Roberto Carlos, FC Memmingen, dno Championship… Jak Polacy zawodzą na obczyźnie

redakcja

Autor:redakcja

17 października 2013, 14:32 • 5 min czytania

Ł»e Artur Sobiech jeszcze w letnim okienku wygrał złoty los na loterii, a jego imiennik Boruc zaczął nosić szczęśliwe rękawice – zapewne już wiecie. Wiecie też, że na Sebastianie Boenischu w końcu (cóż za refleks!) poznali się w Niemcy i zaczęli głosić, że to gość, którego gra w Champions League zdecydowanie przerasta. Korzystając z przerwy reprezentacyjnej, przeanalizowaliśmy, jak pierwsze tygodnie sezonu wyglądały u naszych stranierich. Bo u wielu wyglądały źle… Oto nasza lista – bez farbowanych lisów i bez żadnych pozytywów. Siedem największych rozczarowań.
Kamil Grosicki. Miała być Galata, Besiktas albo Fenerbahce. Transfer za duży hajs, gigantyczna pensja, wielkie sławy u boku i równie wielkie zainteresowanie wokół jego osoby. Wszystko już właściwie przygotowane, wszystko nagrane, a jednak Grosicki ciągle siedzi w tym Sivassporze. Siedzi, to słowo-klucz. Na trybunach. W tym sezonie rozegrał łącznie niespełna… jeden mecz. 75 minut w pierwszej kolejce, niedawny ogon i tyle. Rozumiemy drobny uraz tuż po starcie ligi, ale sensownego wytłumaczenia, że w trzech ostatnich spotkaniach (jednym pucharowym!) Polaka zabrakło w kadrze, nie ma. Coś nam podpowiada, że sam piłkarz podpadł też Roberto Carlosowi, skoro wybrał się do trenera, mówiąc, że nie akceptuje sytuacji i jest lepszy od tych, którzy grają. „Przegląd Sportowy” z ulgą wyjawił dwa tygodnie temu, że romans Grosickiego z Sivassporem już dobiega końca, wystarczy poczekać do okienka, a przecież… jedno dopiero co zamknięto. No i inne pytanie, kto tego „Grosika” przygarnie, skoro już teraz popadł w niełaskę? A i poprzedni sezon miał mocno przeciętny: dwa gole i sześć asyst.

Roberto Carlos, FC Memmingen, dno Championship… Jak Polacy zawodzą na obczyźnie
Reklama

Mariusz Stępiński. Czy to przypadek, że kolejna duża nadzieja polskiej piłki wyjeżdżająca do średniaka z Niemiec ląduje w tamtejszej czwartej lidze? A może to akurat celowy zabieg Niemców? Mateusz Klich zdążył się już odegrać, ale wcale to nie musi być reguła. – Myślę, że za miesiąc, góra dwa pojadę na jakiś mecz ligowy – mówił nam Stępiński właśnie dwa miesiące temu. Mimo kontuzji pierwszego napastnika Norymbergii, jedyne jego wyjazdy to wciąż na czwartoligowe boiska. TSV Rain/Lech, Seligenporten, FC Memmingen, Ingolstadt II. Tutaj ogrywa się, jak wielu powtarzało, następca Roberta Lewandowskigo… Ale OK, uznajmy, że chłopak ma jeszcze czas.

Ariel Borysiuk. Kiedy z Bundesligą pożegnał się w równie ekspresowym tempie, co do niej wparował, uspokajano: „luzik, ma klauzulę, można go odkupić”. Pewnie, że można, ale o ile nie zrobi tego sam Borysiuk, to… kto? Ariel przeważnie siada na ławce rezerwowych, czasami w ogóle znajduje się poza kadrą – poza tą w Kaiserslautern i w angielskim Aldershot również. Ale poważnie, ławka w drugiej lidze niemieckiej dla reprezentanta PZPN to paskudny zjazd. Tym bardziej, że ani nie wchodzą tu w grę żadne ograniczenia co do obcokrajowców, ani jakieś specjalne uprzedzenia trenera. Ot, ponura rzeczywistość.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Adam Matuszczyk. Trochę lepiej, niż u Borysiuka, bo o połowę więcej minut (272 do 194), ale… wciąż bardzo kiepsko. 180 sekund w pięciu ostatnich spotkaniach to jasny sygnał, że trener Peter Stoeger zauważył zależność, którą jasno pokazują statystyki: Koeln radzi sobie o wiele lepiej bez Matuszczyka na boisku (cztery wygrane i remis), niż z Matuszczykiem (wygrana i cztery remisy). Zastanawiająca równia pochyła jak na chłopaka, który właściwie przez całą wiosnę nie oddawał miejsca w składzie. A teraz, gdy jego zespół jest liderem, pewnie tak łatwo go nie odzyska.

Bartosz Salamon. Jego menedżer, a najlepiej on sam, powinien wysłać duży bukiet kwiatów i pamiętać o kartce świątecznej dla Waldemara Fornalika. Po pierwsze, bo na selekcjonera nazwa „Milan” zadziałała tak magicznie, że w ciemno sprowadził chłopaka do kadry. I po drugie, bo – przez to, że w drużynie WF brak pomysłu na środek defensywy – Salamon może przynajmniej pograć sobie w reprezentacji. Od początku 2013 roku Bartuś nie wystąpił w Ł»ADNYM meczu, poza zespołem Fornalika. A nie, sorry, raz zagrał w rezerwach Milanu. 90 minut. Półtorej godziny od stycznia do połowy października. Na jego szczęście, ktoś stworzył drużyny narodowe i ktoś wymyślił Fornalika na selekcjonera… Kilka miesięcy temu dopytujących o brak jakiejkolwiek gry w Milanie Salamon sprowadzał na ziemię „Cholera, ludzie, bez napinki. Za mało cierpliwości, za mało. Mój apel: bądźcie trochę bardziej spokojni”. Apelu nie posłuchali jednak ci, do których należało najważniejsze zdanie. I chłopak znany jako „Polak w Milanie” zamiast w Milanie to w Sampdorii. Jedno się tylko nie zmieniło – siedział tam, siedzi i tutaj.

Grzegorz Sandomierski. Powoli zaczynamy się zastanawiać, czy jest jakieś miejsce, poza Białymstokiem, w którym ten facet może grać regularnie. Wyjeżdżał z Polski ponad dwa lata temu i za cholerę nie jest w stanie pójść do przodu. Co więcej, nie jest w stanie zatrzymać tego kursu wstecznego… Zero meczów w Genk, powrót i runda w Jagiellonii, znów zero meczów w Genk, wypożyczenie do Blackburn i ciągła ława (też przez kontuzje), z niezłą końcówką. Aż wreszcie ten sezon. Jak mówił Sandomierski, sezon przełomowy. Tylko, że po przejściu do Dinama Zagrzeb balansował między ławką a pierwszym składem, a stanęło na tym, że od miesiąca nie oglądamy go na boisku. Puścił dwa gole z Hajdukiem (przy pierwszym mógł zachować się lepiej), jego miejsce zajął 20-letni reprezentant Chorwacji i w trzech meczach zagrał na zero. Ciężko będzie to odkręcić.

Tomasz Cywka. Cały czas wspomina się, że daleko w odwodzie pozostaje Cywka – chłopak młody, zdolny, utalentowany, który próbuje przebić się w Anglii. Mijają miesiące, mijają kolejne sezony, a 25-letniemu już Cywce brakuje argumentów, by wywalczyć sobie pierwsze miejsce w ostatniej drużynie Championship. W Barsnley, które z jedenastu meczów wygrało tylko jeden… Temat jego powrotu do Polski poruszany był już kilkukrotnie, walizki już stały na lotnisku, kontrakt był w drodze, ale miniony sezon zdawał się pokazywać – Cywka grał, podawał, strzelał gole – że może na to za wcześnie. Dziś to pytanie powraca.

Ciąg dalszych zagranicznych wstydów nastąpi. Pewnie szybciej, niż się spodziewamy…

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
1
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama