Przeczytałem ostatnio ciekawy, bardzo obszerny wywiad. Głównego bohatera poznałem już dawno temu. Był nawet na moim weselu. Jedno trzeba mu oddać: ma w sobie jakiś urok. Choć raczej nie jest to urok rodem z angielskiego Windsoru, bardziej urok wędrownego gawędziarza. Można go słuchać godzinami, przy tym śmiać się i płakać równocześnie. Był wszędzie, zna wszystkich, wszystko wie. Pewnie jeśli miałbym wskazać jedną osobę, z którą spędziłbym resztę życia na bezludnej wyspie, wybrałbym Mirandę Kerr lub jego właśnie. Z żadną z tych osób nie sposób się nudzić.
Gdyby urodził się w czasach braci Grimm, raczej nie czytalibyśmy dzisiaj „Jasia i Małgosi” czy „Kopciuszka”. Prędzej coś w stylu: „Samotny rycerz-zbawca”, „Prosiaczek roztropek”, czy „Ostatni sprawiedliwy: wersja dziecięca”. Wszystko jego pióra.
Â
I choć delikatnie mówiąc, w wywiadzie jest parę nieścisłości, czyta się go z zapartym tchem. Teraz sformułowanie „przyganiał kocioł garnkowi”, nabiera nowego, dotąd niespotykanego wymiaru.
Â
Jesteś uroczy.
Â
* * *
Wiadomo, o czym chcielibyście czytać. Ł»ycie piłkarzy od kuchni. O czymś, o czym nie dowiecie się z gazet, telewizji czy nawet z Pudelka. Oczywiście nie będę zdradzał wszystkich tajemnic szatni. Ale z pewnością mogę opowiedzieć coś ciekawszego, niż zaproponuje wam poranna prasówka.
 Â
Jak pewnie wiecie, piłkarska brać lubi się dobrze zabawić (choć osobiście uważam, że imprezy piłkarzy są wyolbrzymiane). Tak samo bawią się siatkarze, koszykarze czy choćby nasi przesympatyczni skoczkowie, o czym nawet informowałÂ na swoim profilu na Facebooku pocieszny Piotrek Ł»yła. Jednak to piłka jest polskim sportem narodowym, więc i zainteresowanie piłkarskimi sprawami adekwatnie wysokie.
Â
Gdybym napisał, że byliśmy święci – skłamałbym. Nie byliśmy. Zdarzały się kulturalne kolacje przy winie, połączone z mniej lub bardziej merytoryczną dyskusją o piłce nożnej. Zdarzały się nasiadówki w saunie przy kilku piwkach, podczas których rozmowy schodziły już na inne, dużo bardziej banalne tematy. Były wyjścia do klubów, imprezy zamknięte, wkupne.
Ł»eby nie było nieporozumień: nie zawalaliśmy dni przed meczem. I w większości klubów, w których grałem, zawodnicy mieli świadomość tego, że powinni być profesjonalistami. Kadra, ligi zachodnie czy nawet nasza ekstraklasa. W większości przypadków mecz był świętością. Czasy, kiedy „Kowal” mógł wyjść na boisko prosto z imprezy, a i tak był najlepszy, już dawno minęły. Choć, jak to w życiu, pewnie zdarzały się wyjątki.
Â
Prawda jest taka, że piłkarze – jak wszyscy młodzi ludzie – chcą brać z życia jak najwięcej. Różnica jest taka, że zarabiają kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt razy więcej, niż ich rówieśnicy z innych dziedzin. Stwarza to oczywiście spore możliwości. Stwarza również zagrożenia.
Â
Jeśli masz 20 lat, a na twoje konto spływa co miesiąc kilkadziesiąt tysięcy zł/euro, może zakręcić się w głowie. Nie mówiąc o sytuacji, w której kwota ta jest dziesięć razy wyższa. Tyle zarabiał 22-letni Cavani na mocy pierwszego kontraktu podpisanego z Napoli. To tak jakbyś co miesiąc trafiałÂ szóstkę w totka. Potem jego pensja urosła jeszcze prawie drugie tyle. W PSG trafia szóstkę co tydzień.
Â
W Hereenveen miałem okazje grać z Serbem Mikim Sulejmanim. Po dobrym sezonie, w którym strzelił koło 15 goli, podpisał kontrakt z Ajaxem. Był to najwyższy indywidualny kontrakt w historii ligi. 1,5 miliona euro netto rocznie (jego agentem był wtedy Vlado Lemic – dziś doradca Romana Abramowicza). Chłopak miał 20 lat. Kumplowaliśmy się i jakiś czas jeszcze byliśmy w kontakcie. Później niemal słuch o nim zaginął, rozegrał tylko pięć meczów w poprzednim sezonie. Nie wytrzymał ciśnienia. Za szybko poczuł się królem życia.
Â
Jak pisywał Jan Izydor: brak okazji, odwagi, ochoty – powody niejednej cnoty. A że piłkarze przeważnie mają i ochotę, i okazję, a co więcej – możliwości, powyższy cytat nie ma w ich przypadku zastosowania.
Â
Wychodząc z założenia, że każdemu według potrzeb i przyzwyczajeń, w rożnych krajach/klubach wyglądało to inaczej. Włosi lubią siedzieć przy winie długimi godzinami, zaczynając kolację o 21, przy okazji zaczepiając wszystkie ładniejsze kobiety przechodzące obok.
W Holandii ulice wyludniały się o 18, a spotkania odbywały się w lokalach, jakby żywo przeniesionych z Dublina (nie mówię o Amsterdamie, to państwo w państwie). Grecy mieli w ogóle zwyczaj przesiadywać całe dnie w barach/pubach/ogródkach. Tylko napoje zmieniały się w ciągu dnia. W Anglii, cytując klasyka, czasami bywa wleczone. Oczywiście głównymi rozgrywającymi są Serbowie, Chorwaci, Rosjanie, Czesi. Wiem, że nas Polaków również miło wspominają. Choć akurat w Grecji, to Hiszpanie zamykali miejscowe dyskoteki. Co ciekawe, jedna z lepszych w mieście należała do prezesa klubu. I dopóki widział tam zawodników po wygranym meczu, wszystko było OK. Nawet czasem zdarzało mu się przyłączyć do zabawy. Z doświadczenia wiem, że kluby, w których – jak to się mówi – „jest klimat”, i w których panuje atmosfera „wzajemnego zrozumienia”, osiągają dużo lepsze wyniki. Jeśli kogoś lubisz, jeśli skoczyłbyś za nim w ogień w życiu, zrobisz to też na boisku.
Jak świat długi i szeroki, piłkarze się bawią. Z pewnością nie są to imprezy na miarę Freddiego Mercury’ego, ale Siara Siarzewski by się nie powstydził. Z pierwszej ręki wiem, że Franek Lampard czy Stevie Gerrard lubią zamknąć pewien znany klub w Londynie, wychodząc jako ostatni, nie zawsze w stanie gotowości treningowej. Kiedyś napiszę, jak dostałem zaproszenie na imprezę od Adriano po meczu z Interem do bardzo modnego klubu w Mediolanie. Właściwie nie ja, tylko kumpel z drużyny. Ja miałem okazje się załapać jako kolega kolegi (dobrze, że nie siedziałem dwa stoliki dalej, jak mawiał Oskar od „Chłopaków, którzy nie płaczą”). Jeśli więc wiemy, kiedy można, wtedy można, a nawet trzeba. W życiu trzeba się wyluzować, jak zwykł mówić „Laska”. Jeśli więc wolno Frankowi i Steviemu, niech i nam nie będzie zabronione.
Â
Nie chciałbym, żebyście odebrali ten wpis jako pochwałę nieprofesjonalizmu. Jestem od tego bardzo daleki. Po prostu, piłkarz to też człowiek. Jednak jeśli chcesz, żeby było ci bliżej do Ronaldo niż Adamiakowej, zabawa musi być dodatkiem do gry, a nie odwrotnie. Piłkarz profesjonalny to taki, który wie, kiedy i co mu wolno. Który wie, na co może sobie pozwolić, żeby nie ucierpiała na tym jego forma sportowa.
Â
Ł»yczę młodym adeptom futbolu, aby mieli okazje wesoło świętować osiągane przez siebie wielkie sukcesy.
Â
Â