Na boiska Serie A najbliżej z Chorwacji. Od Rumunów biorą chętnie i prawie wszędzie, bo kryzys. Z kolei grając w Czechach, łatwo wyhaczyć Bundesligę, a najkrótsza droga do wyśnionej Premier League wiedzie wcale nie przez duńskie cieśniny, a z obowiązkowymi przystankami w Kopenhadze i pobliskim Farum, gdzie swoją siedzibę ma drużyna Nordsjaelland. Dziesięć lig, sąsiadujących ze sobą i geograficznie, i w ligowym rankingu UEFA – przemaglowane wzdłuż i wszerz. Tyle razy już powtarzaliśmy, że Ekstraklasa jest piłkarskim zaściankiem Europy, aż wreszcie – wraz z końcem letniego okienka transferowego – nadszedł czas, by odkryć karty i powiedzieć: sprawdzam.
Jeszcze kilka dni temu zawzięcie porównywaliśmy mistrza Polski do najlepszej drużyny Rumunii,. Ł»e przecież gramy tylko ze Steauą, lekkim faworytem, nic więcej. Ł»e ten Bourceanu to rzeczywiście najwyżej ciut zdolniejszy od naszego kapitana, tego za milion euro, a na dodatek nasz lepszy w powietrzu. Bo przecież skoro tyle Rumun umie, to by w końcu tę mamałygę z Bukaresztu zamienił na przysłowiowe ślimaki przy Les Champ Elysees nie tylko przy okazji sezonu urlopowego. Ale daliśmy się nabrać. Po prostu mierzymy wszystkich naszą, polską miarą – jeśli masz byle jaką ofertę i zastanawiasz się, czy sprzedać, nie zastanawiaj się i sprzedaj. No, chyba że propozycję dostarczono za pośrednictwem adresu mailowego rodzimego klubu. Wtedy to nie, konkurenta nie wzmocnimy za żadne skarby.
W większości z dziewięciu pozostałych lig, które wzięliśmy pod lupę, wewnętrzne transfery gotówkowe, choć rzadsze – w porównaniu chociażby do poprzedniego dziesięciolecia – wciąż stanowią kluczową część rynku. Jedni dają zarobić drugim, czyli bogaci chętnie płacą biedniejszym, a ci za swoich najzdolniejszych wychowanków nie rzucają kwot z księżyca. Do tego wypożyczenia, liczone w dziesiątkach. I jakoś to wszystko się kręci. Nasze kluby natomiast kombinują, jak przytulić gościa z kartą na ręku, przy okazji omijając jego menedżera, a temat ogrywania młodych – nie tylko swoich, ale również tych niemieszczących się w składach ligowego topu, mimo że tak nagłaśniany w mediach, przerabiany jest równie chętnie, co obalenie komunizmu na lekcjach historii w liceum. Zazwyczaj brakuje czasu…
Popatrzmy kto, jak, za ile i dokąd sprzedaje, bo w ten sposób najprecyzyjniej określimy nasze współrzędne na piłkarskiej mapie Europy. My kontra nasi sąsiedzi w rankingu. Liczymy wyłącznie transfery z minionego lata, te wychodzące do najwyższych lig w Anglii, Hiszpanii, Niemczech, Włoszech, Francji oraz Rosji, a więc creme de la creme, specjalność zakładu w fabrykach chorwackich, serbskich czy ostatnio – podobno nawet polskich. Podobno?
Z ziemi polskiej do włoskiej
Skoro już patetycznie nawiązujemy do słów hymnu, to rzeczonego Dąbrowskiego należałoby zastąpić Kołakowskim. Jarosławem Kołakowskim, który w tym okienku sprawił, że niesłynący ze zdecydowania Paweł Wszołek w Genui poczuł się swobodniej, niż pół roku wcześniej w Hannowerze, za milion euro w Romie umieścił Łukasza Skorupskiego, a rzutem na taśmę – w takim transferowym Fergie Time – przepchnął Tomasza Kupisza z Białegostoku do Werony. – Jaka jest specyfika transferów z Ekstraklasy do Serie A? – Nie chciałbym pokazywać palcami, bo dziwnie tak w swoim kierunku – w taki sposób kilka dni temu Kołakowski żartował na antenie Orange sport.
O dziwo, tego lata kosza Ekstraklasie dali Niemcy, którzy dotąd wdzięcznie przejmowali naszych najlepszych napastników – od Lewandowskiego począwszy, przez Rudniewa i Sobiecha, a na Miliku skończywszy. No, ale kogo teraz mieli zabrać? Demjana czy Ślusarskiego?
W Czechach mało, ale konkretnie
W ostatnich miesiącach nasi zachodni sąsiedzi zagięli parol na Gambrinus Ligę. Nie biorą do siebie hurtem, za to dokładnie przeglądają co lepsze modele, płacąc za nie naprawdę godnie. Dość powiedzieć, że za wychowanka Victorii Pilzno, 23-letniego Vladimira Daridę, Freiburg bez wahania wyjął ponad cztery miliony euro, a Eintracht Frankfurt za niewiele mniej sprowadził ze Sparty Praga dwa lata młodszego Vaclava Kadleca. Obaj rozwojowi, z obyciem w Europie, choć przeczucie podpowiada nam, że gdyby brali ich od nas, to raczej za dwie bańki mniej, od łebka. Taka jest cena opinii, jaką Czechom w Europie załatwili piłkarze Victorii. Jeśli w dwumeczu Ligi Europy przewozisz Napoli z Cavanim i Hamsikiem w składzie aż 5:0, to przy negocjacjach masz prawo krzyknąć więcej, niż gdy odpadasz z Ł»algirisem, prawda?
Pojedyncze sukcesy na arenie międzynarodowej trzeba jednak wyraźną, nawet bardzo wyraźną kreską oddzielić od kryzysu, który już długo przeżuwa czeski futbol. Gambinus Liga nie wysłała nikogo do Anglii, Hiszpanii, Francji czy już nawet tej Rosji, którą dokleiliśmy trochę na doczepkę, żeby docenić specyficzną, ale zauważalną nie tylko w sumach transferowych pogoń za najlepszą piątką. Wypożyczenie Chorwata Manuela Pamicia do Chievo i szykowana po kosztach przeprowadzka Nicolasa Sumsky’ego do Parmy to nie są szczególne powody do dumy. Tyle że wciąż mogą się pocieszać – jakby źle nie było, i tak są kilka lat świetlnych przed Słowakami. Bo tam, rzeczywiście – prawie pustynia…
Słowacja dogorywa, chlubnym wyjątkiem Trenczyn
Pamiętacie, jak kilka lat temu Artmedia Petrzalka była w grupie Ligi Mistrzów? Dziś dryfuje, stała się w zasadzie klubem półzawodowym, bez perspektyw na lepsze jutro. To symbol. Ludzie oglądają na przemian hokej, Hamsika i Skrtela, a reszta jest nieważna. Frekwencja niczym w Ząbkach, stadiony w stylu retro, w najlepszym wypadku socrealizm rodem z Chorzowa. A piłkarze? Zero jakiegokolwiek ruchu do najlepszych lig, poza Norbertem Gyomberem, który trafił do Catanii, gdzie jest piłkarzem numer 49. Najzdolniejszy, niespełna 21-letni Lukas Pauschek za pół miliona euro zwiał ze Slovana Bratysława do Sparty Praga. Ktoś zasilił drugą drużynę Ajaksu, następny wyjechał na Ukrainę. W zasadzie jedynym światełkiem w tunelu jest klub z Trenczyna.
Tomasz Pasieczny, jeden z dwóch Polaków z papierem FIFA Master, wspomina czasy, gdy pełnił rolę dyrektora sportowego Cracovii. – Podpatrywaliśmy Trenczyn, bo to wyjątek w skali naszej części Europy – tłumaczy. – Za wszelką cenę grają piłką, zresztą w ten sposób szkolą swoich juniorów, czyli dokładnie tak, jak starają się to robić przy Kałuży. No i świetnie wykorzystują know-how prezesa Tschena La Linga, przed laty legendy Ajaksu. Mają w składzie wybitnie niedoszacowanego Aldo Baeza, a ostatnio sprzedali do Kopenhagi Fanendo Adiego, za którego pieniądze wzięli już drugi raz, bo jakiś czas temu sprzedali go do Metalurgsa Donieck. Warto na ten klub zwrócić uwagę – podkreśla Pasieczny. Potężnie zbudowany napastnik Adi w Corgoń Lidze uchodził za gwiazdę, w trzech meczach tego sezonu strzelił siedem goli. Kopenhaga po sprzedaży Andreasa Corneliusa chciała go tak bardzo, że pozwoliła na debiut zanim w ogóle z Trenczyna dotarł certyfikat…
Duńska liga inaczej niż reprezentacja
Właśnie. Kopenhaga, Cornelius… – Nie sugerujcie się tym, że słabo zaczęli sezon. Cardiff dało za niego prawie dziesięć baniek euro, na ławce tego dyktatorka zamienił trener Solbakken. Wrócił tam, gdzie czuje się najlepiej – zaznacza na wstępie Arkadiusz Onyszko, który momentami wręcz szydzi z tego, że duńska piłka ma w Polsce opinię co najwyżej takiej sobie. – Wyższy poziom niż w Ekstraklasie, to nie ulega wątpliwości. Tyle tych punkcików nazbierali, że mistrz Danii od razu gra w grupie Ligi Mistrzów, a druga drużyna jest w eliminacjach. Poza tym Anglicy uważają, że jeśli ktoś poradzi sobie w Superligaen, to uda mu się też u nich. Mentalność… – wyjaśnia były bramkarz Viborga. W tej opinii wtóruje mu menedżer Marcin Lewicki. – Na każdym meczu jest po kilkunastu ludzi z Wysp. Piłkarze są dobrze przygotowani fizycznie, znają języki, poza tym Duńczycy i Szwedzi, Norwegowie zresztą też, mają doskonałe rozeznanie na rynku afrykańskim. Są takim przedsionkiem przez wielką piłką. Ale to Duńczycy mają najsilniejszą ligę.
Gdyby spojrzeć na tabelę, trzy najbardziej uznane firmy – Kopenhaga, Nordsjaelland i Broendby -zgodnie okupują dolne rejony. – Co do tych ostatnich, to niedawno wklepali im karę, jakieś 25 milionów koron, czyli ponad 12 milionów złotych, za nieuregulowane wypłaty. Tam jak coś podpiszesz, to hańbą jest później tego nie wypłacić – zwraca uwagę Onyszko. A transfery? Tylko w dwóch kierunkach. Drożsi do Premier League (Cornelius, Jores Okore, Nicklas Helenius – w sumie za 15,7 milionów euro), natomiast nieco lżejsi finansowo – do Francji (Martin Braithwaite, Mads Albaeck, Jesper Hansen – 2,9 mln euro). Skąd tak ogromne kwoty? Onyszko ma gotową odpowiedź. – Ponieważ są młodzi i już ograni w Europie, do tego grają w reprezentacji. Te trzy aspekty, zespolone, windują cenę niesamowicie. Według mnie nie ma czegoś takiego, jak kryzys duńskiej piłki. Może i kadra nie ma wyników, choć na wielkie turnieje przecież ciągle się łapie, za to kluby robią naprawdę wielkie rzeczy.
Skandynawia według przetartego szlaku
Przy okazji tematu jakości skautingu na Czarnym Lądzie, Lewicki wspomniał o Szwecji i Norwegii. I rzeczywiście, obie ligi rok w rok dostarczają piłkarzy, którzy radzą sobie na Wyspach lub w Niemczech, natomiast na rodowitych Wikingów największy popyt jest w Holandii, ewentualnie we Francji. Tuż przed meczem z Legią, Molde sprzedało do Heerenveen wychowanego w Manchesterze United Magnusa Wolfa Eikrema, a rok wcześniej z Rosenborga, z którym wówczas mierzyli się warszawianie, podobną drogę, tyle że do AZ Alkmaar, pokonał inny rozgrywający, Markus Henriksen. Tego lata Sunderland zapłacił niecałe dwa miliony euro za Davida Moberga Karlssona, 19-letniego napastnika, który w Allsvenskan trafił dwa razy w dziesięciu meczach. Ł»aden wirtuoz, Mariusz Stępiński nie powinien mieć kompleksów.
Co jeszcze? Tarik Elyounoussi za duże pieniądze, bo za 3,2 miliona euro, przeszedł z Rosenborga do Hoffenheim, co ciekawe zarobiwszy w ten sposób dla norweskiej Tippeligaen spore pieniądze już drugi raz. Pięć lat temu Fredrikstad zgarnął za niego bańkę więcej, gdy zgłosiło się Heerenween. W przedostatnim dniu okienka bardzo ciekawy transfer przyklepało Lazio. Mowa o Etricie Berishy, ekscentrycznym Albańczyku z Kosowa, który minione kilka sezonów spędził w Szwecji, a zasłynął z faktu, że jako bramkarz chętnie wykonuje rzuty karne. Rzymianie dosłownie sprzątnęli go sprzed nosa Chievo. Na koniec – najdroższy piłkarz, opuszczający latem Skandynawię. Angielskie Bournemouth (Championship) wydało aż 4 miliony euro na Tokelo Rantiego z Malmoe. Sami nie wiemy, czy stylem gry bardziej przypomina nam Chinyamę, czy Nakoulmę… Tak czy inaczej – przepłacony i to grubo.
Chorwaci wygrali na Unii Europejskiej
Dinamo Zagrzeb, czyli ekskluzywne piłkarskie delikatesy. Ceny razy trzy, ale data ważności długoterminowa, a i z jakością co najmniej solidnie. Latem odeszli Sime Vrsalijko, Tin Jedvaj (17 lat – za 5 milionów euro do Romy), a także bramkarz Ivan Kelava, który zluzował miejsce Sandomierskiemu. Cała trójka do Włoch. Łącznie Dinamo wzięło za nich dyszkę, w europejskiej walucie. To dużo czy mało? Zależy, ale gdyby ostatecznie już teraz skuteczniej pohandlowali Alenem Haliloviciem, wynik byłby razy dwa i pół, bo właśnie tyle był gotów dać za niego Andre Villas-Boas. No, ale nie tylko mistrzowie Chorwacji są bogatsi. Udane wakacje po drugiej stronie Adriatyku spędziło kilku dyrektorów sportowych z Serie A, którzy przewertowali rynek i wybrali pięciu kolejnych zawodników z pozostałych, znacznie mniejszych klubów.
Fiorentina bez mrugnięcia okiem wyłożyła żądane 4,5 miliona za Ante Rebicia, napastnika RNK Split, który błysnął w kadrze młodzieżowej, a Udinese wcale nie patrzyło, że to Slaven Belupo, kiedy wymieniali półtorej bańki na Igora Bubnjicia. Z dziewięciu piłkarzy, którzy opuścili Chorwację, tylko jeden – Stipe Perica (za 2,4 miliona do Chelsea), obrał inny kierunek niż liga włoska. – Włosi zawsze chcieli mieć ich u siebie i w końcu mogą brać bez ograniczeń – mówi Lewicki. – Początek okienka akurat zbiegł się z wejściem Chorwacji do Unii Europejskiej, a to spowodowało, że teraz omijają nie tylko przeciwników, ale też limity Między innymi dlatego chętniej niż jeszcze kilka lat temu do Serie A czy B biorą Polaków – dodaje. Cóż, w tej kwestii i oni, i my mamy porzewagę na przykład nad… Serbami.
Z Serbii wyjeżdżają coraz młodsi. Serbska Benfica
Przyjęło się, że chcąc pozyskać nastolatka ze stemplem jakości Partizana, bez kilku milionów nie ma co zasiadać do stołu. To faux pas, wręcz zbrodnia na transferowej etyce. – Jakiś czas temu Anglicy oceniali jakość szkolenia i Partizan wyprzedził chorwackie Dinamo – twierdzi Aleksandar Vuković. Zdaniem wychowanka Czarno-Białych, słabsze wyniki serbskich klubów na kontynencie wynikają z tego, że w pierwszym składzie grają coraz młodsi zawodnicy. – Kiedyś, zanim wyjeżdżali, najpierw grali w Serbii te trzy-cztery lata, a skoro tak szybko opuszczają kraj, to logiczne, że muszą szybciej zacząć. Partizan na nich stawia, bo wie, z czego później będzie miał pieniądze. A kupcy płaciliby jeszcze więcej, gdyby reprezentacja miała wyniki na przykład na miarę Chorwatów – zaznacza były kapitan Legii.
No dobra. Skoro sąsiedzi zarobili latem dwadzieścia milionów euro za transfery do czołowych lig Europy, to ile wpadło do dziurawej kieszeni rodaków Vukovicia? Piętnaście? Dziesięć? Dokładnie 2,3 miliona. Dobrze postawiliśmy przecinek, naprawdę. Ktoś odszedł do Tuluzy, inny do Torino, następny za frytki do Villarreal. Jak to możliwe? W minionym okienku serbskie talenty rozkupili do spółki Portugalczycy z Belgami, a nie kluby z Anglii, Włoch czy Niemiec. Benfika, mimo ogromnego długu i kolejki wierzycieli, zrzucając się z kilkoma funduszami, wysupłała na Lazara Markovicia aż dziesięć milionów euro! Połowę tej sumy za jego przyjaciela, Aleksandara Mitrovicia dał Anderlecht, który dołożywszy kolejne trzy bańki, wziął mu do towarzystwa Lukę Milvojevicia z Crvenej Zvezdy. – Swietna decyzja chłopaków. Poszli do klubów, w których okrzepną i które przygotują ich do gry wśród najlepszych z najlepszych. Są jeszcze bardzo młodzi, dlatego lepiej piąć się krok po kroku. O ich klasie świadczą te zera – zapewnia Vuković. W pierwszym zespole z Estadio da Luz, Serbów jest sześciu.
W Rumunii prawo Kaduka
Zer nie brakuje również, gdy spoglądamy na transfery wychodzące z Rumunii. Wydawałoby się, że to wszystko ze względu na kryzys, który przez ostatnie dwa lata tąpnął całą gospodarką. Rapid Bukareszt leży i kwiczy na zapleczu Liga 1, Vaslui od dawna balansuje na krawędzi bankructwa, złota era Cluj jest już wspomnieniem z przeszłości, a Unirea Urziceni, którą jeszcze nie tak dawno Dan Petrescu wprowadzał do Ligi Mistrzów, została rozwiązana, jak gdyby nigdy nic. Tylko że te kluby sprzedawały za garść miedziaków. Prawdziwe pieniądze zarobiły w zasadzie tylko kierowana zza krat przez Gigiego Becaliego Steaua oraz atakujący z drugiego szeregu Petrolul. Razem nastukali ponad 15 milionów euro, czyli trzykrotnie więcej, niż cała Ekstraklasa…
Vlad Chiriches kosztował Tottenham niecałą dychę, napastnika Raula Rusescu – jak to Raula – przechwycili Hiszpanie z Sevilli, w zamian za 2,5 miliona. Petrolul natomiast powielił wzorzec Legii i skumplował się z właścicielem Tereka Grozny, do którego wypchnęli duet Gheorge Grozav – Jeremy Bokila. Co ciekawe, obaj trafili do rumuńskiego pucharowicza latem zeszłego roku, by po sezonie zarobić dla klubu na czysto ponad trzy bańki. Cenna to przyjaźń… Pół ligi, w tym praktycznie wszyscy perspektywiczni zawodnicy, należy do stajni Anymarii Prodan, żony trenera Steauy, tej, która za wyeliminowanie Legii obiecała mu dziecko. Jeśli ktoś w Liga 1 wyrasta ponad stan, to w przyspieszonym trybie staje się podopiecznym Laurentiu Regencampfa. Nicolae Stanciu, Fernando Varela, Pantelis Kapetanos, Ionut Neagu czy Florin Nita mogą potwierdzić.
Jak skrzydłowego, to z Bułgarii
A w sąsiedniej Bułgarii – dramat. Słabo gra reprezentacja, kluby nie mają wyników, pieniądze przewidziane w budżetach wędrują w szarej strefie, a z federacją kłócą się ci, którzy ten mocno nadszarpnięty wizerunek piłki akurat mogliby poprawić, czyli gwiazdy sprzed lat – już nie tylko krnąbrny Christo Stoiczkow, lecz również Stlijan Petrow czy Dymitar Berbatow. Następuje zmiana warty, o czym świadczy średnia wieku bułgarskiego ligowca. Ta, w porównaniu do 2008 roku, obniżyła się aż o dwa lata! Efektem tej polityki jest trochę niższy poziom rozgrywek, jednak z drugiej strony – uzyskują większe kwoty za sprzedawanych piłkarzy.
Najlepszy piłkarz A Grupa, 21-letni Georgi Milanow właśnie przeniósł się za 3,4 miliona euro z Liteksu Łowecz do CSKA Moskwa. W zeszłym sezonie do dziewięciu asyst dołożył imponujące 16 goli. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, że… dopiero niedawno został przestawiony z lewego skrzydła na dziesiątkę. Rok młodszy od Milanowa Todor Nedelew, klubowy kolega Adama Stachowiaka, już teraz związał się z umową z FSV Mainz, jednak w Niemczech będzie grać dopiero od stycznia. Ma czas, by ruszyć z przygotowaniami do wyjazdu. Jeśli do tej dwójki dodamy wytransferowanego z Lecha Poznań Aleksandyra Tonewa, mamy jasność – Bułgaria skrzydłowymi stoi. – To raczej przypadek, że z tego kraju wybijają się akurat piłkarze grający na tej pozycji – odbija piłeczkę Lewicki, który na co dzień reprezentuje interesy nowego zawodnika Aston Villi. – Po prostu europejska czołówka szuka piłkarzy bardzo szybkich, dynamicznych, z dobrym strzałem i najlepiej obunożnych. Pewne elementy da się wytrenować, ale reszta to cechy wrodzone, niezależne od ich systemu szkolenia – wyjaśnia menedżer.
Austria, czyli układ zamknięty
Na sam koniec zostawiliśmy Austrię, w rankingu UEFA pozycja numer 15, a więc sklasyfikowana jako druga po rumuńskiej, spośród wszystkich lig, które wzięliśmy na tapetę. Wiadomo – dla najlepszych austriacka Bundesliga nie będzie ich ostatnią Bundesligą, zwłaszcza że wyjściowy skład reprezentacji tworzy prawie w całości niemiecka kolonia. I co? Tego lata ani jeden przedstawiciel ich ligi nawet nie tyle nie spróbował szczęścia za naszą zachodnią granicą, co nie wyjechał do żadnej innej z pozostałych pięciu najmocniejszych! – To rzeczywiście jest dla mnie duże zaskoczenie – przyznaje Radosław Gliewicz, przed laty legenda Tirolu Insbruck.
Z czego wynika ten szokujący transferowy zastój? – Po części dlatego, że taki Salzburg nie musi nikogo sprzedawać na siłę. Niedawno Galatasaray chciało ich rozgrywającego, Kevina Kampla za dziewięć milionów euro, ale odbili się jak od ściany. Austria Wiedeń weszła do Ligi Mistrzów, reszta też trzyma się w pucharach, więc stać ich na utrzymanie składu – tłumaczy były reprezentant Polski. – Sądziłem, że z Austrii Wiedeń odejdzie Philipp Hosiner, który w zeszłym sezonie strzelił ponad 40 goli i fakt, że został, trochę jednak mnie zdziwił – dodaje, ale jednocześnie zaznacza, że wcale nie świadczy to o przeszacowaniu jakości rozgrywek. Hosinerem poważnie zainteresowani są w Evertonie i Lazio, a unikający plotek Kicker wspominał również o Valencii. I czy ta słabość objawia się w tym, że Red Bull bez mrugnięcia okiem wyciąga dwa miliony euro za 17-latka z Chorwacji, którego tydzień później wypożycza?
***
Gdyby zsumować kwoty, jakie zarobiły przeciętne europejskie ligi na transferach do czołówki, jesteśmy dokładnie w połowie. Gotówkowego ruchu transferowego między klubami Ekstraklasy omawiać nie ma sensu, bo działo się tyle, ile w ostatnim odcinku „Na Wspólnej”. Niezrozumiałe próby podjęcia rozmów, przeplatane zbyt długimi przerwami i kolejnymi dramatami głównych bohaterów. Scenariusz od kilku lat pozostaje ten sam – jakoś to będzie. I tylko aktorzy się zmieniają…
Chorwacja 21. w krajowym rankingu UEFA, 19,9 mln euro za 9 piłkarzy
Rumunia: 14., 19,2 mln euro za 9 piłkarzy
Dania: 19., 18,6 mln euro za 6 piłkarzy
Czechy: 16., 7,6 mln euro za 4 piłkarzy
Bułgaria: 27., 6,4 mln euro za 2 piłkarzy
Polska: 22., 5,85 mln euro za 8 piłkarzy
Norwegia: 26., 3,7 mln euro za 2 piłkarzy
Szwecja: 24, 3,2 mln euro za 3 piłkarzy
Serbia: 25., 2,3 mln euro za 3 piłkarzy
Słowacja: 29., 0,9 mln euro za jednego piłkarza
Austria: 15., 0
PIOTR JÓŁ¹WIAK