Prawie wygrali, prawie pojadą na mundial

redakcja

Autor:redakcja

07 września 2013, 04:28 • 7 min czytania

Co wiemy po meczu z Czarnogórą? Przede wszystkim – że nie ma już Waldemara Fornalika. To znaczy w sensie ścisłym jeszcze przez moment będzie figurował na liście płac, jeszcze posłucha hymnu z raz czy dwa, ale de facto – już go nie ma, już może obierać kierunek na Chorzów. Eliminacje mistrzostw świata zostały przerżnięte z kretesem, z siedmiu dotychczas rozegranych meczów ta drużyna wygrała tylko dwa: u siebie z San Marino i u siebie z Mołdawią. A jak się wygrywa tylko z San Marino i Mołdawią, to na koniec jest się w tabeli – cóż, tu niestety nie będzie odkrywczego wniosku – tylko przed San Marino i Mołdawią.
Wielokrotnie pisaliśmy, że to nie Fornalik przegrał te eliminacje, tylko że zrobili to w pierwszej kolejności piłkarze. Tego się będziemy dalej trzymać – zrzucanie całej odpowiedzialności na selekcjonera byłoby płytkie, wręcz prostackie. Ale płakać za Smutnym Waldemarem nie mamy zamiaru, bo skoro on woli mecze polityków z gwiazdami TVN od spotkań ligowych, skoro piłkarzy powołuje na podstawie wikipedii, skoro trudno w jego decyzjach doszukać się logiki – to niech poniesie konsekwencje.

Prawie wygrali, prawie pojadą na mundial
Reklama

Spójrzmy na pracę Fornalika na pewnym przykładzie. Mianowicie – na przykładzie فukasza Szukały.

Fornalik został selekcjonerem 10 lipca 2012 roku. Co się działo później? Otóż Szukała grał w barwach Steauy Bukareszt w lidze w lipcu 2012 roku, we wrześniu, w październiku, w listopadzie, w grudniu… I w 2013 roku: w lutym, w marcu, kwietniu, maju, lipcu i sierpniu. Zawsze po 90 minut. Ile razy Fornalik oglądał go w Rumunii? Ani razu. Miał czas, aby wybrać się na mecz Bayern – Barcelona, ale żeby skoczyć do troszkę jednak brudniejszego i mniej przyjaznego Bukaresztu – już nie. Taki Szukała – jeśli Fornalik uważa go za dobrego obrońcę – mógł grać w tej drużynie od roku. Gra jednak od niedawna, z przypadku i już jego drugi występ okazał się meczem o wszystko. O jakiej automatyce w grze obrony można mówić, jeśli środkowy obrońca wkracza do drużyny za pięć dwunasta i z miejsca wystawiany jest w podstawowym składzie. OK, w porządku, jak trener go chce – niech gra. Ale w takim razie: dlaczego nie grał wcześniej? Naprawdę nikt nie mógł się do niego wybrać? Dlaczego ignorowano go aż tak długo, skoro na sam koniec eliminacji okazał się niezbędny? Nie twierdzimy, że gość jest dobry. Twierdzimy, że sposób wprowadzenia go do tej drużyny był groteskowy.

Reklama

A to tylko przykład. Naszym zdaniem – wymowny, bo świadczący albo o kompletnym bałaganie, albo o lekceważeniu obowiązków służbowych. Albo o jednym i drugim. Takich selekcjonerów, nie za bardzo pojmujących, czego się od nich wymaga, już w przeszłości mieliśmy. I ponieważ Fornalik wpisał się w ten trend, nie będziemy po nim płakać.

* * *

Dziennikarz Weszło podczas konferencji prasowej zadał oczywiste pytanie o dymisję. Wiele osób uznało to za nietakt. Dziwny to kraj, w którym nietaktem jest spytać przegranego trenera, czy ma zamiar odejść, czy też będzie kurczowo trzymał się stołka dalej. Sam Fornalik maksymalnie zwięźle odparł, że nie zrezygnuje, czemu się w sumie nie dziwimy, bo kto by rezygnował ze 150 tysięcy złotych miesięcznie?

Można teraz się zastanawiać: czy ściąć głowę Fornalikowi natychmiast, a mecze z Anglią i Ukrainą ofiarować nowemu selekcjonerowi, by urządził sobie poligon doświadczalny, czy też rozkazać Smutnemu Waldemarowi, by zebrał zasłużony łomot na koniec, a następcy pozwolić na wkroczenie do kadry w bardziej sprzyjających okolicznościach. Aktualnie chyba tylko taki dylemat mają władze PZPN.

* * *

Przełamał się Robert Lewandowski, czego mu serdecznie gratulujemy. Niestety, wydaje się, że woda sodowa pod kopułą bulgocze coraz mocniej. Zaraz po golu pobiegł w kierunku publiczności i przystawiał ręce do uszu, w geście pt. „coście tak cicho, cwaniaczki”, a następnie uciszał wszystkich palcem przy ustach. Z kolei po zakończonym spotkaniu uznał tych, którzy nie dostali kręćka na jego punkcie, za ludzi, którzy chcą się wypromować na krytyce jego osoby.

To jest jakieś pomieszanie z poplątaniem. Napastnik, który gra w każdym meczu od pierwszej do ostatniej minuty (o ile – jak w spotkaniu z Danią – nie zażąda ściągnięcia się z boiska) strzela PIERWSZEGO gola z gry w całych eliminacjach (wcześniej dwa karne z San Marino), dopiero w meczu numer siedem – i wydaje mu się, że dokonał czegoś wielkiego, że zagrał na nosie wrednym krytykom i że ustawił wrogów w narożniku. Człowieku, czy ty w ogóle widziałeś tabelę grupy? Uciszasz kibiców, bo mieli czelność nie skakać z zachwytu po twoich kolejnych beznadziejnych występach? Uważasz, że osoby, które cię krytykowały (na przykład my?) chcą się na krytyce wypromować? Przecież krytyka twojej osoby wynikała z elementarnej uczciwości: grasz słabo, to jesteś słabo oceniany. Strzeliłeś pięknego gola – wspaniale, czapki z głów. Ale jeśli ktoś w twojej sytuacji – a ty dla Polski nie wygrałeś jeszcze nic, bo ani grupy na Euro 2012, ani eliminacji MŚ 2014 – po pierwszym pierdnięciu ucisza publiczność, to zachowuje się jak błazen, pajac i klaun.

* * *

Mecz był emocjonujący, pierwsza połowa naprawdę dobra, wydawało się, że Czarnogórcy zaraz pękną. Ostatecznie nie pękli i po przerwie byli już drużyną groźniejszą. Dla PZPN-owców było to spotkanie ostatniej szansy, należało wygrać za wszelką cenę, remis niczego nie dawał. Wielkiego szturmu jednak nie odnotowano, trener zmieniał personalia, ale nie zmieniał taktyki, nie był w żaden sposób w stanie wpłynąć na przebieg spotkania. Trudno nie odnieść wrażenia, że zwyczajnie zabrakło jaj, by na sto procent zaryzykować. Przeciwnik był niesamowicie osłabiony (bez środka obrony, bez Joveticia, dodatkowo przybity zejściem Vucinicia), a jednak nie został zgnieciony.

My często o Czarnogórze mówimy, że ma całkiem poważnych piłkarzy. Cóż, niewiele osób zadało sobie trud, by przeanalizować, przeciwko komu graliśmy w rzeczywistości – zwłaszcza od momentu, gdy z boiska zszedł Vucinić. Przecież w zespole przeciwników w obronie występowało dwóch gości z drugiej ligi rosyjskiej (Spartak Nalczik i Mordovia Sarańsk), na środku pomocy facet z ligi mołdawskiej (Dacia Chisinau), a w ataku pacjent, który przyleciał z Korei (FC Seul). Spójrzmy więc prawdzie w oczy, biało-czerwoni nie potrafili pokonać drużyny, która miała więcej słabych punktów niż „Przepis na życie”.

Swoją drogą, od napastnika FC Seul – Dejana Damjanovicia, który ma 32 lata i nigdy nie grał w żadnym chociaż troszkę poważnym klubie w Europie – mógłby się uczyć Robert Lewandowski. Damjanović nie uciszał publiczności, natomiast w tych eliminacjach potrafił strzelić gola Ukrainie na wyjeździe (zwycięstwo), Anglii u siebie (remis), no i teraz jeszcze trafił na Stadionie Narodowym (remis). Z San Marino trafiali inni, on swoimi uderzeniami zapewnił pięć punktów w spotkaniach z trzema najgroźniejszymi przeciwnikami.

* * *

Szkoda tej nieuznanej bramki o tyle, że zdobył ją Jakub Błaszczykowski, który naprawdę od pierwszej do ostatniej minuty harował. Drugi w kolejce do pochwalenia jest chyba Mateusz Klich, wprowadzający sporo ruchu w środkowej części boiska. No i Lewandowski oczywiście, który był bardzo dobry, a akcja ze spalonym na koniec to już jego popisówka.

Lecz spalony rzecz jasna był, bezdyskusyjny, sędzia zachował się idealnie. Sytuacja podobna do meczu Borussia Dortmund – Malaga w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, lecz wówczas arbiter pogubił się i uznał trafienie dla BVB na 3:2. Tym razem błędu nie było.

Gdyby nam ktoś powiedział, że przepisy prawa pracy czy prawa podatkowego, albo jakiekolwiek inne paragrafy mogą być dla posła Platformy Obywatelskiej Cezarego Kucharskiego czarną magią – to oczywiście uwierzylibyśmy. Gdyby ktoś jednak utrzymywał, że czarną magią dla posła Kucharskiego może być przepis o spalonym, to wiary byśmy nie dali. Na czym jak na czym, ale na ofsajdach to ten gość znać się powinien. Nic bardziej mylnego.

Image and video hosting by TinyPic

Najbardziej podoba nam się ta ostatnia odpowiedź: „nie musze znac i tu nie chodzi o zasady, bo inny sędzia by uznał gola”. Może to taka przypadłość władzy – przepisy przepisami, zasady zasadami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Jak w sądach powszechnych: olać fakty, inny sędzia by wydał korzystny wyrok!

Niegdyś piłkarz, dzisiaj menedżer, a nie ogarnia przepisu o spalonym. A niektórzy się dziwią, że Lewandowski ciągle w Borussii.

* * *

Jeśli myślicie, że to naprawdę koniec robienia nam wody z mózgu i że naprawdę mecze ostatniej szansy już za nami, a teraz tylko spokojne mecze o honor – mylicie się. Za moment PZPN zmiażdży San Marino w stosunku 2:0, będzie miał trzynaście punktów, ktoś z pary Ukraina – Anglia tego samego dnia się potknie i zaczną się wyliczenia – że dopóki piłka w grze, to wszystko możliwe, a w sumie to mamy los w swoich rękach, wystarczy wygrać na Ukrainie i poprawić na Wembley. Zanim się obejrzycie, sami będziecie sprawdzać ceny lotów do Rio de Janeiro.

Następne święto naiwniaków w październiku.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama