Plagi egipskie Milanu. Kryzys to mało powiedziane

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2013, 15:26 • 4 min czytania

O takich klubach mówi się, że są kolosami na glinianych nogach. To powiedzenie w stosunku do Milanu powoli jednak traci na aktualności. Byłoby nieadekwatnym komplementem, obecnie mamy tam raczej przypadek przestrzelonych kolan. Jeśli bowiem poprzedni sezon uznawano w Mediolanie za porażkę, to jak określenie start obecnego? Klęską? Kompromitacją? A może nową rzeczywistością, z którą trzeba się zaznajomić na lata?
Milan to organizm trawiony szeregiem futbolowych chorób. Niektóre wynikają z siebie, inne są zupełnie niezależne. Zacznijmy od przypadłości być może najpoważniejszej, a jednocześnie najbardziej zaskakującej. Mianowicie od Milan Lab, przez lata dumy i chwały Rossoneri. Innowatorskie medyczne laboratorium, które powinno nosić imię Fernando Redondo. Dlaczego? To on w 2000 roku kosztował klub wielkie pieniądze, by potem już na pierwszym treningu rozsypać się zupełnie. Nie grał dwa lata, ta kontuzja zamordowała jego karierę. Milan Lab mało sprawić, by takie sytuacje nigdy już nie miały miejsca. Skupiało się nie tylko na przewidywaniu możliwości organizmu, ale też na przygotowywaniu go do maksymalnego wysiłku, idealnej formy fizycznej. Ktoś jednak w tryby tej przez jakiś świetnie funkcjonującej maszyny nasypał piachu. I to porządną szuflę, bo teraz kompleks – według wielu – jest klubowym przekleństwem. Tę teorię potwierdzają byli zawodnicy.

Plagi egipskie Milanu. Kryzys to mało powiedziane
Reklama

– Ciągle płacę za to, jak traktowano mnie w Milanie – powiedział Alexandre Pato. – Wszyscy widzą różnicę pomiędzy tym, jak wyglądałem we Włoszech, a tym jak prezentuje się obecnie. Obciążenia potrafiły być wielkie. Czasem wykonywaliśmy cykl przewidziany na dwadzieścia dni w tydzień. Ciało tego nie wytrzyma. Dlatego nie dziwi mnie, że w tym roku ponownie mają wiele kontuzji. To tylko dowodzi, że kłopoty z mięśniami, które mnie trapiły, nie były moją winą. Grałem jeden mecz, dostawałem urazu, przechodziłem rehabilitację, a potem problem powracał.

Choć przedstawiciele klubu bronią ośrodka, fakty nie są adwokatem ich sprawy. Przecież drugi już sezon z rzędu Milan okazuje się zdziesiątkowany. To nie parę kontuzji, to już na starcie pół szatni w szpitalu. Jakie jest prawdopodobieństwo, by był to tylko pech? Naprawdę trudno uwierzyć w po prostu niefart, zbieg okoliczności. Symboliczne, że Kaka, który miał odmienić sezon, zaraz po przybyciu doznał urazu, jak kiedyś Redondo. Historia zatoczyła koło.

Reklama

Problemy z zapleczem medycznym oczywiście nie są jedynym powodem tego, że Allegri ma ból głowy komponując skład. Drugim jest finansowy kryzys, przez który do Mediolanu zamiast gwiazd futbolu trafiają goście pokroju Kevina Constanta. Na pozycji, na której dawniej królował Paulo Maldini, dziś gra on. Częściej brylujący wąsami a’la Clark Gable w „Przeminęło z Wiatrem”, niż dobrą grą. Transfer Birsy, akurat imponującego ambitną grą, też mimo wszystko pokazuje, gdzie w tym momencie znajduje się drużyna z San Siro. Przecież on nawet nie wyróżniał się w swoim poprzednim zespole. Milan kupuje w second handzie. Zbiera graczy drugiej, albo i trzeciej kategorii. Kaka z rezerw Realu, Matri zawodzący w Juve – najgłośniejsze transfery roku to odpady, niechciane gdzie indziej, wypychane siłą. A przecież problemy finansowe nie trwają od wczoraj. W 2009, gdy Kaka przechodził do Realu w wywiadach opowiadał, że robi to między innymi dlatego, by pomóc wyciągnąć swój ukochany klub z długów. O problemach z kasą nie milczał też Ibrahimović. Finansowo obecnie Milan miałby problemy, by rywalizować z Southampton, znajdującym kilkanaście milionów euro na Wanyamę.

Frekwencja na poziomie 40 tysięcy kibiców co mecz. Mało? Na pewno nie, ale trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, San Siro ma 82 tysiące pojemności. W połowie jest więc opuszczone na każdym meczu milanistów, co nie wpływa na atmosferę. Po drugie, Inter może się pochwalić 55 tysiącami średniej widowni w tym roku. To też policzek w twarz, że lokalny rywal aż o tyle przewyższa Rossoneri. A utrzymaniem gigantycznego, a przez to niezwykle drogiego stadionu trzeba dzielić się po połowie, choć Inter więcej potrafi z niego „wyciągnąć”. Milan przestał być też klubem z medialnej czołówki. Dzieciaki na całym świecie nie prześcigają się w walce o bordowo-czarne koszulki. Na głowę marketingowo biją ich ekipy z Premier League, wielka dwójka z Hiszpanii, Bayern, BVB, Juve, a pewnie i Atletico. To z kolei przekłada się na gorsze umowy sponsorskie, mniej wpływów ze sprzedaży gadżetów.

I dlatego zdumiewające , że kibice często za wroga numer jeden uznają Allegriego. Wsadzono go do przestarzałego bolidu. Posiadającego charczący silnik, koła latające na boki jak w powypadkowym rowerze. A potem kazano ścigać się z najlepszymi. فatwo zrobić z niego kozła ofiarnego, ale gdy dziennikarze piszą, że Milan broni jak drużyna rodem z Serie B, że ma jedenaście punktów straty do miejsca premiowanego Ligą Mistrzów, że zdobył ich ledwie osiem w ośmiu meczach… Nie dajmy się ogłupić. Nie patrzmy na problem płytko. Powody są bardziej złożone. Milan to dumna, wspaniała nazwa, o pięknej historii, ale ona nie wybiegnie na boisko.

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama