Marek Saganowski z powodu kontuzji kolana będzie pauzował przynajmniej pół roku – ta informacja wywołała dziś wśród kibiców sporą dyskusję. Dostało się nawet Tomaszowi Musiałowi. – Dzień przed naszym meczem w Białymstoku ten arbiter dostał nominację na sędziego międzynarodowego. O pół roku za wcześnie, przynajmniej. Naprawdę, jak można było nie zobaczyć tego faulu. Ja od razu wiedziałem, że to poważne, bo chrobotnęło mi w kolanie – powiedział „Sagan” w „Przeglądzie Sportowym”. Chwilę później zadzwoniliśmy do Musiała.
Orientował się pan może, co słychać u Marka Saganowskiego?
– Jeszcze nic nie wiem.
Ma zerwane więzadła poboczne w kolanie i czeka go przynajmniej pół roku przerwy. Zapytam, może trochę złośliwie: dalej twierdzi pan, że nie było ani kartki, ani nawet faulu?
– Popełniłem duży błąd, bo widziałem tylko atak Tosika jedną nogą na piłkę, która po chwili poleciała do boku. To były ułamki sekund. Niestety, jestem tylko człowiekiem i takie momenty – czasami kluczowe – oku ludzkiemu po prostu uciekają. Powinien być i faul, i kartka.
Jakiego koloru?
– Wydaje mi się, że bliżej czerwonej. Suma summarum nie był to atak wyprostowaną nogą, ale jednak dynamika wślizgu powoduje, że mogła i powinna być w tym przypadku czerwona kartka.
W rozmowie z Przeglądem Sportowym Saganowski mówi, że ma żal do Tosika za bezmyślny i brutalny wślizg, ale większe pretensje kieruje pod pana adresem. Chodzi mu o dwie sytuacje – nie tylko o reakcję po ataku Tosika, bo również o to, że Legii należał się rzut karny, kiedy – będąc w wyskoku – przeciwnik go popchnął, a pan miał mu odpowiedzieć, że przecież mógł się zastawić.
– Nie, absolutnie niczego takiego panu Markowi nie powiedziałem. Rzeczywiście, był popychany, a ja błędnie zinterpretowałem to zdarzenie jako dopuszczalną walkę o pozycję. Naprawdę bardzo mi przykro z powodu tej kontuzji i tak długiej przerwy, jednak proszę pamiętać, że to nie ja ją spowodowałem, nie ja zrobiłem krzywdę. Ja tylko źle oceniłem całą tę sytuację…
Mecz w Białymstoku pechowo zbiegł się w czasie z pańską nominacją na sędziego międzynarodowego, która miała miejsce dzień wcześniej.
– Nie, ja wiedziałem o tym wcześniej. Ł»e będę, bo jeszcze nie jestem. Nie w tym należy upatrywać przyczyny moich złych decyzji, a raczej w słabej dyspozycji dnia. Błędów, które popełniłem w tym meczu było jeszcze więcej. Biję się w pierś, mam nadzieję, że to się już nie powtórzy.
A jak odniósłby się pan do opinii, że w tym swoim sędziowaniu, to z tygodnia na tydzień staje się pan coraz bardziej brytyjski. Momentami nawet bardziej brytyjski od królowej Elżbiety.
– Od kiedy awansowałem do Ekstraklasy, cały czas mam taki styl. To żadna złośliwość z mojej strony czy niechęć do używania gwizdka, tylko błąd ludzkiego oka. Nie zgodzę się, że coraz częściej dopuszczam do zbyt ostrej gry, po prostu nie zinterpretowałem właściwie tych sytuacji.
Czy mecz w Białymstoku odbije się na Musiale-arbitrze? Będzie więcej gwizdania?
– Przede wszystkim moja głowa musi zrozumieć, że są pewne sytuacje, takie nieprzekraczalne, kiedy trzeba sięgnąć po gwizdek. Koniecznie muszę wyciągnąć z tych błędów właściwe wnioski.