Czesław Michniewicz nie jest już trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała. Dzisiaj zastąpi go Leszek Ojrzyński.

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2013, 09:57 • 2 min czytania

Oto przykład skrajnego debilizmu wśród działaczy bielskiego klubu. Jedynym, co ten klub ma porządnego, jest akurat trener. Widzi to każdy, kto ma oczy i jako takie pojęcie o futbolu. Jednak prezes Wojciech Borecki zamiast zainwestować pieniądze w napastnika (Demjan w Bielsku nie gra, bo Borecki pokłócił się z menedżerem o 30 tysięcy złotych) albo w bramkarza (Pesković chciał zarabiać 20 tysięcy złotych miesięcznie, więc wszystko rozeszło się o jakieś osiem na miesiąc), woli wypłacić odprawę Michniewiczowi i jego asystentowi, co oznacza jeszcze osiem pensji na głowę. Jednocześnie płacić będzie Ojrzyńskiemu.
Teraz pomyślmy: Michniewicz przyszedł do Bielska w beznadziejnej sytuacji, a sam Borecki był wtedy pogodzony ze spadkiem. Dlatego właśnie podpisał ze szkoleniowcem 1,5 roczny kontrakt. Uznano, że degradacja jest pewna, ale nowy trener powinien powalczyć w tym sezonie o ponowny awans do ekstraklasy. Czyli gdyby Michniewicz zrealizował powierzone mu zadanie, to właśnie biłby się z Wisłą Płock i Stomilem Olsztyn. Spadłby i miałby spokój. Podbeskidzie jednak jakimś cudem było trzecią drużyną wiosny i rzutem na taśmę utrzymało się w ekstraklasie. Teraz wystartowało bardzo słabo, to prawda, ale co z tego złego startu wynika? Ł»e gdyby dziś dzielono punkty, to cztery zespoły wyprzedzające bielszczan w tabeli, Podbeskidzie ma w zasięgu jednego meczu. Jednego! Do końca sezonu 25 kolejek, w tym 7 tych ważniejszych, lepiej liczonych.

Czesław Michniewicz nie jest już trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała. Dzisiaj zastąpi go Leszek Ojrzyński.
Reklama

Sytuacja wcale więc nie jest jest trudna, bo w tej fazie rozgrywek w ogóle nie ma co patrzeć w tabelę, zwłaszcza gdy mowa o walce o utrzymanie. Borecki zwalnia trenera akurat po najlepszym meczu tej drużyny w sezonie, przeciwko Cracovii, gdzie jako zespół zaprezentowała się dobrze, natomiast przegrała przez bardzo głupie błędy indywidualne, niezależne od szkoleniowca. Wydaje się, że wreszcie znaleziono napastnika na poziomie (zatwierdzony do gry Bartlewski, ściągnięty z Gdyni przez Michniewicza), a na certyfikat czeka Maciej Iwański. Prezesowi Podbeskidzia nie wystarczyło jednak cierpliwości.

Ot, zarządzanie po polsku. Ojrzyńskiemu pójdzie dobrze albo źle, zobaczymy, w końcu trafi gorszy miesiąc i też zostanie pogoniony – jak został w Kielcach. Borecki zamiast wydawać pieniądze na to, czego rzeczywiście Podbeskidzie potrzebuje (wzmocnienia, chociaż jedno boisko treningowe), będzie płacił odprawy kolejnym szkoleniowcom.

Reklama


Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama