Mamy koncepcję. Damy z siebie wszystko. Na boisku zamiast biegać musimy fruwać. Właśnie obejrzeliśmy konferencję prasową Pachety i poza tego typu banałami raczej nie usłyszeliśmy czegoś, co mogłoby wskazywać, że Korona w czwartkowym meczu z Górnikiem w końcu się przełamie. Jedno zwycięstwo na osiem spotkań, ostatnie miejsce w tabeli, do tego kilka kontuzji. Zapowiada się trudny wieczór, chociaż jak to w ekstraklasie – czasem właśnie z takiego dna najłatwiej o niespodziankę.

Trochę współczujemy Pachecie. Facet przyszedł do rozbitej drużyny, próbuje rotować składem, ale kogo nie wystawi – zawsze odbije się od ściany. Spójrzcie, jak w ostatnich meczach grał Lenartowski, ile daje drużynie Janota (podpowiadamy: nic) albo jak koło meczów przechodzi Kiełb. Ten ostatni właśnie przez to dostanie teraz trochę odpoczynku. Zagrać mają inni, tylko no właśnie, kto? Pacheta kilkanaście godzin przed meczem nie wiedział, czy wystawi Sobolewskiego, nie wiedział, czy postawić na debiutanta Markovicia albo Jovanovicia (w tygodniu już trenował). W końcu nie odpowiedział też jednoznacznie na pytanie, czy Pavol Stano faktycznie ma zagrać w ataku. Gołębiewski, który dotąd pełnił funkcję snajpera nie strzelił na razie ani jednego gola.
Ma więc problem Korona, nie ma go natomiast Górnik. Poza wykartkowanym Przybylskim Nawałka wystawi ten sam skład, co z Legią. Ostatnio zabrzanie odnieśli pierwszą porażkę w sezonie, więc z Koroną pewnie od początku ruszą tak samo, jak zrobili to w Warszawie. Jedyny niepokojący fakt, jaki znaleźliśmy przeciwko nim to statystyka ostatnich sześciu meczów na stadionie w Kielcach. Górnik wszystkie przegrał…
Fot.FotoPyk