W dzisiejszym przeglądzie prasy wzięliśmy pod lupę materiały z pięciu tytułów.
FAKT
Zapowiedź meczu PZPN z Ukrainą.
– Polskiemu zespołowi brakuje meczu, do którego ci piłkarze mogliby potem wracać – twierdzi były reprezentant Andrzej Juskowiak. Ekipa Fornalika nie przeszła takiego chrztu w warunkach bojowych, jak chociażby kadra Jerzego Engela, gdy drużyna narodziła się właśnie w meczu z Ukrainą (3:1 w Kijowie) czy jak zespół Leo Beenhakkera, który pokonał w Chorzowie 2:1 Portugalię.
– To właśnie różni Ukraińców od nas. Oni mają drużynę. Narodziła się w Warszawie, wygrywając z nami. Piłkarzy lepszych nie mają, ale stanowią zespół. A przecież przed tamtym spotkaniem u nich też działo się źle – analizuje Wojciech Kowalewski, niegdyś bramkarz Szachtara Donieck.
Na PGE Arenie nie będzie legalnej pirotechniki.
– Opracowano w sumie sześć niezależnych analiz, które miały odpowiedzieć na pytanie, czy organizator meczu piłkarskiego może, zgodnie z prawem, zorganizować oprawę z wykorzystaniem materiałów pirotechnicznych. Po dwie opinie zaprezentowali Wojewoda Pomorski i Miasto Gdańsk. Po jednej Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku oraz Komenda Wojewódzka PSP w Gdańsku. Ze zdecydowanej większości opracowań wynika, że zawarte w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych określenie „uczestnik imprezy masowej” nie odnosi się do organizatora. Teoretycznie oznacza to, że klub mógłby zorganizować pokaz pirotechniczny, po spełnieniu wszystkich wymogów formalnych. W praktyce jednak uwzględnić należy również inne regulacje prawne, w tym ministerialne rozporządzenia, które określają szczegółowo zasady przeprowadzania pokazów pirotechnicznych.
Wszyscy uczestnicy spotkania zgodnie uznali, że w obecnym stanie prawnym nie ma możliwości dopuszczenia opraw pirotechnicznych, w formie jaka mogłaby usatysfakcjonować kibiców piłkarskich – poinformował rzecznik wojewody pomorskiego Roman Nowak.
Wywiad z Kubą Błaszczykowskim.
Najpoważniejsze oskarżenie pod adresem reprezentacji jest takie, że potrafiliście wygrać tylko z San Marino i Mołdawią.
To można zarzucić, ale z drugiej strony przegraliśmy tylko jedno spotkanie eliminacji. W kilku meczach mieliśmy przewagę i to znaczącą, lecz nie potrafiliśmy zakończyć ich zwycięsko. Ł»al szczególnie spotkań z Czarnogórą i Mołdawią. Z tymi drugimi po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić ze 4:0. Cóż. Musieliśmy wygrać, a nie zrobiliśmy tego i teraz brakuje nam dwóch czy czterech punktów. One mogły okazać się dla nas zbawieniem w tych eliminacjach. Naszym obowiązkiem było wykorzystać sytuacje, bo przecież stworzyliśmy je. Na takim poziomie na nieskuteczność nie można sobie pozwolić, bo momentalnie zostaniesz sprowadzony na ziemię. Nie kojarzę spotkania eliminacyjnego w którym przez 90 minut rywal by nas zdominował. Powtórzę – w Charkowie musimy być skuteczni do bólu. W naszym ostatnim meczu w Bundeslidze mieliśmy mnóstwo sytuacji. Ale Moenchengladbach dostało rzut karny, poprawiło na 2:0 i zostaliśmy z niczym. A to my mieliśmy wyraźną przewagę.
W Borussii wypadł pan ostatnio z podstawowego składu. To ma znaczenie dla pańskiej formy?
Mam nadzieję, że nie. Sami ocenicie. Ja naprawdę wierzę, że to jeszcze nie koniec gry, że ten finisz może okazać się kapitalny. Wciąż jestem dumny, że jestem kapitanem biało–czerwonych. Nawet moje marzenia tak daleko nie sięgały. Ale chcę więcej.
SUPER EXPRESS
Rozmówka z Emmanuelem Olisadebe.
– Gdzie teraz jesteś? Będziesz miał okazję obejrzeć mecz Polski z Ukrainą?
– Jestem w Nigerii, w moim domu w Lagos. Tak, będę oglądał mecz, bo mam tu taką możliwość, na jednym z kanałów sportowych.
– W Polsce mało kto wierzy, że uda nam się awansować. A ty?
– Nie ma się co oszukiwać, szanse są niewielkie. Czasem jednak cuda się zdarzają. Ja pamiętam z mojej kariery dwa. Pierwszy dotyczy Panathinaikosu Ateny. Kiedyś na trzy kolejki przed końcem wciąż walczyliśmy o tytuł. Ja w tych trzech ostatnich meczach wchodziłem na ostatnie 10 minut i za każdym razem strzelałem zwycięską bramkę. I tytuł trafił w nasze ręce! Drugi cud to był mecz kadry zÂ… Ukrainą. Mało kto na nas liczył, oni mieli wtedy Szewczenkę, Rebrowa i wielu innych dobrych piłkarzy. A mimo to wyraźnie ich pokonaliśmy.
DZIENNIK POLSKI
Zapowiedź sparingu Wisły z Wolfsburgiem.
Już wiadomo, że „Wilki” pod Wawelem nie zjawią się w najsilniejszym składzie. Zabraknie przede wszystkim dwóch największych gwiazd VfL, czyli Ivicy Olicia i Luiza Gustavo. Nie znaczy to jednak, że przy ul. Reymonta nie wystąpią znani piłkarze. Wprost przeciwnie – Niemcy awizują przyjazd m.in. Naldo i Diego. Obaj są Brazylijczykami. Pierwszy ma prawie dwa metry wzrostu i uchodzi za jednego z lepszych obrońców w Bundeslidze. Drugi to pomocnik, który ma za sobą występy w tak uznanych firmach, jak: Santos, FC Porto, Werder Brema, Juventus Turyn i Atletico Madryt. Z tym ostatnim klubem wygrał zresztą Ligę Europy w 2012 roku, gdy w finale zespół ze stolicy Hiszpanii pokonał Athletic Bilbao 3:0. Warto dodać, że Diego strzelił w tym meczu trzecią bramkę dla Atletico.
(…)
Ciekawą rzecz zauważył natomiast inny piłkarz Wisły, Łukasz Garguła, który mówi: – Dawno w Krakowie nie było niemieckiej drużyny. Z tego, co się orientuję, ostatnim zespołem z Niemiec, jaki zagrał przy Reymonta, było Schalke Gelsenkirchen w Pucharze UEFA ponad dziesięć lat temu, a więc trochę czasu już od tego momentu minęło. Ciężko jest załatwić taki mecz z przedstawicielem silnej ligi, więc tym bardziej się cieszymy, że będzie okazja się sprawdzić, a przy tym nie wypaść z rytmu meczowego.
I rozmowa z Tomaszem Musiałem.
– Przygotowanie do takiego meczu znacznie się różni od tego w polskiej lidze?
– Zdecydowanie. Tydzień przed meczem dostajemy e-maile z informacją, w jakich strojach będą drużyny, w jakich my będziemy występowali. Mityng organizowany jest rano w dniu meczu, by w razie czego można jeszcze coś załatwić, zmienić. Wszystko odbywa się więc z dużym wyprzedzeniem czasowym, a cały plan zawodów jest realizowany co do sekundy.
– Jak długa przed Panem droga, by taki mecz, w jakim był Pan sędzią zabramkowym, prowadzić jako arbiter główny?
– Myślę, że od momentu gdy oficjalnie będę już sędzią międzynarodowym – czyli od 1 stycznia – minimum dwa lata. Na początku raczej sędziuje się rozgrywki młodzieżowe – mecze eliminacyjne reprezentacji U-17, U-19, U-21. Pierwszy sezon to z reguły właśnie takie przetarcie. Jeśli wtedy się sprawdzę, to mniej więcej za dwa lata zacznę sędziować może jeszcze nie Ligę Europy, ale eliminacje tych rozgrywek, czy preeliminacje Ligi Mistrzów. Niestety, nie wcześniej, jest pewna droga awansu. Tak jak w Polsce trzeba przejść przez kolejne szczeble rozgrywkowe, tak i w UEFA trzeba je zaliczyć.
GAZETA WYBORCZA
Wywiad z Jackiem Bąkiem.
Jako byłego stopera boli cię, że gole strzela nam nawet San Marino?
– Ja bym się wstydził, ale byłym kadrowiczom łatwo krytykować. Powiem tylko, że selekcjoner powinien mieć kilka pozycji, na których zmiany robi tylko w wypadku kontuzji lub kartek. Stoperzy, środkowi pomocnicy to serce, mózg i płuca drużyny – na tych pozycjach zmiany robi się tylko z konieczności. U nas rotacja w tyłach jest za duża.
Postawiłbyś na Kamila Glika i Łukasza Szukałę?
– Z Glika zrobiłbym szefa obrony i szukał mu partnera. Na Szukałę postawiłbym wcześniej, przecież on nie gra w Steaule Bukareszt od meczów z Legią w eliminacjach Ligi Mistrzów. Jakbym się raz zdecydował, to trwałbym w postanowieniu i zmieniał tylko w wyjątkowych okolicznościach.
Na lewej obronie ma zagrać Grzegorz Wojtkowiak z drugoligowego TSV Monachium. U Fornalika nie grał, ostatni raz był powołany do kadry rok temu.
– Bok obrony to trochę spokojniejsze miejsce, ale nie wiem, dlaczego selekcjoner miałby nie wystawić Jakuba Wawrzyniaka. Może chodzi o to, że z Wojtkowiaka będzie więcej pożytku w grze obronnej?
Tekst o Brazylijczykach w Legii.
Legię do końca roku czeka jeszcze 10 kolejek ekstraklasy, cztery mecze w Lidze Europejskiej i jeden w Pucharze Polski. – Nie wiem, czy przetestuję Brazylijczyków w pierwszym zespole. Ale na pewno sprawdzimy, jak będą się zachowywali w momencie, kiedy zrobi się naprawdę zimno – mówi Urban. – Zresztą to będzie sprawdzian nie tylko dla nich, ale także dla Helio Pinto i Dossy Juniora. Jeśli okaże się, że któryś z nich sobie nie radzi, to nie będziemy mogli sobie pozwolić na to, aby trzymać w drużynie zawodników, którzy dobrze grają tylko wtedy, gdy jest ciepło – podkreśla.
A po co Legii Brazylijczycy grający w rezerwach, skoro klub szczyci się akademią i chce promować jej wychowanków? – To, że mamy zdolną młodzież, wcale nie oznacza, że będziemy rezygnować z piłkarzy z zagranicy. Najważniejszym celem Legii jest rozwój sportowy i podnoszenie jakości drużyny – tłumaczy Urban.
Dlatego klub chce kontynuować współpracę z Fluminense. – Jeśli nie wypalą ci, to wypalą inni – mówi Dominik Ebebenge, który zajmował się sprowadzeniem Brazylijczyków do Polski. – Ale poczekajmy, bo to jest trochę tak jak z kupnem akcji na giełdzie. Po trzech miesiącach nie zarobisz, ale po roku już możesz liczyć zyski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Felieton Kazimierza Węgrzyna.
Największe obawy wśród kibiców i ekspertów budzi postawa naszej defensywy. Brak stabilizacji w tej formacji na pewno w jakiś sposób wpłynął na to, jak wygląda gra naszych obrońców. Wszyscy zdają sobie sprawę, że zgranie środkowych defensorów to sprawa bardzo ważna i bez tego ciężko jest zagrać na zero z tyłu. Trener Fornalik chyba odrobinę z tymi roszadami przesadził, ale też trzeba przyznać, że akurat na środku obrony nie mamy wielu piłkarzy, którzy grają na odpowiednim poziomie. Wydaje mi się, że czas na eksperymenty już minął i trener Fornalik powinien wystawić w meczu z Ukrainą parę Glik – Szukała.
Wspomnienia Jerzego Engela.
Ale co tam – dziennikarze wypominali nam, że nie zdobywamy bramek. Nie rozumieli, że na etapie sparingów to nie jest najważniejsze. Przypominali, że ostatni raz na wielkiej imprezie graliśmy w 1986 roku. Pisali, że to pokolenie zawodników nie ma doświadczenia, bo w piłce seniorskiej nic jeszcze nie osiągnęło. Obserwowałem mój zespół. Nie traciliśmy goli, a z przodu wszystko wyglądało coraz lepiej. „Zapewniam, że na pierwszy mecz eliminacji na Ukrainie będziemy gotowi” – przekonywałem. Niektórzy się z tego śmiali, a wyszło na moje.