Możecie wybrać i świnkę Peppe, brakuje mi czegoś innego

redakcja

Autor:redakcja

17 października 2013, 23:12 • 5 min czytania

Trwa szał wybierania. Środowisko piłkarskie – dostojni panowie w garniturach, koszulach, niekiedy nawet pod krawatami – zachowuje się głośniej, niż młyn przy Bułgarskiej, a sami kibice również przekrzykują się w wynajdywaniu coraz bardziej abstrakcyjnych kandydatów. Bielsa, koniecznie Bielsa, on by tutaj poustawiał, a Lewandowski to by w niego patrzył jak w obrazek. Nie, nie, nie Bielsa. Lepiej Advocaat, albo Hiddink. Albo Solskjaer, on by się doskonale rozumiał z naszymi gwiazdami, wszak sam coś niecoś w swoim życiu pograł.
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy kadra pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera byłaby lepsza od kadry Adama Nawałki. Czy sympatyczny Norweg powołałby innych ludzi? W inny sposób ich zmotywował? Lepiej rozpracował taktycznie? Okej, załóżmy, że wszystko mu wychodzi i karta żre, ale niestety, startuje z czwartego koszyka i w losowaniu dostaje Hiszpanię, Belgię i Serbię. Możliwe, że jestem człowiekiem słabej wiary, określiłbym się jednak raczej realistą. Jeśli dostaniemy taką grupę, to nawet sztab szkoleniowy złożony z Jose Mourinho, któremu asystowałby Pep Guardiola wspomagany ojcowską radą dorabiającego na emeryturze Sir Alexa Fergusona mógłby co najwyżej usiąść i zapłakać, ewentualnie wznieść modły do Boga o niewielki wymiar kary.

Możecie wybrać i świnkę Peppe, brakuje mi czegoś innego
Reklama

Przy tej ogólnonarodowej histerii towarzyszącej wybieraniu selekcjonera należałoby najpierw zapytać – czego oczekujemy? Czy to ma być gość, który wprowadzi nas na kolejną wielką imprezę, jaką jest Euro 2016? Czy to ma być facet, który będzie budował już na MŚ 2018? A może fachowiec, który wykroczy daleko poza kompetencje selekcjonera i otrzymując wolną rękę ułoży sobie polską piłkę od samego gruntu, poprzez zaproponowanie i dopilnowanie wprowadzenia reform u podstaw, wśród najmłodszych dzieciaków i młodzieży? To chyba dość częsta choroba w naszym kraju – chcemy leczyć, natychmiast, tylko nie za bardzo wiemy co oraz w jaki sposób. Spoglądając na potencjał poszczególnych zespołów reprezentacji Polski z ostatnich kilkunastu lat nie widzimy jakichś diametralnych skoków w dół lub w górę. Jesteśmy dwa kroki za czołówką, czasem uda się oszukać przeznaczenie i do niej doskoczyć (bo komuś wyjdzie mecz życia, bo ktoś u rywali się obetnie, bo wpadnie coś ze stałego fragmentu), a czasem nie, i kończymy na miejscu przedostatnim (jak w el. MŚ 2010) lub trzecim od końca – tak jak teraz.

Jaki wpływ ma na to wszystko trener? Duży, ale nie kluczowy. Fornalik prawiąc banały o tym, że jakbyśmy wygrali to byśmy byli wyżej kompromitował się i ośmieszał, ale już teoria, że bardziej winni ostatnich wyników są Wojtkowiak z Lewandowskim, niż Waldek King taka niedorzeczna nie jest. Słowa Bońka, który mówił, że nigdy trener za niego nie wygrał meczu, a z drugiej strony, nigdy trener meczu nie przegrał zawierają sporo, naprawdę sporo prawdy. Wiadomo, taktyka, niuanse, przechytrzenie rywala, motywacja, może czasem wykrycie jakiegoś zapomnianego asa, albo niedostrzeganego talentu – to jednak tylko czynniki zwiększające prawdopodobieństwo. Czynniki minimalizujące ryzyko porażki, maksymalizujące zyski, ale nie zagrania, które z bandy nieudaczników stworzą ćwierćfinalistę mistrzostw świata, ani nie zagrania, które z samograja zdegradują zespół do miana badziewiaków.

Reklama

Szczerze? Mam w nosie takie minimalizowanie ryzyka. Nie uważam, ba, jestem niemal pewny, że to nie zapewni nam awansu, ani do Euro 2016, ani do MŚ 2018. Potrzebujemy albo zmian takich jak:

w Niemczech

w Belgii

w USA

…albo… kogoś kto po prostu da nam trochę radości.

Tak. Nie żadne mundiale, nie żadne mistrzostwa, medale i wielkie wiktorie. Wystarczy trochę radości dla kibiców. O czym mówię? Pewnie grono ludzi rozkochanych w arkuszach Excela się ze mną nie zgodzi, ale czyi kibice lepiej wspominają ubiegły sezon – Górnika Zabrze, który zakończył sezon z 43 punktami na koncie, przez pewien czas dając nawet ułudę walki o mistrzostwo, podium, albo chociaż puchary, czy Korony Kielce, która nerwowo spoglądała na coraz bliższą strefę spadkową?

Tomasz فapiński w swoim felietonie o kadrze rugbistów śpiewających z pasją nasz hymn otworzył mi oczy. Nie zawsze potrzebujemy zwycięstw. Gdy spojrzymy na kadrę realnie, bez różowych okularów – wymaganie zwycięstw jest de facto bujaniem w obłokach i wmawianiem sobie o wiele większej siły, niż ta, którą realnie reprezentuje nasz zespół. Wydaje mi się, że coraz więcej osób to rozumie, słyszałem to od znajomych, którzy przyznali rację Szczęsnemu, chwaląc jednocześnie za trzymanie fasonu do samego końca. Nikt z naszych Orłów nie miałby miejsca w jedenastce Anglików, nieliczni usiedliby na ławce. Dlaczego więc oczekujemy na czarodzieja, który ogra drużyny z trzeciego, drugiego i pierwszego koszyka w kolejnych eliminacjach, w których będzie dane wziąć nam udział?

فapiński napisał, że potrzebujemy wojowników, patriotów, herosów. Ł»e Polska potrzebuje kogoś takiego. „Jeśli go nie ma, sama go sobie tworzy nie potrzebując do tego sukcesu. Wystarczy entuzjazm, zaangażowanie, emocje i pasja pokazana na twarzach w czasie śpiewu.”

„فapa” pisze prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Mówi jak jest. Piłkarze skupieni, napięci jak Smuda na konferencjach prasowych, wpatrzeni w odległy punkt, rozmyślający o taktyce, mruczący pod nosem hymn, by czasem się nie zdekoncentrować jakąś nutą szaleństwa w głosie – a i tak przegrali. Jak zawsze. Przepraszam, ale jeśli mam oglądać męki w bólach, które kończą się porażką 0:1 i pieprzeniem Lewandowskiego, że w sumie dużo nie zabrakło, to wolę dostać w bańkę, ale po bandyckich ekscesach w wykonaniu naszych Orłów. Wolę takich gagatków, co po porażce podejdą pod sektor kibolski, podziękują, przyjmą na kark krytykę, a potem dadzą z siebie wszystko, puszczając wszelkie hamulce. Połamią tym drugim nogi, albo chociaż zdemolują psychikę.

Nie potrzebujemy wytrawnego taktyka, który z mądrą miną powie na końcu, że mieliśmy swoje okazje. Chciałbym gościa, który powie wprost, daliśmy dupy, ale żaden z chłopaków nie zszedł z boiska o własnych siłach. Chodzi właśnie o te małe gesty. O te małe wywiady, małe ukłony, o szczere i autentyczne wyskoczenie pod sektor, nawet kosztem przepychania się ze stewardami. Chwile radości, chwile, gdy będziemy dumni. Koroniarze kochali Ojrzyńskiego nawet gdy przegrywał na wyjeździe z drużynami pokroju miejskiej reprezentacji „Dzieci z Bullerbyn”. Przecież on nie zrobił wiele, przecież Korona nie zrobiła wiele. Była po prostu inna, charakterna, grająca dla kibiców, złożona z kumatych zawodników. Mało, naprawdę bardzo mało potrzeba, by rozkochać w sobie kibiców.

Ja mam dość nijakiej (a i tak przegrywającej) kadry. Wolę wyrazistą, nawet jeśli nadal miałaby koncertowo wyłapywać po dupie od każdego, kto nie pochodzi z San Marino. Jeśli nie zamierzamy wraz z wyborem nowego selekcjonera przeprowadzić głębokich reform z myślą o 2018, 2020, albo i 2022 roku, tylko jak zwykle żyjemy chwilą – chcę by to była chwila prawdziwych emocji gwarantowanych przez polskich zawodników wrzeszczących do siebie w polskim języku, a nie rozmemłania i wiecznego „gdyby”, powtarzanego we wszystkich językach Europy.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
1
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama