Ponoć mądrze zarządzani i dobrze zorganizowani. Z ambicjami i… nie wiadomo czym jeszcze. No bo, na zdrowy rozum, czego spodziewać się po zespole, który po raz pierwszy awansował na zaplecze Ekstraklasy, a w składzie ma kompletnie nikomu nieznanych zawodników? Nieco bardziej zorientowanym w oczy rzuci się może Lewiński z Ruchu czy znany z występów w Sandecji Borovicanin, a zafiksowani na punkcie małopolskiej piłki skojarzą pewnie jeszcze Janika, który kiedyś nie przebił się w Wiśle. Reszta? Anonimy. Moskwik? Zdolny junior z Oświęcimia. Uwakwe? Szturmem wziął II ligę w barwach Garbarni (i ponoć ma dopiero 26 lat, ale wygląda lekko na 50). Nieistotne. Fakty są takie, że cała ta wesoła zbieranina z Niepołomic wpadła niespodziewanie na I-ligowe salony, a teraz głowi się, troi i robi co może, by nie skończyć jak Kmita.
Niepołomice. Mała miejscowość pod Krakowem, niedaleko Wieliczki. Nie wieś pokroju Niecieczy, ale jednak mała. Zazwyczaj cicha i spokojna, a dziś tętniąca życiem, bo cały rynek zdominowali entuzjaści militariów i walczący pod zamkiem przebrani w historycznie stroje wojowie. „Pola Chwały, czyli Otwarte Spotkania Wargamingowe” – mówi wielki afisz. Nie dopytywaliśmy, ale to chyba jedna z większych imprez w regionie. Sporo ludzi, mnóstwo stoisk, bazarków i budek z jedzeniem… Sympatycznie.
Na obiekt Puszczy nie sposób nie trafić, bo mieści się dosłownie przy samym rynku. Jadąc obwodnicą Krakowa od strony Wieliczki na lewo od kościoła. Znajdujemy bez większego problemu. Pierwsze wrażenie? Lekki szok. Ł»e niby tu ma grać I liga? OK, nie wszystkie obiekty muszą wyglądać jak ten w Gdyni, ale… Dobra, nie czepiamy się, w końcu beniaminek. Pierwszy raz zetknęli się tu na dłużej z nieco poważniejszym futbolem. I naszym zdaniem byli tym faktem zaskoczeni najbardziej. Parkujemy za nowopowstałą trybuną. Ładną, ogrodzoną, z nowymi krzesełkami Jest nawet „klatka” dla gości. Po meczu lekko zresztą uszkodzona przez skaczących po krzesełkach kibiców.
Na stadion wchodzimy uzbrojeni w duże pokłady wyrozumiałości. Gołym okiem widać, że klub, choć nie istnieje od „wczoraj” i liczy już sobie 90 lat, na poważnie budowany jest od niedawna. Potwierdza to zresztą widok głównej trybuny, pamiętającej pewnie czasy II wojny światowej. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby Puszcza na salony chciała wjeżdżać odrapanym maluchem. Staroć uderza po oczach, ale po raz kolejny odkładamy złośliwości na bok – beniaminek, nie przesadzajmy. Niby bez butów, ale z uśmiechem.
Wyobrażenia o klubie z Niepołomic nie mieliśmy żadnego. Nie wiadomo, skąd się wzięli, nie wiadomo, czy jeszcze szybciej się nie zwiną, więc korzystając z okazji, postanowiliśmy ich odwiedzić na małych derbach województwa z Okocimskim Brzesko. Kilka godzin przed meczem w ładnym i czystym klubowym budynku rozmawiamy z Romanem Korozą, dyrektorem klubu. – Mieliśmy cichą nadzieję, że uda się ten awans na 90-lecie klubu wywalczyć. Nie do końca w niego wierzyliśmy, ale dobra praca trenera Wójtowicza doprowadziła do tego, że dziś jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Myślę, że uda nam się na tym szczeblu rozgrywek pozostać na dłużej – mówi niejako na powitanie, wywołując od razu do tablicy kwestię trenera.
Kwestię, która trochę nas zastanawia. Jak facet, który z niezłymi wynikami prowadził w I lidze Sandecję (3 miejsce w pierwszym sezonie pracy, a w momencie odejścia 4 pozycja po 17 kolejkach), nagle zjechał na samo dno II ligi? Czym się kierował podpisując trzyletni kontrakt w Niepołomicach? – Od dłuższego czasu jesteśmy postrzegani jako wypłacalni i sterowani przez mądrych ludzi. To nie było tak, że musieliśmy tu kogoś namawiać, bo kandydatów było wielu. Trener Wójtowicz wyrażał jednak dużą chęć pracy u nas. My chcieliśmy jego, a on chciał przyjść tutaj i myślę, że dziś żadna ze stron tej decyzji nie żałuje – tłumaczy dyrektor Koroza.
W swoim pierwszym sezonie na drugoligowym szczeblu Puszcza cudem się utrzymała. Sportowo powinna zlecieć. Najpierw jednak z ligi wycofał się GKLS Nadarzyn, później ze złożeniem wniosku licencyjnego zaspał Ruch Wysokie Mazowieckie, następnie z gry w II lidze zrezygnował mistrz III ligi, Olimpia Zambrów, a na deser drogą Ruchu poszedł wicemistrz, Huragan Morąg. Utrzymanie przy „zielonym stoliku”? Trudno inaczej to nazwać. – Na całą tę sytuację złożyło się wiele czynników. Zostały popełnione błędy w przygotowaniu drużyny i później ciężko było to nadrobić. Jak już wpadliśmy w dołek, to ciężko było nam się z niego wygrzebać mimo różnych zmian trenerów i zawodników. Dodatkowo nałożyły się na to inne pozasportowe sprawy, które mocno zdołowały zespół. Ciężko było się z tego wydźwignąć – mówi Koroza. Puszcza spadła na samo dno II ligi i pojawiły się problemy z pozyskaniem zawodników o odpowiedniej jakości, którzy mogliby uratować klub przez degradacją. Dyrektor bez problemów przyznaje się do przestrzelonych transferów, jakie wtedy sfinalizowano.
– Nikt nie chce iść do zespołu, który jest czerwoną latarnią ligi. Tym bardziej, że byliśmy wtedy beniaminkiem. Nikt nas nie znał, a Niepołomic musiał szukać na mapie. Ł»eby uratować utrzymanie staraliśmy się ściągać wtedy zawodników z wyższych lig i to był nasz błąd. Błąd, który popełniliśmy, ale z którego wyciągnęliśmy wnioski. Dziś budujemy zespół mądrzej, w oparciu o młodych i sprawdzonych zawodników.
Na ratunek przyszedł Wójtowicz, który odmienił grę zespołu. Mało brakowało, a Puszcza zdołałaby nawet wywalczyć utrzymanie na ściśle sportowych zasadach, ale w decydującym spotkaniu z walczącym o awans Świtem tylko zremisowała. – Nie nazbieraliśmy jakiejś wielkiej ilości punktów, ale w grze widać było duży postęp. W lidze zostaliśmy, trzeba tak to powiedzieć, dość szczęśliwie. Mam nadzieję, że teraz będziemy piąć się w górę. Chociaż nie, jestem przekonany o tym, że tak właśnie będzie – mówi z nadzieją w głosie dyrektor Puszczy.
W historycznym dla klubu poprzednim sezonie, poza miernym początkiem, ekipa 48-letniego trenera kroczyła od zwycięstwa, do zwycięstwa i już na półmetku rozłożyła się wygodnie w fotelu lidera. – Każdy po cichu liczył na ten awans. Mamy świadomość, że jesteśmy małym 10-tysięcznym miasteczkiem, a pchamy się na zaplecze Ekstraklasy, ale życie pokazało, że jak jest zaangażowanie, odpowiedni ludzie i chęci, to piłkę można robić z powodzeniem nawet w takiej małej miejscowości – twierdzi Koroza.
Kluczem do sukcesu okazało się bezgraniczne zaufanie Wójtowiczowi, który dostał wolną rękę w kompletowaniu zespołu po szczęśliwym utrzymaniu w II lidze. Odpalił wtedy 80% zawodników i postawił na młodych, z których zlepił drużynę. – W porównaniu z poprzednim sezonem w drużynie zostało ledwie 2-3 zawodników. Można powiedzieć, że wcześniej mieliśmy piłkarzy, nie było zespołu, a trener Wójtowicz ze sprowadzonej młodzieży stworzył team – mówi Koroza. I z tą bandą nieopierzonych młodzieniaszków niemal otarł się o awans. Opierając grę na kolektywie, pozbawiona wyróżniającego się lidera Puszcza, zajęła w lidze III miejsce, co – wbrew logice – wcale nie zostało przyjęte w klubie jako wynik ponad stan. Wprawdzie w Niepołomicach nie liczono na walkę o awans, ale zdawano sobie sprawę ze sportowej wartości budowanego przez Wójtowicza zespołu. – Szansa była, ale chyba musieliśmy do tego dojrzeć. Podobnie zresztą jak sami zawodnicy, bo mieliśmy wielu chłopaków w wieku 18 i 19 lat – kontynuuje dyrektor.
Z identycznego założenia wyszła również sponsorująca Puszczę firma Oknoplast, znana z inwestowania swoich pieniędzy w tak potężne marki, jak Borussia Dortmund, Olympique Lyon czy Inter Mediolan, by przez kibiców dotrzeć na rynki największego zbytu. W Niepołomicach cieszą się z dużego sponsora, ale nieśmiało liczą, że ta pomoc… – oczekiwalibyśmy większej z ich strony – mówi wprost Koroza. I kontynuuje: – Wiadomo, że inwestują na tych rynkach, gdzie mają dużą sprzedaż, ale przez nas też stają się medialni i myślę, że z biegiem czasu pan prezes Oknoplastu bardziej będzie nam pomagał. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Medialność zapewniają oczywiście rozgrywki pierwszoligowe, o której pisze się i mówi z nieporównywalnie większym natężeniem, niż miało to miejsce w czasach II ligi. Dla miejscowych kibiców Puszcza nadal jest jednak egzotyczna. Spacerując po rynku nie natknęliśmy się zresztą na żaden plakat reklamujący sobotnie starcie z Okocimskim. O ile w Niecieczy w kościele biją dzwony i cała okolica zamiera, gdy popularne „Słoniki” wśród okolicznych pól grają swoje ligowe mecze, o tyle w Niepołomiach niewielu interesuje się piłką. Dowody? Pierwsze historyczne zwycięstwo w I lidze – i to z nie byle kim, bo ze wspomnianą Termaliką – obejrzało 500 osób. Niedawne starcie w 1/16 finału Pucharu Polski z Jagiellonią niewiele więcej (800). Fakt, że aktualna infrastruktura nie zachęca, to jedno, ale druga strona medalu jest taka, że mody na Puszczę po prostu w Niepołomicach nie ma.
Podobnie jak atmosfery na trybunach w czasie ligowych spotkań. Oglądane przez nas spotkanie z Okocimskim można było spokojnie przespać gdyby nie:
a) Kibice z Brzeska
b) Zimno
c) Dwóch zapaleńców dopingujących gospodarzy i walących z dziką namiętnością w bęben
Niekoniecznie w tej kolejności.
Efektownych opraw, racowiska rodem z Neapolu czy łomiankowych atrakcji po beniaminku się nie spodziewaliśmy, więc i tutaj nie będziemy się czepiać. Jest spokojnie i bez żadnych szaleństw. Kilka zniszczonych krzesełek przez kibiców z Brzeska to pierwsza tego typu sytuacja w Niepołomicach. W klubie nie bardzo nawet wiedzieli jak się zachować, bo tam zawsze jest tak spokojnie, że nadzorujący monitoring ochroniarz umiera z nudów. Znane niektórym z A-klasowych wycieczek radość po bramkach, dziesiątki ekspertów na trybunach i „kurwy” w kierunku sędziego/rywali. Po prostu folklor. Sympatyczny i niegroźny. Szkoda tylko, że przy udziale takiej garstki ludzi.
– Rozmawialiśmy na temat tego, w jaki sposób ściągnąć kibiców. Gdy przychodziłem do Puszczy mieliśmy tu trzy grupy młodzieżowe, a teraz mamy ich już sześć. Przychodzą tu z rodzicami i tutaj szukam w przyszłości kibiców klubu. Chcemy rozbudować bazę dla młodych. Dzieci wyprowadzają drużynę przed meczem, od trzech lat działa szkółka przy Szkole Podstawowej im. Kazimierza Wielkiego. Trenujemy tam 6-latków i 7-latków i pierwsze dzieci przychodzą już do młodzików MKS-u. Mamy tam trenerów, którzy się nimi opiekują. Chcemy też stworzyć szkołę dla starszych, żeby móc kontynuować to szkolenie i pozyskiwać w przyszłości piłkarzy do zespołu. Musimy też patrzeć na proporcje miasta, ale myślę, że ten tysiąc mógłby się uzbierać – uważa Koroza. Cel jak najbardziej możliwy, ale na dziś bardzo trudny do zrealizowania. No bo skoro na ekstraklasowego przeciwnika przyszło ledwie 800 osób, to ile ma chodzić na jakiś Stomil czy inny Energetyk?
W rozmowie z dyrektorem Korozą co jakiś czas wraca wątek Wójtowicza. Trenera tyleż poważnego, co – naszym zdaniem – wprost zakochanego w sobie. Wszędzie był, wszystko widział, wszystkich trenował. Kiedyś udzielił nawet absurdalnie śmiesznego wywiadu, bodaj „Dziennikowi Polskiemu”, w którym pojechał takim autoerotyzmem, że czytając jego wypowiedzi „odnosiło się wrażenie, że pomagał Ancelottiemu, a w międzyczasie zahaczył o Aston Villę” – tak wtedy pisaliśmy. Uważa, że lepiej ładnie zagrać i przegrać, niż postawić autobus i skasować 3 punkty, a przez pięć zwycięstw lub porażek nie stanie się lepszym trenerem. Na swój sposób prawdziwek, ale – co trzeba mu oddać – potrafiący odpowiednio dobierać sobie ludzi.
– Tak, to jest jakiś problem i trener Wójtowicz rzeczywiście tak mówi. Woli dobrze się zaprezentować i przegrać, niż ustawić się przed polem karnym i czekać na kontry. Dlatego, choć jesteśmy beniaminkiem, nie murujemy dostępu do swojej bramki. Sporo I-ligowych klubów tak gra. Nie będę mówił nazw – kto ogląda szybko się zorientuje – mówi Koroza.
Przeciwko Okocimskiemu szachy oglądaliśmy tylko w pierwszej połowie, po której gospodarze i tak prowadzili, dzięki trafieniu Strózika. Po przerwie rozstający się już pomału z gwizdkiem Robert Małek w swoim stylu pokazał ogrom żółtych kartek i w konsekwencji aż trzech piłkarzy z Brzeska odesłał nieco wcześniej pod prysznic. Ofensywnie grający gospodarze, z nieźle spisującym się Janikiem, układającym drugą linię Uwakwe, grającym najlepszy mecz w sezonie Borovicaninem i skutecznym Nowakiem, przejechali się niczym walec po rozbitej drużynie Okocimskiego, kończąc mecz przyjemnym dla oka 4:0.
Z trenerem dogadują się jednak w klubie znakomicie i po trzech pierwszych porażkach w I lidze nikomu nie przemknęła nawet przez głowę myśl o zwolnieniu… Wiedzą, że Wójtowicz początek każdej rundy ma słabszy i zespół rozkręca się dopiero po kilku meczach. Akceptują to, więc i tym razem wytrzymali ciśnienie, po czym… zaproponowali mu nowy, 5-letni kontrakt. Na wspomnienie Wojciecha Stawowego, który swego czasu podpisał umowę na 10 lat, a po miesiącu stracił pracę, Koroza tylko się uśmiecha. – Prezesi są mądrymi ludźmi i wiedzą, co robią. U nas nie ma żadnych szalonych reakcji. Poza tym, nie można zweryfikować trenera po przegraniu kilku spotkań. Trzeba patrzeć na to, co robi w klubie, a nie tylko na wyniki. Po porażkach trzeba okazać trenerowi zaufanie. Stąd pojawił się ten 5-letni kontrakt po trudnym początku sezonu – tłumaczy wychowanek Cracovii.
Puszcza dostała licencję na grę w I lidze z nadzorem infrastrukturalnym. Obiekt nie spełniał wymagań i początkowo klub złożył wniosek o grę a stadionie Hutnika Kraków, żeby dotrzymać wszystkich terminów. Budynku, w którym rozmawiamy, jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle nie było. Został wybudowany na potrzeby licencyjne. Mieści się w nim m.in. sala konferencyjna, szatnia gości, pokój antydopingowy i pomieszczenie dla sędziów. Klub musiał również stworzyć punkt pierwszej pomocy i wprowadzić system kontroli kibiców. Dziś brakuje przede wszystkim odpowiedniej liczby miejsc (2000). W Niepołomicach mają czas do końca sezonu, żeby z tym problemem się uporać. – Trybuna za bramką powstała w ciągu półtora miesiąca. Stara kryta zostanie w całości zburzona i postawiona nowa na 1050 miejsc. Ta zza bramki powędruje na jakiś inny obiekt w gminie Niepołomice, a na jej miejscu wybudujemy kolejne 1050. Te 2100 miejsc powinniśmy mieć do końca sezonu. Trybunę krytą być może zburzymy już tej zimy. Znając zaangażowanie burmistrza jestem przekonany, że uda nam się wszystko zrobić – mówi z pełnym przekonaniem w głosie Koroza.
Klubowi mocno pomagają władze miasta – główny udziałowiec i sponsor klubu. Całość napędza prezes Jarosław Pieprzyca, ale budżet ciągle balansuje jednak na krawędzi progu wymaganego do spokojnego funkcjonowania w I lidze, czyli w granicach 2,5 mln złotych. Nadziei na spokojniejsze „jutro” szukają w klubie również na obszarze strefy ekonomicznej, z której starają się pozyskać pieniądze. Władze Puszczy – choć podkreślają długi i mozolny czasami proces dogadywania sponsorów – nie chcą oprzeć klubu na jednym zapaleńcu, który po kilku słabszych wynikach, w przypływie emocji lub z powodu zwykłego kaprysu, mógłby wycofać środki i strącić klub w niebyt. Wybrali trudniejszy model zarządzania, ale zdecydowanie bezpieczniejszy, w przeciwieństwie do przywoływanej Termaliki, która w całości zależy od Bruk-Betu. – I przede wszystkim stabilniejszy – dodaje Koroza. – Wszystko, co robimy w Niepołomicach, robimy na miarę naszych możliwości. Nie płacimy dużo, ale nie ma też żadnych obietnic bez pokrycia. Z tego słyniemy. Każdy z piłkarzy dostanie to, co zostało powiedziane i podpisane. Jakieś miesięczne opóźnienie może się oczywiście zdarzyć, ale nie obiecujemy czegoś, czego później nie możemy zrealizować.
O jakich kwotach mówimy? W Puszczy nie zarabiają kokosów, ale płacą, co w dzisiejszej futbolowej rzeczywistości nie tylko nie jest normą, ale ociera się już niemal o wyjątek. Najlepsi mogą liczyć na 5-6 tysięcy miesięcznie. Do tego dochodzą różne premie i wyjściówki oraz zakwaterowanie, bo klub wynajmuje na swoje potrzeby m.in. dwa domy. Wzmocnień szukają sami, bo wiceprezes Janusz Karasiński – delikatnie mówiąc – jest lekko uprzedzony do menedżerów. Jeśli tylko jakiś pojawia się na horyzoncie, to dla niego temat pozyskania zawodnika momentalnie upada. O kominach płacowych również nie ma mowy i właśnie z tego powodu do Niepołomic nie trafił m.in. Rafał Kujawa, którego bardzo chciał trener Wójtowicz. – Rozmawialiśmy też z Surmą, bo chcieliśmy doświadczonego zawodnika, który by nam w tym wszystkim pomógł, ale poszło to w innym kierunku – dodaje dyrektor, który, co ciekawe, nakłaniał również do gry w Puszczy… Piotra Gizę. – Jest moim wychowankiem i rzeczywiście namawiałem go na grę podczas turnieju oldbojów, ale Piotrek już nie chce grać zawodowo w piłkę – wyjaśnia Koroza.
Skromnie, ale godnie – z takim obrazem klubu wyjeżdżaliśmy późnym wieczorem z Niepołomic. Bez charakterystycznej dla beniaminka fantazji, a z mądrością i rozwagą kierowana Puszcza ma szanse zadomowić się na zapleczu Ekstraklasy. W Niepołomicach mają świadomość swojego miejsca w szeregu, ale nie czują żadnego respektu przed rywalami. – Jeśli chodzi o infrastrukturę i sprawy finansowe to mam pewne obawy, bo zależą one od kilku czynników. Nie na wszystkie mamy wpływ. Od strony sportowej jestem przekonany, że sobie poradzimy. Trener Wójtowicz wie, co robi. Jedyne obawy mam o budżet, który do końca nie jest zależny od nas. Budujemy jednak mądrze i jeśli sytuacja finansowa pozwoli nam na utrzymywanie określonego poziomu, to powinniśmy pójść drogą Kolejarza Stróże. Musimy najpierw okrzepnąć w tej lidze – twierdzi Koroza.
Wszystko pięknie, fajnie, ale dla nas I liga kończy się tam, gdzie zasięg tracą kamery Orange Sport – zaczepiamy go na zakończenie, ale nie traci rezonu i uśmiech nie znika mu z twarzy:- Tak? (śmiech) Początki są ciężkie i ciułanie punktów idzie nam na razie topornie, ale przy zwycięstwie jednego, dwóch meczów wszystko może się odwrócić. Kto wie, być może wtedy nawet i Orange nas odwiedzi.



