Wałdoch może wrócić do Polski, Lato o Beenhakkerze, Obraniak będzie strajkował

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2013, 08:00 • 12 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Wałdoch może wrócić  do Polski, Lato o Beenhakkerze, Obraniak będzie strajkował
Reklama

FAKT

Frankowski: Ze skutecznym Lewandowskim mielibyśmy baraże.

Reklama

Jeśli popatrzymy na wyniki naszej reprezentacji podczas zakończonych właśnie eliminacji, decyzja prezesa Bońka o rozstaniu z Waldemarem Fornalikiem dziwić nie może. Zibi jest znany z konkretów i tym razem również zadziałał szybko. Z tego, co mówi się w kuluarach, równie szybko znalazł nowego selekcjonera. Oczywiście odpowiedzialność za porażkę kadry nie może spadać tylko i wyłącznie na trenera i jego sztab. Zawodnicy również przegrali walkę o awans na mundial. Przeanalizowałem ostatnio sytuacje Roberta Lewandowskiego w meczach reprezentacji i faktycznie można mieć zastrzeżenia do jego skuteczności. To wyśmienity napastnik, w Borussii Dortmund strzela jak na zawołanie, ale w kadrze podczas eliminacji powinien wręcz strzelić minimum 3-4 gole więcej i to w tych starciach najważniejszych – na wyjeździe z Mołdawią, Ukrainą i w Anglii. Myślę, że w takim wypadku dzisiaj nasza reprezentacja w najgorszym wypadku brałaby udział w barażach. Z drugiej strony „Lewy” był osamotniony w ataku. Przypomnijmy sobie napastników z kadry Engela. Pierwsze skrzypce grał Olisadebe, ale strzelali również Kryszałowicz czy Marcin Ł»ewłakow. Kiedy ja błyszczałem w kolejnych eliminacjach, grający ze mną Maciek Ł»urawski zdobył bodajże sześć bramek. Teraz Robert nie miał wielkiego wsparcia od kolegów z ofensywy.

Robert Lewandowski dla Faktu: Tym razem strzelę gola w Londynie!

Ostatnio znów głośno o pana transferze: do Barcelony, Realu Madryt, nie wspominam już o Bayernie Monachium, bo sprawa ciągnie się od ponad roku…
Ja już tego nie śledzę, nie czytam, nie komentuję. Byłem przymierzany już do każdego większego europejskiego klubu. Nie przejmuję się tym, bo takie jest prawo dziennikarzy. Mnie spekulacje nie interesują, skupiam się na swojej robocie.

Męczy to pana?
Szczerze mówiąc męczy, bo nie da się normalnie porozmawiać bez na przykład zejścia na transferowe sprawy. Muszę analizować każde słowo, gryźć się w język, aby nie zostawiać żadnych niedomówień. Nauczyłem się już z tym żyć. Cały czas muszę odpowiadać na te same pytania, chociaż odpowiedź zawsze jest niemal taka sama. Dziennikarze powinni się już przyzwyczaić i też uszanować fakt, że nie chcę niczego ujawniać.

Dlatego nie udzielał pan ostatnio indywidualnych wywiadów, tylko w mixed-zone?
Tak. Przede wszystkim chciałem wprowadzić trochę spokoju wokół swojej osoby. Było mi to potrzebne. Po co miałem udzielać wywiadów, skoro nie ważne co powiedziałem, dziennikarze i tak mnie nie słuchali? Interpretowali każde słowo tak jak chcieli, pod własną tezę. Potem wychodziły z tego dwuznaczne sytuacje, niedomówienia, plotki, które trzeba było dementować i tłumaczyć. Powiedziałem w wywiadzie dla niemieckiej telewizji jedną rzecz, a potem moje słowa są przekręcane w prasie. Uznałem, że to nie ma sensu.

RZECZPOSPOLITA

Twarze sukcesu.

