sam Moratti? A jednak. Przez te wszystkie lata szli razem ramię w ramię: jeden szefował w gabinetach, drugi na boisku. Dziś Zanetti pozostaje jednym z najgorętszych orędowników tego, by Moratti pozostał w na stanowisku prezydenta.

Gdy Argentyńczyk mówi, że nie ma wielu takich jak Moratti, trudno się nie zgodzić. Prawdopodobnie był ostatnim szefem wielkiego klubu, który też – mimo wielkiej fortuny – pozostawał jego zagorzałym fanem, ultrasem, fanatykiem. Jego zejście ze sceny to w gruncie rzeczy symbol końca pewnej epoki w piłce.

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Niemcy

Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Radosław Laudański
0
Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...