Takie mecze Hiszpanie nazywają „paseo militar”. W wolnym tłumaczeniu – „wojskowa defilada”. A w języku piłkarskim – spacerek albo – przepraszamy za wulgaryzm – brutalny wpierdol. Młodzieżowa reprezentacja Hiszpanii ostro przewiozła się wczoraj po rówieśnikach z Austrii. Po kwadransie prowadziła 3:0, a gdyby potrafiła utrzymać koncentrację przez całe spotkanie, to skończyłoby się zapewne dwucyfrówką. Najwięcej powodów do zadowolenia ma natomiast Carlo Ancelotti, którego klubowi podopieczni dosłownie tańczyli z piłką. Można to właściwie ująć w jeden sposób Austria – Real 2:6.
Dani Carvajal – samobój, dwie asysty i gol. Jese Rodriguez – gol. Alvaro Morata – „poker”, czyli cztery bramki. Tak wygląda krótkie podsumowanie „canteranos”, którzy na każdym polu chcą pokazać, że już teraz zasługują na miejsce w dorosłej jedenastce Realu. Najgłośniejszy z całego towarzystwa był wspomniany Morata, który przed kilkoma dniami apelował, by nie nazywać go już „Moratitą”, bo jest już dorosłym, gotowym piłkarzem. Albo – jak ujęła to „Marca” – „Donem Moratą”. Panem piłkarzem, który z miejsca może podjąć rywalizację z Benzemą i wcale nie musi z niej wyjść przegrany.
Jego wczorajszy występ to absolutnie klasa światowa. Hat-trick w 40 minut i w końcówce czwarta brameczka. Jedna lewą, jedna prawą, jedna głową. Tytuł relacji z „Marki” mówi wszystko: „Morata-ta-ta-ta”. 20-latek ładował do Austriaków jak do kaczek. – Poza dobrą grą i wspaniałymi wrażeniami, które pozostawiła La Rojita, jedna sprawa jest jeszcze jaśniejsza: Morata dojrzewa i prosi o miejsce w Realu. Ancelotti z pewnością sobie to zanotował – czytamy w dzisiejszym wydaniu madryckiego dziennika.
I pomyśleć, że jeszcze przed kilkoma dniami wielu ekspertów typowało Alvaro jako jednego z pierwszych do emigracji. Tottenham brał go ponoć pod uwagę w kontekście „operación Bale”, ale sam zainteresowany, w przeciwieństwie do Gerarda Deulofeu (trafił z Barcelony do Evertonu), nie chciał myśleć o wyjeździe. – Miałem wystarczająco możliwości, by wyjechać, szczególnie po mistrzostwach Europy U-21. Rozmawiałem jednak z klubem i powiedzieli mi, że budują młodą drużynę, wierzą we mnie, spodobałem się nowemu trenerowi i nie mogę odejść. Od teraz zależy mi zbieraniu kolejnych minut w meczach – tłumaczył Morata, dodając, że nawet szatnia traktuje go już inaczej. – Nie nazywają mnie już dzieciakiem ani „Moratitą”, tylko mówią po prostu po nazwisku. Zawsze wspierali mnie jako wychowanka i młodego zawodnika, ale dziś podchodzą do mnie jak do normalnego kolegi.
Nie wiadomo tylko, jak młodego Hiszpana potraktuje Ancelotti. Czy – nawiązując do nazewnictwa sprzed lat – w grupie „Zidanes” znajdzie się miejsce dla jednego z „Pavones”. Morata – jak to ładnie ujmują Hiszpanie – prosi o miejsce w składzie krzykiem, ale w dalszym ciągu jest tylko wychowankiem. A tacy od dawna mają w futbolu najtrudniej.