Waldemar Fornalik zanotował klasyczny hat-trick. Najpierw powołał jednego kontuzjowanego napastnika, później zastąpił go innym kontuzjowanym, a na sam koniec przywalił z grubej rury: na zgrupowanie kadry wezwał Pawła Brożka! Tak, tego samego Brożka, który po dwóch straconych latach powoli zaczyna wychodzić na prostą. Na razie efekty tego wychodzenia są następujące: jeden gol z rzutu karnego, ani jednego z gry. Kto był następny w kolejce? Irek Jeleń?
Cztery występy w ekstraklasie i jeden strzał z jedenastu metrów wystarczył, by Fornalik właśnie tego zawodnika uznał za snajpera w tych okolicznościach kadrze niezbędnego do obsadzenia ławki. Przy całym szacunku dla ligowych występów Brożka, poważniej by to wszystko wyglądało, gdyby pan WF nie powołał nikogo, niż miał powoływać akurat wiślaka. To kompletne deprecjonowanie reprezentacji – która się wprawdzie sama deprecjonuje na boisku, ale żeby jeszcze pogrążał ją tak spektakularnie selekcjoner?
Czym teraz zasłużył Brożek na reprezentację? Cóż – po prostu jest. A dzisiaj – wystarczy być.
Panie Boniek, kończ pan wreszcie kabarecik, bo każdy mecz z tym selekcjonerem to strata cennego czasu. Eliminacje już przerżnął, teraz jeszcze facet katuje nas wszystkich psychicznie, podczas gdy nowy trener mógłby powoli poznawać drużynę i zaprowadzać własne porządki. Fornalik jest na swoim stanowisku tak nieporadny i tak zagubiony, że jeszcze ze dwa miesiące, a nie odnajdzie nawet drogi powrotnej do Chorzowa – na czym przecież wszystkim zależy.
fot. FotoPyK