Reklama

Gwiazdy sprzed lat. Tysiąc bramek Romario

redakcja

Autor:redakcja

12 września 2013, 13:37 • 9 min czytania 0 komentarzy

Sam uważa, że strzelił w karierze tysiąc bramek, choć połowę z nich w spotkaniach tak prestiżowych, jak mecz “przyjaciele Aldaira” kontra reprezentacja ministrantów miasta Santa Barbara. W swojej przygodzie z piłką zwiedził szatnie Barcelony, PSV, Flamengo, ale teżâ€¦ szatnię Sądu Rejonowego w Lublinie, po tym jak rzekomo powierzył część swoich finansów Piotrowi O. ze Świdnika i przyjechał w tej sprawie do Polski na przesłuchanie. Zawodnik, o którym Stoiczkow powiedział: “Zależy mu tylko na dwóch rzeczach. Strzelaniu goli i seksie. Wszystko inne jest dla niego stratą czasu, a już szczególnie treningi”. Romario uważał, że treningi są bezsensowne i nic mu nie dadzą. Trenerzy się wściekali, ale co mieli zrobić? Być może miał rację.

Gwiazdy sprzed lat. Tysiąc bramek Romario

Jego sukces nie polegał na przygotowaniu fizycznym. Nie polegał na szlifowanych przez tysiące godzin umiejętnościach. Romario był po prostu piekielnie inteligentnym zawodnikiem, a to jedna z najważniejszych cech dla każdego napastnika. Niektórzy trenerzy mówią co prawda, że im inteligentniejszy chłopak poza boiskiem, tym często gorzej dla niego na murawie. Bo będzie się bardziej stresował meczem, niepotrzebnie go przeżywał – Anglicy mówią na takie zachowanie “overthinking”. Natomiast ktoś o bardziej prostolinijnym podejściu po prostu wyjdzie i będzie grał. Romario jednak w połączeniu z inteligencją miał luz na boisku, nie spinał się nigdy, pod polem karnym zawsze miał chłodną głowę, a do tego potrafił przechytrzyć bramkarza, co zrobiło z niego maszynę do strzelania goli. Sam raz o sobie powiedział: – Nie jestem sportowcem. Jestem środkowym napastnikiem. Sportowiec to ktoś, kto trenuje, wysypia się co noc, odżywia się dobrze. Może byłbym lepszy, gdybym prowadził sportowy tryb życia, ale wątpię, że byłbym tak szczęśliwy jak jestem – podkreślał.

Gdy grał w Vasco, pozwalano mu na wszystko. Ponoć miał nawet konflikt z trenerem, bowiem jako dziewiętnastolatek poderwał jego żonę. PSV to było jednak zderzenie z profesjonalnym europejskim futbolem. Ci Brazylijczycy, którzy nie potrafili dostosować się do dyscypliny codziennego funkcjonowania w klubach europejskich, szybko byli zmuszani do powrotu. Ale nie Romario. To jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy piłkarz pokonał własny klub. “Ł»aden zawodnik nie może być większy niż klub”, jednak w PSV Romario był. Miał specjalne względy niemalże od początku, szczególnie jeśli chodzi o wybiórcze traktowanie treningów, czy też regularne wypady do Brazylii. Nawet kibice doskonale o tym wiedzieli – na trybunach mówiło się, że Romario zna tylko dwa zdania po holendersku. Pierwsze, to “jestem zmęczony”, które przydawało się za każdym razem, gdy kazano mu trenować, a drugie to “jestem Romario, chcesz iść ze mną do łóżka?” które przydawało się w klubach.

Bobby Robson, ówczesny trener PSV, wspomina w swojej autobiografii: – W kadrze mieliśmy jedną tropikalną rybę. Romario, tyleż rewelacyjny, co niedający się ujarzmić. Wygrywał nam mecze, ale jego dyscyplina spędzała nam sen z powiek. Trenował tylko wtedy, kiedy chciał. Raz zarządzaliśmy grę 8 na 8. Jeden zespół przegrywał, coś mi nie pasowało: policzyłem graczy i faktycznie, brakowało kogoś. Romario po prostu sobie poszedł, stracił zainteresowanie grą. Szczególnie alergicznie traktował bieganie. Raz sam powiedział: jaki jest sens w bieganiu o 9. rano? Wiem, że wszyscy inni to robią. Ale ja nie jestem wszyscy.

Reklama

Jeszcze inną historię przypomina partner Romario z ataku PSV, Wim Kieft: – Miał gigantyczną pewność siebie. Prawie za każdym razem, gdy rozpoczynaliśmy mecz, zdradzał mi swój plan: on okiwa pięciu graczy, a potem poda mi i strzelę. Próbował tego ciągle. Nigdy się nie udało. Ale próbował i tak. Jego dryblingi zresztą nie były takim problemem, jak brak podań. Ja podawałem mu ciągle, za co po moich asystach mi dziękował, w stylu: dzięki, następnym razem w takiej sytuacji ci dogram, dostaniesz jedną ode mnie. Ale następnym razem znowu strzelał – dodaje ze śmiechem Holender. Mimo wszystko w PSV doskonale wiedzieli, że mają na pokładzie gwiazdę światowego formatu, dlatego to tolerowali. Wszak w dużej mierze dzięki Romario zdobyli wówczas trzy mistrzostwa Holandii. Przed mistrzostwami świata w USA postanowił wskoczyć półkę wyżej. Barcelona wzywała.

Tutaj natrafił na o wiele silniejszy charakter trenerski, Johana Cruyffa. Któż mógł go zdyscyplinować, jeśli nie legenda futbolu? Mieli dobry układ. Przynajmniej w pierwszym, pełnym sukcesów dla obu sezonie, przez który Romario do dziś nazywa Cruyffa najlepszym trenerem, jakiego miał okazję spotkać. Szanował go od pierwszej chwili, bo spotkał zawodnika, którego sam podziwiał za umiejętności i karierę. Romario na tyle chciał zaimponować trenerowi, że na treningach wracał się bodaj po raz pierwszy (i ostatni) w karierze do obrony. Jednak Holender krzyczał wtedy: – Romario zostań z przodu. Potrzebujemy twojej energii na ataku. Brazylijczykowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nawet tym boski Johan wygrał sobie jego względy, rozumiał go.

Jednego dnia, w trakcie sezonu, poprosił o opuszczenie klubu na dwa dni z powodu karnawału w Rio. Oczywiście wyjątkowo, bo inni nie mieli szans na takie przywileje. Cruyff wspomina: – Powiedziałem mu, że jak strzeli jutro dwie bramki, dam mu dwa dni wolnego. Następnego dnia w meczu strzelił oba gole już po dwudziestu minutach i od razu prosił mnie o zmianę. Stał przy linii i dyskutował ze mną: trenerze, mój samolot odlatuje za godzinę! Nie miałem wyboru, zdjąłem go przed przerwą, spełniłem obietnicę.

W 1994 wspiął się na szczyty swojej kariery również za sprawą mistrzostw świata. Jego droga do kadry wcale nie była łatwa, bowiem regularnie grał na nerwach trenerom. Gdy Parreira powołał go na mecz w 1992, a cały mecz Romario spędził na ławce, później powiedział, że nie przyjechałby wcale, gdyby wiedział, że tak to się skończy. To oczywiście zakończyło się usunięciem zawodnika z kadry. Pod koniec eliminacji kibice, dziennikarze i eksperci naciskali jednak mocno na powołanie gracza robiącego furorę w Katalonii; głosy szczególnie wzmogły się po porażce Brazylii z Boliwią, pierwszej w historii. W końcu trener uległ, powołał krnąbrnego gracza, a Romario odpłacił dwoma bramkami w zwycięstwie z Urugwajem 2:0. Historię mistrzostw wszyscy znamy. Przed turniejem wypowiadał się tak: – Podoba mi się miejsce, w którym jesteśmy zakwaterowani. Jedyny problem, to że kobiety nie są dozwolone i nie możemy uprawiać seksu – mówił z typową dla siebie troską o panie. Nie wiadomo czy złamał zakaz, czy był mu wierny, ale fakt faktem: Romario został wicekrólem strzelców, najlepszym piłkarzem turnieju, a Brazylia mistrzem. Złota Piłka w kieszeni, najlepszy piłkarz świata. Gdzie można się ruszyć, gdy się osiągnie taki punkt w karierze? Prawda jest bolesna: w większości przypadków tylko w dół.

– Nie jestem szczęśliwy, że gram dla Barcelony, ale Barcelona powinna być szczęśliwa, że gram dla niej – komentował Brazylijczyk. Wreszcie jednak musiał odejść, drugi sezon miał bowiem po prostu słaby. W Europie próbował jeszcze sił w Valencii, tam jednak już nie strzelał z tak wielką regularnością, by wybaczano mu jego pozaboiskowe ekscesy. Jego ówczesny trener, Jorge Valdano, opowiadał jak Romario miał dziesiątki sposobów na udawanie treningów: – Siadał na rower treningowy, pedałował na pełnej prędkości parę sekund, a potem relaksował się przez parę minut. I tak ciągle. Aż zleciał czas. Raz spóźnij się na trening, a wyglądał jakby przyszedł prosto z dyskoteki, nieumyty, zmęczony, widać, że nie spał całą noc. Krzyczałem na niego, ale kompletnie to zignorował, po prostu dołączając do treningu. W końcu przerwał moje krzyki, odpowiadając: założę siatkę następnemu zawodnikowi. I jak powiedział tak zrobił. Następnym razem, gdy miał piłkę, okiwał kolegę puszczając mu piłkę między nogami. Mogłem tylko się śmiać. Romario prosto z dyskoteki i tak nadawał się do grania.

Reklama

Krążenie między Flamengo a Valencią nie było idealnym sposobem na przygotowanie się do World Cup 1998. Ostatecznie skończyło się brakiem powołania, co było wielką sensacją, nawet jeśli trapiły go drobne kontuzje. Przecież cały świat bał się wtedy duetu Ro-Ro, Romario-Ronaldo, szczególnie po tym, co pokazali w 1997 na Pucharze Konfederacji. Finał był prawdziwym pokazem ich siły: 6:0 z Australią, obaj strzelają po hattricku. Choć był faworytem kibiców, tak jego ciągłe kłótnie z Zagallo przeszły do historii. Romario powiedział nawet o nim: – To nie moja wina, że niektórzy ludzie są urodzonymi przegranymi.

W Brazylii nie zwalniał jednak tempa. Licząc wszystkie rozgrywki, w sezonie 2000 strzelił dla Vasco da Gama 65 bramek. Następnie, choć sam mówił kiedyś: “pamiętajcie dzieciaki, nigdy nie bierzcie narkotyków. I nie kibicujcie Fluminense” dołączył do dawniej znienawidzonego klubu i tam przygotowywał się do mistrzostw świata 2002. Choć miał wówczas 36 lat, znowu była ogromna presja związana z jego wyjazdem. Scolari bynajmniej nie miał cierpliwości do gwiazdora, a czarę goryczy przelało Copa America 2001, na które… Romario nie chciało się jechać. W gruncie rzeczy, jego kariera była wówczas skończona. W Brazylii zdobył wszystko, co mógł, na kolejne MŚ nie mógł liczyć, również za późno było na sukcesy w Europie. Skupił się więc na gonieniu celu, który sam sobie wyznaczył: strzeleniu tysiąca goli.

Mimo prawie czterdziestki na karku, nie odpuszczał, cały czas pokazując młodszym miejsce w szyku. Mówił “Gdyby kiedyś zapytano mnie, czy zaakceptowałbym rolę rezerwowego, od razu odpowiedziałbym: nie. Dziś mam 38 lat. Jestem bardziej dojrzały i więcej myślę nad swoimi odpowiedziami. Ale i tak powiedziałbym: nie”.

W maju 2007 roku, wreszcie udało mu się osiągnąć upragnione tysiąc bramek. W 48 minucie meczu, z typową dla siebie nonszalancją, wykorzystał karnego. Bramkarz rywali Magrao poleciał w drugą stronę. Ludzie fetowali, mecz musiano przerwać na blisko pół godziny. Dziennikarze wbiegli na boisko, podobnie jak kibice, przyjaciele, rodzina, wszyscy chcieli gratulować żywej legendzie. Sam Romario powiedział krótko po tym wydarzeniu: – Osiągnąłem ten sukces nie tylko dla siebie, rodziny czy przyjaciół, ale dla całego świata. To Bóg chciał, żebym strzelił tysiąc bramek. To największy sukces w mojej karierze – kontrowersyjnie zakończył Brazylijczyk. Zapowiedział, że więcej opowie następnego dnia na konferencji, ale kolejnego dnia nie pojawił się wcale, wydając tylko krótkie ogłoszenie do prasy, że nie jest w fizycznej formie, by w tym momencie występować publicznie – tym razem pokonał go kac.

– Jestem jak pieniądze, wszyscy mnie lubią – tak powiedział kiedyś sam o sobie. Nie może dziwić więc, że uwielbiany przez tłumy postanowił po skończeniu z futbolem zostać politykiem, liczne głosy miał w garści. Dziś jest jednym z tych, którzy najbardziej opowiadają się przeciwko mundialowi w Brazylii. To kolejny raz stawia go w opozycji do Pele, który jest twarzą imprezy i jej głównym adwokatem przed brazylijską społecznością. Już kiedyś Romario powiedział słynne “Pele jest poetą, kiedy milczy”, teraz jednak nie przebiera w słowach, mówiąc twardo: – Pele to imbecyl. Bóg pobłogosławił jego nogi, ale zapomniał o całej reszcie. Głównie o ustach, bo za każdym razem kiedy mówi, gada same bzdury. Nigdy inaczej.

Ostre słowa? Może. Ale ludzie go popierają. W cuglach dostał przepustkę do brazylijskiego parlamentu, osiągając szósty wynik w Sao Paulo. Jest także ogromnym krytykiem FIFA, o którym zawsze opowiada, że to skorumpowana organizacja, wykorzystywana też do prania pieniędzy. Według niego choćby Anglia została okradziona z organizacji mistrzostw świata w 2018, bowiem prawa zostały po prostu sprzedane Rosjanom. Kto by pomyślał, że ten wieczny imprezowicz, w wieku 19 lat przyłapany na bieganiu nago po korytarzach hotelowych, w przyszłości będzie na tak odpowiedzialnym stanowisku? Jest jednym z najbardziej lubianych polityków w kraju, niektórzy prognozują wręcz, że może zostać kiedyś prezydentem. Czy jego troska o przeciętnych ludzi to poza, czy szczerość? Tego nigdy nie da się powiedzieć na pewno, nie z politykami, którzy mają wiele masek. Ale fakt faktem, Romario nie zwykł kłamać. Jak nie chciało mu się trenować, to po prostu o tym mówił, prosto w twarz, każdemu.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...