Strzeli, czy nie strzeli? Poprawi bajeczną statystykę, czy wstrzyma się z niespodzianką do kolejnych meczów? Kiedy zobaczyliśmy dziś w ataku Podbeskidzia Piotra Malinowskiego (1 gol w 82 meczach), podświadomie życzyliśmy, by w końcu się przełamał, ale już po kilku pierwszych sytuacjach daliśmy sobie spokój. Bez bramkarza i bez napastnika przemierzają piłkarze Podbeskidzie kolejne ligowe przystanki i ostatecznie doznają kolejnych porażek. Tym razem z Piastem, któremu znacząco pomógł bezmyślny faul Adama Deji i świetnie broniący Trela.

To był typowy popis głupoty. Można tłumaczyć go, że nie jest środkowym obrońcą, że to, że tamto, ale żeby faulować piłkarza, który stoi w narożniku pola karnego, jest tyłem do bramki i praktycznie nie stwarza zagrożenia, to już wyższy poziom ligowej abstrakcji. Niestety, ale na pierwsze czyste konto Rybańskiego musimy jeszcze trochę poczekać. Paradoksalnie Słowak był dzisiaj najlepszym piłkarzem Podbeskidzia. Gospodarze przez większość część meczu grali chaotycznie, często podawali do nikogo, a gdy wychodzili z atakiem, to z przodu było raptem trzech piłkarzy. Nie da się wygrać meczu z bezmyślnym Adu, zagubionym Slobodą i Malinowskim, który błąkał się dziś między wyższymi o dwadzieścia centymetrów obrońcami, oddał na bramkę Treli trzy strzały, ale w każdym brakowało mu instynktu snajpera.
No właśnie – Trela. Zdecydowany nr 1 meczu. Dobrze grał dziś Rabiola (poprzeczka), Jurado (gol) albo Podgórski (słupek), ale to głównie o bramkarzu Piasta można powiedzieć, że miał duży wpływ na końcowy wynik. Gdyby chciało nam się teraz gdybać, przypomnielibyśmy o początku meczu i kilku sytuacjach piłkarzy Podbeskidzia. Przypomnielibyśmy wszystkie te ataki z końca meczu, ale nie ma, co się rozpisywać. Trela zrobił dziś wszystko, jak należy, utwierdzając nas w przekonaniu, że należy do czołówki bramkarzy w ekstraklasie.