Jeśli Jose Rojo Martin ma w zwyczaju wzorować się na słynniejszych rodakach, to dziś musiał zapatrzeć się na jakiegoś hiszpańskiego mistrza kunktatorstwa. Bo na pewno nie tiki-taki. Jeden celny strzał na bramkę i 36 procent posiadania piłki – z takim bilansem pierwszą połowę domowego meczu z Górnikiem kończyła Korona. Przez większość czasu broniła się siedmioma, momentami ośmioma piłkarzami, do przodu zapuszczała sporadycznie i za każdym razem zupełnie niegroźnie. A przy tym grała… prawie zgodnie z planem. Michał Janota w przerwie przyznał otwarcie, że właśnie takie były założenia. Cytujemy: „Postanowiliśmy być blisko siebie, żeby przede wszystkim nie stracić bramki i nie rozwalić się jak w meczu z Legią”.

I faktycznie, Korona rozwalić się nie zamierzała, ale też nie za bardzo wiadomo było, jak przy takiej taktyce zamierza strzelać gole. Górnik optycznie niby miał przewagę, ale generalnie emocji i tak mieliśmy jak na kółku różańcowym. Gdyby ktoś wyłączył w telewizor w 70. minucie meczu, za nic by nie uwierzył, że mogły w nim paść jeszcze cztery bramki. Prędzej uwierzylibyśmy w cztery zgony z nudów.
Sytuacja rozwinęła się niesamowicie…
Kiedy Korona wreszcie zaczęła śmielej atakować, nagle po świetnej asyście Mosnikova do siatki trafił Nakoulma. Nie minęły dwie minuty, a już obciął się Olkowski, z dystansu huknął bezcenny dla kielczan Golański i było 1:1. A to dopiero początek. W 84. minucie wprowadzony chwilę wcześniej Jacek Kiełb zanotowałâ€¦ Hm, asystę kolejki, to na pewno. Zastanawialibyśmy się wręcz czy nie asystę miesiąca. Idealny długi pass do Pylypczuka, który dostał taką patelnię, że nawet nie musiał zrobić jednego zbędnego ruchu. Wystarczyło umiejętnie dołożyć nogę. Koroniarze przez 70 minut siedzieli głęboko w okopach, po czym odpalili, aż miło. Dziwne zresztą, że zabrzanie nieodpowiedzialnością w obronie aż tak im dziś pomogli.
Kiedy wydawało się, że przebiegła taktyka zastosowana przez Pachetę przyniesie mu trzy punkty, na co chwilę wcześniej nie postawilibyśmy złamanego grosza, na koniec jeszcze raz obudzili się goście. Dobrze wykonany stały fragment na gola zamienił Gancarczyk i mieliśmy efektowny remis, który wypada uznać za sprawiedliwy. Przed przerwą lepszy był Górnik, choć nic z tego nie wynikało. Z kolei po zmianie stron i jedni, i drudzy zdążyli błysnąć – tak w ofensywie, jak i błędami w obronie.
Fot. FotoPyk