Miał być największym kozakiem w Ekstraklasie. Przybywał do Polski jako estoński król asyst. Pierwsze treningi w Warszawie? Ach, jakie zrobił na dziennikarzach wrażenie! Sylwetka prawdziwego sportowca, silny, szybki. Lepsza wersja Koseckiego. Henrik Ojamaa miał być największym wzmocnieniem Legii w tym sezonie. W połowie sierpnia tak uważało prawie 40% jej kibiców. A jak jest dziś? Łagodnie mówiąc: mizernie. W Poznaniu chyba mogą się już cieszyć, że mistrz Polski wyprzedził ich w zakontraktowaniu reprezentanta Estonii.
(…)
Nie można mu odmówić ambicji. Co to, to nie. Stara się niesamowicie, zapieprza równo jak mały motorek. I na boisku, i po za nim. Wziął sobie lekcje polskiego pięć razy w tygodniu. Profesjonalista pełną gębą, do tego zdrowo się odżywia – co w Legii nie jest zasadą. Sympatyczny chłopak, który robi wiatr w każdym meczu. Ale efektu z tego nima. Ojaama wygląda jak zawodnik, który może nawet psuje jakiś scenariusz nakreślony przez Ubrana. Drużyna ma grać jakimś schematem, systemem, a on i tak ostatecznie weźmie piłkę, poholuje, pokiwa się, straci futbolówkę i wszystko diabli wzięli.
Aby przeczytać całość, kliknij TUTAJ.
Jeśli chcecie opublikować swój tekst w dziale „Blogi kibiców”, wyślijcie go mailem na [email protected].
Fot. FotoPyk