Zbigniew Boniek mówi o nich, że będą rządzić reprezentacją Polski przez lata. Już próbują. Obaj są młodzi, utalentowani i bogaci. Futbol jest ich życiem, ale przy okazji zabawą. Wczoraj Wojciech Szczęsny zamieścił na Facebooku swoje zdjęcie z pola golfowego: – „Słuchaj, żarty się skończyły. London Calling” – napisał. – „Dobra, dobra, lecę po swoje” – odpisał Robert Lewandowski, dodając zdjęcie ze swojego ogrodu, w którym bawi się dronem. Dzisiaj Arsenal gra z Borussią Dortmund. Obaj pochodzą z Warszawy, ale drogę na szczyt europejskiej piłki mieli zupełnie inną. Szczęsny wyjechał z Polski jako szesnastolatek i teraz nie wyobraża sobie życia poza Londynem, mówi cockneyem i świetnie odnajduje się w celebryckim świecie. Lewandowskiego w Legii nikt nie chciał, grał w Zniczu Pruszków, Lechu Poznań, od trzech lat podbija Niemcy w Borussii Dortmund, a w styczniu ma ogłosić swój transfer do Bayernu Monachium. W reprezentacji trzymają się razem, Boniek mówi, że są znakiem nowych czasów. – To inna twarz polskiej piłki. Twarz sukcesu, ciągle się uśmiechają, bo znają swoją wartość – mówi prezes PZPN. Lewandowski od roku gra w okrutnie nudnym serialu. Nie ukrywał, że w przerwie między sezonami chciał odejść do Bayernu, ale Borussia nie zgodziła się na transfer. Piłkarz był rozczarowany, mówił, że czuje się oszukany przez kierownictwo klubu. Na pocieszenie dostał podwyżkę – pięć milionów euro za ostatni sezon w klubie z Dortmundu ma gwarantowane, jeżeli będzie to sezon sukcesów, zarobi nawet siedem milionów. To spora różnica w porównaniu z niespełna dwoma milionami, które zarabiał do tej pory. W styczniu ogłosi zapewne, że odejdzie do Bayernu, chociaż ostatnio do prasy przeciekły informacje, jakoby Pep Guardiola nie był już nim zainteresowany. Do gry o polskiego napastnika znowu włącza się podobno Real Madryt.

GAZETA WYBORCZA

Zagłębie Lubin powoli wraca na właściwe tory.

Może odkupiłem trochę winy za to, co zrobiłem we Wrocławiu – mówił Dorde Cotra, który w derbach ze Śląskiem na własne życzenie wyleciał z boiska, co w dużej mierze przyczyniło się do porażki Zagłębia. – Teraz już chyba nikt nie będzie się zastanawiał nad tym, by mnie znowu wypożyczyć – podkreślał z kolei Adrian Błąd. Skrzydłowy Zagłębia zdobył dwa gole, a powinien jeszcze jednego. O tę zmarnowaną sytuację nikt do wychowanka lubińskiego klubu nie miał raczej pretensji. Co innego z okazjami, które marnują Papadopulos i Piech. Zwłaszcza tego drugiego bronił jednak trener Lenczyk.- On przyszedł w trakcie sezonu, dobrze zaczął, ale pewnych rzeczy nie da się oszukać – tłumaczył szkoleniowiec Zagłębia. – Szkoda, że to nie jest sierpień, ale jestem i tak spokojny, bo Arek to świetny zawodnik, trzeba mu dać trochę czasu i znowu będzie strzelał. Orest Lenczyk to jeden z niewielu szkoleniowców, którzy nie boją się wprost rozmawiać o swych piłkarzach z dziennikarzami. O Cotrze powiedział: – Ta sytuacja we Wrocławiu to nie było może mądre, ale jakoś mogę zrozumieć Dorde – mówił Lenczyk o ataku swojego zawodnika na Sebino Plaku ze Śląska. – Najważniejsze, że nic nikomu się nie stało. Futbol to nie jest gra dla grzecznych chłopców. Porozmawialiśmy i wiem, że po meczu on wszystko doskonale ocenił i zrozumiał. Dzisiaj strzelił gola, choć nie zagrał jakiegoś wybitnego meczu – analizował.

Fatalna seria Lechii może okazać się zbawienna dla klubu.

Kiedy po poprzednim sezonie klub zwolnił ze stanowiska trenera Bogusława Kaczmarka, napisałem, że to nie osoba szkoleniowca była największym problemem zespołu. Podobnie jak trwająca obecnie seria siedmiu meczów bez zwycięstwa nie jest tylko i wyłącznie winą trenera Michała Probierza. Owszem, można stawiać mu zarzuty, że momentami zbyt mocno miesza w składzie, ale raz – w dużej mierze jest to wymuszone kontuzjami i kartkami, a dwa – gdyby po kilku meczach bez zwycięstwa wciąż stawiał na tych samych ludzi, dopiero podniosłyby się głosy oburzenia, dlaczego nic nie zmienia, skoro jest tak źle. Być może kilka razy się pomylił, ale kiedy patrzyło się w sobotę na postawę niektórych zawodników, na szkolne błędy, jakie popełniali, nie sposób nie postawić dość oczywistej tezy: w pewnych sytuacjach nie pomoże nawet najlepszy trener świata. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Probierz miota się, bo ma do dyspozycji zbyt małą liczbę wartościowych zawodników. W dniu zatrudnienia go na stanowisku trenera zwróciłem uwagę, że od samego mieszania herbata nie zrobi się słodsza. Andrzej Kuchar i kierownictwo klubu namiętnie wymieniają łyżeczki (pięciu trenerów w ciągu dwóch lat), ale zapominają o dosypaniu cukru. Rozumiem, że klub tnie koszty, że nieźle wypada w rankingach piłkarskiego biznesu, ale równie dobrze prezentuje się w tych excelowskich tabelkach np. Piast Gliwice. Przy całym szacunku dla klubu z Gliwic, nie ten rozmiar kapelusza i nie te aspiracje. Lechia z pięknym i dużym stadionem, rzeszą wiernych kibiców, dużym zainteresowaniem medialnym, musi równać do klubów nieco większych. Zresztą, a propos cięcia kosztów – zwolnienie kilkunastu darmozjadów z zagranicy, którzy w większości kopali się w czoło, nie jest jakimś bardzo wymyślnym biznesplanem i nie trzeba być Billem Gatesem, żeby na taki pomysł wpaść.

SPORT

Święte prawo trenera zadecydowało. Kapitan Piasta Gliwice tylko rezerwowym.

Podgórski był dotąd pewniakiem w drużynie Marcina Brosza. W niedawnym pojedynku z Legią Warszawa zabrakło dla niego jednak miejsca w jedenastce. – Ze zdrowiem wszystko było w porządku. Trener po prostu skorzystał ze swego świętego prawa, które pozwala mu każdego zawodnika posadzić na ławce. Jest rotacja i prawdopodobnie będzie nadal, bo trener szuka optymalnego ustawienia – mówi Podgórski w rozmowie ze „Sportem”. Jednocześnie kapitan Piasta zapewnił, że ta sytuacja go nie zdeprymowała.

DZIENNIK POLSKI

Smuda w szpitalu, w Wiśle duch zwycięstwa.

– Musiałbym być cały w gipsie, abym nie poprowadził drużyny – mówił przed ligowym spotkaniem z Legią Warszawa trener Wisły Franciszek Smuda. Pod znakiem zapytania stoi jednak jego udział w dzisiejszym meczu „Białej Gwiazdy” z Lechią w ramach 1/8 finału Pucharu Polski. Trener Smuda nie przybył na wczorajszą przedmeczową konferencję, bowiem trafił do Szpitala Uniwersyteckiego. Szkoleniowiec Wisły ma zapalenie płuc. Już dwa tygodnie temu przed meczem z Legią był mocno przeziębiony, kaszlał i ledwo mówił. Zasiadł jednak na ławce. Później prowadził treningi. Nie wyleczył się i stan jego zdrowia się na tyle pogorszył, że nie prowadził dwóch zajęć przed meczem z Zawiszą w Bydgoszczy, na który jednak pojechał. Po powrocie przekonał się, że organizmu nie da się oszukać i konieczna była hospitalizacja. Jego ewentualny udział w dzisiejszym meczu zależy od decyzji lekarzy. – Liczę na to, że będziemy w pełnym składzie szkoleniowym – powiedział Marcin Broniszewski, asystent trenera Smudy, którego zastąpił podczas konferencji. Wczoraj wszyscy wiślacy wyszli na trening. – Mamy pełną determinację i chęć zwycięstwa. Zagramy na maksa, a co do personaliów, to mamy jeszcze kilka godzin na podjęcie ostatecznych decyzji – mówił trener Broniszewski.

SUPER EXPRESS

Lewandowski: Wojtek, do trzech razy sztuka.

Arsenal gra kapitalnie, w ostatnim meczu Wilshere strzelił kosmicznego gola. A wy wymęczyliście zwycięstwo z Hannoverem. Oni będą faworytem?
– Tak, ale tylko dlatego, że grają u siebie. Ale my na pewno się nie poddamy. Nie można sugerować się naszym meczem z Hannoverem. Oczywiście, że chcieliśmy z nimi wygrać i to się udało. Ale w podświadomości było, że zaraz mamy mecz z Arsenalem. Przed spotkaniem z Napoli wygraliśmy w lidze 5:0, a potem przegraliśmy z Włochami w Lidze Mistrzów.

Ten sezon Ligi Mistrzów jest dla was trudniejszy niż poprzedni?
– Zdecydowanie tak. Po tym, jak w poprzednim sezonie zagraliśmy w finale Ligi Mistrzów, każdy z pewnością traktuje nas z dużo większym respektem. Wiedzą, że jesteśmy mocni. Teraz to, że z Borussią będzie się ciężko grało, to dla rywali coś normalnego.

Na waszej ławce trenerskiej znowu zabraknie Juergena Kloppa, który musi odcierpieć karę za atak wściekłości podczas meczu z Napoli. Dla ciebie to duża różnica?
– Prawdę mówiąc, podczas meczu piłkarz nie ma czasami możliwości, żeby zwrócić na to uwagę. Nie zawsze też można usłyszeć podpowiedzi od trenera Kloppa, jest przecież strasznie głośno. O całej sytuacji z meczu z Napoli dowiedziałem się dopiero z telewizji.

Obraniak strzelił i zastrajkuje?

Ludovic Obraniak (29 l.) pokazał się z dobrej strony w meczu Bordeaux z Olympique Lyon (1:1), strzelając bramkę dla „żyrondystów”. To drugi gol reprezentanta Polski w tym sezonie, ale niewykluczone, że już wkrótce zamiast grać i strzelać, Ludo będzie… strajkował. Związek zawodowy piłkarzy ligi francuskiej nie wyklucza bowiem, że najbliższa kolejka zostanie odwołana. To protest przeciw podatkowi w wysokości 75 proc., jaki niedługo będzie wprowadzony we Francji. Dotyczyć on będzie tych pracujących we Francji, którzy zarabiają powyżej miliona euro rocznie. „Zagrożonych” jest 112 piłkarzy ligi francuskiej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Lato: Beenhakker nie chciał rozmawiać to zwolniłem go w trybie ekspresowym.

Strasznie się pan zraził do zagranicznych trenerów.
GRZEGORZ LATO: Zraziłem się do Beenhakkera. Też go dostałem w spadku po poprzedniej władzy. Błąd zrobił Michał Listkiewicz, że przedłużył z nim kontrakt już przed EURO 2008. Ale i tak powinienem był szukać sposobu, jak się z nim rozstać. Za późno go zwolniłem. Przecież on nie szanował naszych trenerów i byłych wybitnych piłkarzy. Patrzył na nas z wyższością, choć sam miał coraz gorsze wyniki. Zdaję się, że szczypał nawet Zbyszka Bońka, który wtedy w PZPN nie pełnił żadnej funkcji.

Ale pan też nie był w porządku wobec Leo. Zwolnił go pan dosłownie chwilę po meczu ze Słowenią (0:3), gdzieś między autami zaparkowanymi pod stadionem.
GRZEGORZ LATO: Dostał baty 0:3, a już wcześniej wisiał na włosku, więc chciałem wejść po meczu do szatni, żeby pogadać – z piłkarzami, z nim. To trzasnął mi przed nosem drzwiami. Nie wpuścił do środka prezesa PZPN. A potem strasznie się oburzył, że kilka minut później został zwolniony. No został – w trybie ekspresowym. Nie chciał ze mną porozmawiać, to pozbawił mnie wyboru.

ANTONI BUGAJSKI (PS): I dlatego po Beenhakkerze według pana reprezentacji Polski nie powinien już prowadzić żaden obcokrajowiec?
GRZEGORZ LATO: Wcale tak nie twierdzę, proszę mi nie wkładać w usta słów, których nie wypowiedziałem. Ja zwracam tylko uwagę, że zatrudnienie trenera z zagranicy zawsze będzie obarczone jakimś dodatkowym ryzykiem, którego na początku nie jesteśmy nawet w stanie rozpoznać. Co innego, gdyby to był trener z najwyższej półki, ze świeżymi sukcesami. Ale ja czytam w gazetach, że w polskiej kadrze przydałby się na przykład Dick Advocaat. Czytam i własnym oczom nie wierzę. Na pewno Advocaat? Ten sam, który podobnie jak Smuda nie wyszedł na EURO 2012 z polskiej grupy? Niech mi nikt nie mówi, że to nie jest zagraniczny kompleks. Wzięliby człowieka, który z Rosją zawalił EURO. Tylko dlatego, że jest Holendrem i kiedyś miał sukcesy.

Wałdoch wróci do Górnika?

W Zabrzu trwa rozglądanie się za nowym szkoleniowcem. Jednym z pomysłów działaczy jest ponowne sprowadzenie do śląskiego klubu Tomasza Wałdocha. Nie ustają spekulacje kto może zastąpić trenera Adama Nawałkę w roli szkoleniowca Górnika, jeżeli ten zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Kandydatem numer 1 jest zwolniony właśnie przez PZPN Waldemar Fornalik. Są też jednak inne kandydatury. W tym gronie zaczyna się pojawiać nazwisko Tomasza Wałdocha. W 2010 roku ten były piłkarz Górnika z powodzeniem pracował na Roosevelta jako dyrektor sportowy. To on m.in. stał za transferem Arkadiusza Milika z Rozwoju Katowice do Zabrza. W Górniku notorycznie wtedy jednak nie płacili, więc były kapitan reprezentacji Polski po kilku miesiącach pracy zwinął manatki i wrócił do Niemiec. Z powodzeniem zajmuje się tam szkoleniem młodzieżowych zespołów Schalke 04 Gelsenkirchen, gdzie przez lata występował. Niewykluczone, że teraz znowu wróci do Zabrza.

Surma: W polskiej lidze jest za dużo obcokrajowców. Niewielu coś wnosi.

W piłce jest coś takiego jak efekt nowej miotły? Pojawia się inny trener i zmienia wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Występuje, choć nie zawsze się sprawdza. Po przyjściu nowego trenera zawodnicy się spinają, chcą się pokazać. Widać to już w pierwszej gierce na treningu. Są agresywniejsi, grają z większą determinacją. Oczywiście powinni tak się zachowywać za każdym razem, ale tak nie jest.

Ruch w ostatnich czterech meczach zdobył osiem punktów. We wcześniejszych siedmiu, za rządów Jacka Zielińskiego, tych punktów zebraliście ledwie sześć.
Spięliśmy się podwójnie. Raz, że przyszedł nowy trener, a dwa, to pracę zaczął po naszej porażce 0:6 w Białymstoku. Sami dobrze wiedzieliśmy, jaki to wstyd i jak najszybciej chcieliśmy zatrzeć złe wrażenie. Trener Kocian wniósł spokój do szatni, pozmieniał pozycje kilku zawodnikom i te decyzje okazały się trafne. Tonuję jednak euforię. Na początku sezonu wygraliśmy z Legią, zremisowaliśmy z Górnikiem i coś się zacięło. Dlatego spokojnie z fanfarami.

Między zawodnikami a trenerem następuje zmęczenie we współpracy?
Na pewno. Zastanawiam się, jak Alex Ferguson wytrzymał 27 lat w Manchesterze. Jakim trzeba być mądrym facetem, nie sprzedawać wszystkiego od razu, tylko dozować wiedzę, żeby w trudnych relacjach międzyludzkich odnaleźć się z korzyścią dla drużyny. Psychologia ma ogromne znaczenie. Jestem po kursach trenerskich na UEFA B i A, mieliśmy na nich zajęcia z psychologii, ale to było tylko liźnięcie tematu. Jest o wiele bardziej skomplikowany.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama