Po wybitnych meczach mówili, że jego gra jest jak „turecki jedwab o niemieckim wykończeniu”. Tych dwóch od tiki-taka w kuluarach twierdziło, że był jedynym piłkarzem Realu spełniającym ich wyrafinowane kryteria geniuszu. Najlepsza „10-tka” Los Blancos od czasów Figo odeszła właśnie do Arsenalu. Mesut Oezil zostawia po sobie rekordowe w historii klubu 45 milionów euro, ale i tysiące zdruzgotanych fanów jego nieprzeciętnego talentu. Oni wciąż nie mogą dojść do siebie, nie dociera do nich, że bezlitosny rynek wycenił Oezila na połowę mniej niż Bale’a. Kiedy w ostatnim dniu okienka transferowego wybuchła bomba z Oezilem, człowiek w szoku pytał: Kto i dlaczego do diabła ją podłożył?
Real nie jest i nigdy nie był klubem, który zarabia na transferach. Tego lata, po raz pierwszy w historii, Realowi udało się uzbierać ze sprzedaży piłkarzy ponad 100 milionów euro. Do tej pory, jeżeli ktoś z Madrytu odchodził, to zawsze z podkulonym ogonem i łatką „fracasado” (przegranego). Lista „wielkich niespełnionych”, choć niektórych odrodzonych, jest długa: Robinho, Anelka, Robben, Owen, Sneijder, Kaka… Oezila na niej nie ma. On w Madrycie, z obiecującego talentu kupionego z Werderu Brema za 15 milionów euro, w trzy lata stał się najdroższym ofensywnym pomocnikiem świata. Numero Uno.
W Hiszpanii o piłkarzach takich jak Mesut mówi się „los peloteros”, co pod polskim trzepakiem (przynajmniej tym moim) przetłumaczyłoby się jako „grajcar”. Nienaganne prowadzenie piłki, niespotykana u szablonowego niemieckiego piłkarza lekkość ruchów i zwodów, szósty zmysł, jeżeli chodzi o konstruowanie akcji w ofensywie. Talent do kwadratu. Oezil to jednak przede wszystkim „pase de la muerte” – ostatnie, śmiertelnie podanie. Majstersztyk. 85 takich podań Mesuta piłkarze Realu zamienili na gole – 27 z nich Cristiano Ronaldo. To najważniejsze, Oezil wyczarował w taki oto sposób: zaczyna na środku boiska, po czym schodzi na prawe skrzydło, pauza, dwie, trzy sekundy, Busquets traci kontrolę nad kryciem w środku pola i następuje odegranie piłki. To asysta przy bramce Ronaldo, która w kwietniu 2012 dała Realowi zwycięstwo 2:1 na Camp Nou nad Barcą. Oezila okrzyknięto jednym z ojców „Liga de los Records” (100 punktów i 121 goli).
Bernabeu oczekiwało, że Mesut zawsze już będzie ich „Czarodziejem z Krainy… Oz”. Niestety, w tym jego piłkarskim malarstwie dzieła sztuki (zagrania piętą przy golach Benzemy z Ajaksem i Ronaldo na El Madrigal z Villarreal), przeplatały się kiczami. Frajersko zaprzepaszczone sytuacje „sam na sam” w rewanżu z Borussią Dortmund i finale z Atletico Madryt kosztowały Real awans do finału Ligi Mistrzów i wygraną w Pucharze Króla. Jednego dnia „Genio” (geniusz), następnego „Vago” (leń) – podsumowały grę Oezila hiszpańskie media. Bardziej jednak niż za brak stabilności na najwyższym poziomie, krytykowano Niemca za sposób, w jaki się prowadził. Nocny tryb życia piłkarza odciskał na nim swoje najszkodliwsze piętno. W „zona noble” (tak przenośnie mówi się o loży VIP-ów na Bernabeu) popularne stało się powiedzenie, że „70 kilogramów Oezila o piątej nad ranem w Marmarze (nocny lokal, 100 metrów od stadionu Realu), to nie to samo, co 70 kilogramów Roberto Carlosa w Marmarze o siódmej nad ranem”. Niedospany, z zaburzoną dietą i kilkoma gin tonikami wymalowanymi na twarzy – wizytówka Oezila z początku poprzedniego sezonu. Mou posadził Niemca na ławie. W ramach odwetu, Sergio Ramos w meczu z Deportivo La Coruña założył pod swoją koszulkę trykot Oezila. Dziś obrońca Realu twierdzi, że „jeżeli miałby się kogoś pozbywać z Realu, to Mesut byłby jednym z ostatnich na jego liście”.
Wiosną Mesut wrócił do wysokiej formy. Tak szybko, jak tylko ustabilizował grę, Mustafa Oezil był już w biurze Jose Angela Sancheza (dyrektor marketingu Realu, prawa ręka Florentino Pereza). Tata Mesuta, w ostatnich dwóch latach stał się najwytrwalszym, obok papy Higuaina, ojcem, walczącym o podwyżkę dla swojego pokrzywdzonego syna. Oezil zarabiał w Realu 4,5 miliona euro netto rocznie. Stanowczo za nisko, jak na piłkarza, który każdy sezon kończy z kilkunastoma asystami. Dwa miliony mniej niż Ramos i Casillas, sześć milionów mniej niż Kaka i Ronaldo. Rozbój w biały dzień. Mustafa w czerwcu zażądał więc od Realu drastycznej podwyżki dla Mesuta. Policzył, oszacował i wymyślił sobie pensję na poziomie Cristiano. Real oczywiście go wyśmiał. W lipcu sympatyczny Mustafa zszedł z żądaniami do 9 milionów. Real wyśmiał go jeszcze bardziej. Arsenal zapłaci Oezilowi 7,5 miliona euro za sezon.
Gwóźdź do trumny Mesuta w Realu wbił ostatecznie Carlo Ancelotti. Lekki, techniczny, nigdy siłowy styl gry Niemca pasował idealnie do opartej na długim posiadaniu piłki taktyce nowego trenera Realu. Mesut w geometrii taktycznej Włocha, tych jego trójkątach i rombach, miał pełnić kluczową rolę. Co się więc stało? Pod koniec lipca Ancelotti zwołał w Valdebebas specjalne zebranie czołowych ofensywnych piłkarzy Realu (poza Ronaldo): Modrić, Di Maria, Isco, Oezil, Kaka i Benzema. Carletto polecił wszystkim najwyższy stopień koncentracji, maksymalne zaangażowanie na treningach i meczach sparingowych, coś, czego niektórym z nich zabrakło w najważniejszych meczach poprzedniego sezonu. Oezil przesłania nie zrozumiał lub zrozumieć nie chciał. Kiedy połowa Madrytu odliczała dni, żeby zobaczyć „creme de la creme” nowego Realu – Niemca grającego w pierwszej jedenastce u boku Isco, okazało się, że Mesut przegrał rywalizację z młodszym o 4 lata Hiszpanem. Przegrał też z Di Marią. Jednoosobowy bilet o pozostanie w Realu wygrał Argentyńczyk. Zdaniem Ancelottiego za „większą uniwersalność w systemie 4-3-3, wypruwanie sobie płuc na treningach i przede wszystkim, za reakcję na bycie tym dwunastym w drużynie”. Dwa pierwsze mecze sezonu dobitnie to potwierdziły. Kiedy do Florentino Pereza zadzwonili z Arsenalu, prezydent Realu miał już opinię Carletto na biurku. Dobito targu. Z jednej strony – finansowe mistrzostwo świata, z drugiej – uspokojone sumienie społeczne, oburzone kosztem transferu Bale’a. A i upierdliwy Mustafa przestanie się szwendać po korytarzach.
Oezil był murowanym kandydatem Florentino do zdobycia w niedalekiej przyszłości Złotej Piłki. Zakończył karierę w Realu, jako rezerwowy w meczu z Athletic Bilbao. Kilka dni wcześniej na konferencji prasowej zaklinał dziennikarzy, że z Madrytu nigdzie ruszyć się nie zamierza. Zaklinał po niemiecku (może, dlatego nikt mu nie uwierzył). Hiszpańskiego, podobnie jak Khedira, nawet nie spróbował się nauczyć. Nie zaadaptował się? Przecież w szatni był lubiany. Cóż, kolejny zaszyfrowany indywidualista. Kolejny z syndromem Deyny.
***
Liczba tygodnia: 1,5 miliarda euro
Tyle, od 2002 roku, Real Madryt wydał na zakup 54 piłkarzy. 11 lat i wciąż bez „Decima”, bez dziesiątego Pucharu Europy.
Cytat tygodnia:
„Zrobiłem w Realu wszystko, co było w mojej mocy” – Kaka po transferze do Milanu.
Plotka tygodnia:
Messi wdaje się w dyskusję z sędzią, bijatykę z Filipe Luisem z Atletico, Argentyńczyk ma skwaszoną minę, generalnie jest jakiś przytłumiony? Zdaniem dziennikarzy Cuatro (Kanału Czwartego, należącego do Mediaset Berlusconiego), Leo przestał się dogadywać ze „świętymi krowami” szatni Barcelony. Jest ich czterech, ale tylko z jednym Messi ma naprawdę na pieńku. Z tym najbardziej potulnym, z tym, kogo nigdy byście nie podejrzewali o wzięcie do ręki łapki na muchy…
PS Oby po transferze Bale’a, Madryt znowu został pępkiem świata. Oby w sobotę w Buenos Aires MKOl wybrał kandydaturę Madryt 2020. Do trzech razy sztuka, tym razem musi się udać. Miasto potrzebuje tych igrzysk. „Cruzad los dedos” – trzymajcie kciuki.
RAFAŁ LEBIEDZIŁƒSKI
z Hiszpanii
Twitter: @rafa_lebiedz24