Pierwsze podsumowania czas zacząć – jedenastka oczarowań pierwszych kolejek Ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

04 września 2013, 17:04 • 7 min czytania

W ostatnich sezonach większość z nich zawodziła. Wydawało się, że albo wszystko, co najlepsze, mają za sobą, albo są przereklamowani, albo… ogólnie szkoda na nich czasu. W pierwszych kolejkach nowego sezonu jednak niespodziewanie zabłyśli. Oto nasza jedenastka największych pozytywnych niespodzianek początku sezonu w Ekstraklasie. Negatywne już jutro…
TAKAFUMI AKAHOSHI

Pierwsze podsumowania czas zacząć – jedenastka oczarowań pierwszych kolejek Ekstraklasy
Reklama

Z wyborem najlepszego pomocnika pierwszych kolejek Ekstraklasy nie mamy żadnego problemu – nagroda wędruje do Japończyka. U Akahoshiego martwi nas tylko jedno… Te nieprawdopodobne, niebywałe, nieziemskie wahania formy. Nie ma tak, że raz zagra dobrze, raz źle. On tendencję wyznacza sobie na całą rundę. Jak świetnie wprowadził się do Ekstraklasy, tak (nie, nie napiszemy po raz 3535, że po przefarbowaniu włosów) wiosną wyrósł na jedno z największych rozczarowań. Znów przyszła jesień i co? I Akahoshi bawi się z przeciwnikami jak Rumuni z Furmanem i Dossą Juniorem. Jeśli podtrzyma taką formę, zaraz zgłosi się jakaś 2. Bundesliga czy inna Ligue 2 czy dół Serie A. To ostatni moment dla 27-latka, by zrobić w miarę poważną, międzynarodową karierę.

GORDAN BUNOZA

Reklama

Przez kilka ładnych sezonów uchodził za transferową wtopę. Totalnego drewniaka, dla którego obrót wokół własnej osi to „mission impossible”, nie wspominając o prostej żonglerce. Piłka w pole karne? Kiks. Rzut wolny? 30 metrów nad bramką. A może jakiś gol? Dajcie spokój. Galeria handlowa „Bonarka”? O, to, to! Taki obraz zostawił po sobie „Buni” po pierwszych trzech latach w Ekstraklasie. Ale sami piłkarze, co ciekawe, zawsze w niego wierzyli, sugerując, że to raczej zawodnik treningowy, który podczas ważnych meczów się spala, bo myśli o tysiącu rzeczy na raz. W bieżących rozgrywkach w końcu skupił się na boisku, Smuda – co wydawało się fatalnym pomysłem – przesunął go na bok obrony i nikt za początek sezonu nie powie na Bośniaka złego słowa. Momentami przypomina się Junior Diaz w świetnej formie.

PAWEف BUZAفA

Mówisz Paweł Buzała, myślisz… No właśnie, co myślisz? Niezłe balansowanie na linii spalonego? Szybkość? Zabawna-smutna mina po stracie piłki? A może brak skuteczności i ogólny chaos? Cechę numer cztery chyba można powoli zacząć wykreślać, bo choć „Buzi” sam podkreśla, że nigdy nie był killerem, to jednak w tym sezonie rekordowo często ma okazję wykrzykiwać nazwę naszego portalu. Cztery mecze, trzy gole. Nie wiemy, z czego to wynika… Może z doświadczenia? A może z faktu, że w końcu trafił na trenera, który mu zaufał? Jedno jest pewne. Buzała to w tej chwili jeden z najlepszych napastników Ekstraklasy i… Sorry, Paweł, ale nie świadczy to najlepiej o twoich kolegach po fachu.

MICHAف CHRAPEK

Podobno do błędu trzeba umieć się przyznać, więc… Tak, nie dostrzegliśmy w Chrapku żadnego potencjału, kiedy wracał do Ekstraklasy po wypożyczeniu w Kolejarzu Stróże. Tak, wydawał nam się kolejnym pseudotalentem ciągniętym na siłę za uszy w stylu Daniela Bruda i imponującym głównie… chaotycznością. Ale bądźmy uczciwi – Chrapek z sezonu 2013/14 to Chrapek inny. Lepszy. Dojrzalszy. Pewniejszy. Dokładniejszy. Ostoją pomocy Wisły miał się stać Ostoja Stjepanović, a nieoczekiwanie wyrósł na nią jej wychowanek, z którego Smuda – oddajmy mu to – wycisnął maksa. W dużej mierze to dzięki niemu (bo przecież nie dzięki Stjepanoviciowi) wiślacy nie płaczą już po Sobolewskim. Etatowy reprezentant U-21, czołowy pomocnik czołowej (przynajmniej na teraz) drużyny ligi. CV całkiem, całkiem…

PAWEف DAWIDOWICZ

Może przesadzamy, ale ten gość ma wszelkie predyspozycje, by stać się… najbardziej niedocenianym piłkarzem Ekstraklasy. Już teraz mamy wrażenie, że poświęca mu się pięć razy mniej uwagi niż Deleu, Grzelczakowi czy Buzale, a to „Hiena” – bo tak nazywają go koledzy – jest dla nas największym odkryciem w teamie Probierza. Młody defensywny pomocnik, o świetnych warunkach fizycznych, waleczny, dokładnie grający… Nie chcemy chłopaka zagłaskać, ale naprawdę, trudno dopatrzeć się u niego jakichkolwiek bardziej rażących wad. Obserwujemy go wnikliwie od pierwszego meczu i mimo szczerych chęci (śmiech), nie mamy się do czego przyczepić. Grunt tylko, żeby nie poszedł śladami Pietrowskiego, ale akurat Probierz chyba potrafi trzymać piłkarzy krótko.

ARKADIUSZ GفOWACKI

Skała. Najlepszy stoper ligi i to bez żadnych wątpliwości. Kto by pomyślał, że „Głowa” odbuduje się akurat u trenera, który postawił na nim krzyżyk i to przed najważniejszą imprezą w życiu? Arek został skreślony tuż przed Euro 2012, wydawało się, że w Wiśle czeka go tylko odcinanie kuponów i… przez moment rzeczywiście tak było. Głowacki, widząc do jakiego środowiska trafił, mógł tylko narzekać i apelować o transfery, ale po przyjściu Franza odżył, wreszcie omijają go kontuzje i gra, jak wtedy, gdy tworzył duet stoperów z Marcelo. Miejmy nadzieję, że to nie ostatni sezon w jego karierze, bo… jakoś nie uśmiecha nam się oglądanie pary Jovanović – Chavez, który tworzy taki monolit jak środek obrony Piasta.

HEROLD GOULON

Na pierwszy rzut oka – kulturysta, na drugi – ciężarowiec, na trzeci – murzyn z Zielonej Mili. Ale jak już dostanie piłkę do nogi, to widać, że jest to zawodnik, który na swój sposób przerasta naszą ligę. Na swój sposób, czyli biega trzy razy mniej i trzy razy wolniej, ale nad futbolówką panuje jak mało kto. I przez to opinie na temat Goulona są tak sprzeczne – jedni narzekają, że porusza się po boisku jak słoń, drudzy zachwycają się, że gra niezwykle inteligentnie, nigdy na alibi i praktycznie nigdy nie podaje do tyłu. My należymy do tego drugiego grona i nie możemy się doczekać, kiedy potężny Francuz złapie optymalną formę. Na razie, grając na pół gwizdka, wyrasta na najlepszego piłkarza Zawiszy.

PAWEف OLKOWSKI

Jak na swój wiek (23 lata), jest zbyt chimeryczny. Gdyby potrafił zagrać dwa sezony z rzędu na takim poziomie, jak ostatnio, to już dawno oglądalibyśmy go w Augsburgu czy innym Freiburgu. Niestety jednak Olkowski zbyt często znika i przy swojej pozycji ma spore problemy z dośrodkowaniami, czyli… jak Bereszyński. Z drugiej strony, podobnie jak zawodnik Legii, Paweł też potrafi z dużą lekkością przedostać się pod bramkę rywala. Nie bazuje jednak na takim gazie i harówce jak BB, ale prędzej na swobodnym dryblingu, balansie i… współpracy z Nakoulmą. Mamy wrażenie, że najbliższe mecze i ogólnie cała jesień mogą zdecydować o jego przyszłości. Czy stanie się zwykłym solidnym ligowcem, czy realnym kandydatem do reprezentacji i wyjazdu na Zachód. Po ostatnich spotkaniach – skłaniamy się ku temu drugiemu wariantowi.

MARCO PAIXAO

Jeśli każdy obcokrajowiec trafiający do naszej ligi musi mieć jakiś wrodzony lub nabyty feler, to w przypadku Paixao byłaby to skuteczność. Gdyby Portugalczyk wykorzystywał, powiedzmy, trzy czwarte swoich sytuacji, to może w końcu ktoś rozstrzelałby się w tej lidze jak Rudnevs. Marco dochodzi do nich z olbrzymią łatwością, jest naprawdę dobrym piłkarzem, większość „skillów” ma na przynajmniej niezłym poziomie – to wszystko spokojnie powinno wystarczyć, by były zawodnik rezerw Porto podbił Ekstraklasę. I prawdopodobnie tak się stanie, przeciwskazań nie widzimy, chyba że wciągnie go wrocławski „nightlife”. Kilku zawodników już w nim przepadło. Diaz, Mouloungui… Na razie pobyt Paixao w Polsce najlepiej podsumowują liczby. 12 meczów / 9 goli. Jakieś wątpliwości?

JAKUB RZEٹNICZAK

Piłkarz, dla którego bycie zapchajdziurą przestało być przekleństwem. Przed sezonem wydawało się, że stoi na straconej pozycji. Bereszyński był w znakomitej formie, do Legii trafił niezły Broź i jeśli kogoś typowano do odstrzelenia, to najprawdopodobniej „Rzeźnika”. Urban wepchnął go jednak na pozycję, gdzie konkurencja pozornie była największa i Kuba złapał życiową formę. Nie licząc meczu ze Steauą, spisywał się znakomicie i powołanie do reprezentacji było kwestią czasu (nie tylko dlatego, że dziś trafia do niej byle kto). Rzeźniczak świetnie wykorzystuje nawyki z prawej obrony, rzadko popełnia błędy i na tle Dossy Juniora (nie wspominając o Cichockim) wygląda jak profesor. Teraz czeka go pewnie mały dylemat… Czy przedłużyć kontrakt z Legią i zapuścić w Warszawie korzenie, czy ruszyć za granicę? Liczymy, że… nie będzie minimalistą.

EDUARDS VISNAKOVS

Na tę chwilę – najlepszy napastnik ligi. I to nie tylko na zasadzie, że na bezrybiu i rak ryba. Visnakovs – po pierwszych kilku kolejkach można już to stwierdzić – ma wszystko, by wciągnąć tę ligę nosem. Tu już nie chodzi o samą skuteczność, ale o umiejętność uwolnienia się od obrońcy. Grę tyłem do bramki, wzięcie na plecy stopera, sam „odjazd”… Widzieliście, jak w ostatniej kolejce łotewski dryblas urwał się Baranowi? Naprawdę, rzadko spotykany widok w Ekstraklasie, by tak wysoki napastnik ze stratą tylu metrów tak uciekł obrońcy. Można się z Widzewa nabijać, że bierze zawodników z łapanki, a na testy wszedłby nawet Pistorius, ale z Visnakovsem na razie strzelili w dziesiątkę. Mariusz Stępiński miałby spory problem z miejscem w składzie.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama