Waranecki odpowiada na zarzuty: – Gdybym wiedział, że to takie bagno, pewnie bym się w to nie pakował

redakcja

Autor:redakcja

29 sierpnia 2013, 16:57 • 4 min czytania

Skontaktował się z nami Grzegorz Waranecki, łódzki inwestor, który sprowadził do Widzewa Eduardsa Visnakovsa i o którym sporo złego na naszych łamach powiedział menedżer Przemysław Pantak. Waranecki już wczoraj w komentarzach pod artykułem zarzekał się, że sprawę wyprostuje i przedstawi odpowiednie dokumenty. – Nie mogę jednak tego zrobić, zabronili mi prawnicy, ale zapewniam, że mamy mocne argumenty – mówi.
O co chodzi? Tak w skrócie (bo więcej przeczytajcie tutaj): Pantak podpisał kontrakt z Visnakovsem, z którego wynika, że będzie reprezentował go od czerwca 2014 roku, co – zdaniem wielu – jest niezgodne z prawem, a Waranecki zdążył nawet zgłosić sprawę do właściwych organów. W Łodzi denerwują się, że wokół piłkarza już kręci się agent, którzy wywęszył łatwy zarobek i miesza فotyszowi w głowie. Pomagający Widzewowi biznesmen niedawno spotkał się z Pantakiem, ale wiele dobrego z tego nie wynikło. Wczoraj Pantak przejechał się po Waraneckim. Dziś oddajemy głos drugiej stronie:

Waranecki odpowiada na zarzuty: – Gdybym wiedział, że to takie bagno, pewnie bym się w to nie pakował
Reklama

– Przede wszystkim, kiedy umowa o reprezentowanie Visnakovsa trafiła w moje ręce, to sprawa od razu została zgłoszona odpowiednim osobom, jeszcze przed pierwszym telefonem pana Pantaka. Nie było więc możliwości żadnego dogadywania się, choć odbierałem też telefony od jego znajomych z prośbą o podarcie tego dokumentu. Nie ja go o to prosiłem, tylko on prosił mnie. Prosił, bo jego umowa była nielegalna. Proponował różne pieniądze i procenty, o czym też zostali poinformowani konkretni ludzie.

– Zarzucanie mi różnych rzeczy, jak to robi pan Pantak, jest po prostu śmieszne. Mówiłem, że Widzewowi chcę tylko pomóc, nie oczekuję żadnego zysku, ani złotówki. A dziś tylko przez to tracę zdrowie. Uważam, że Visnakovs jest na tyle dobrym zawodnikiem, że nie potrzebuje menedżera. On sobie poradzi, to o niego za chwilę będą walczyły kluby. Jeśli ma mieć agenta – który niczego mu nie zaoferował – tylko po to, żeby on wziął prowizję za podpis, to jest to kurewstwo. Nikt nie myśli o dobru chłopaka, tylko o tym, żeby coś tu ugrać – dodaje Waranecki.

Reklama

Pantak o samym spotkaniu z inwestorem wypowiadał się bardzo negatywnie. Tłumaczył, że dobiegały go głosy, iż ten chce go zniszczyć medialnie, więc przyjechał do Łodzi: – Na początku nie chciał, ale w końcu umówiliśmy się przy stadionie na godzinę 18. Przyjechałem, Waranecki otworzył drzwi własnym kluczem, zaprosił do środka… Chociaż nie chciał się nawet przywitać, a potem zaczął naciskać, żebym rozwiązał umowę. (…) Pytam go: „o co tutaj chodzi? Dlaczego pan chce ode mnie jakieś pieniądze?” Gdybym w Niemczech poszedł do urzędu i zaproponował, że dobrowolnie wpłacę konkretną kwotę w zamian za załatwienie sprawy, na pewno nikt nie pomyślałby o darowiźnie. Odpowiedział tylko: „Widzę, że się nie dogadamy. Proszę wyjść, temat uważam za zamknięty”.

Waranecki odpowiada: – SMS o darowiźnie dla klubu? On był tylko formą żartu. Mnie się nie da kupić, naprawdę! Zresztą, ja z panem Pantakiem w ogóle nie chciałem się spotkać. Ale skoro już przyjechał, to zaprosiłem go do klubu, a nie do kawiarni, wiedząc, że będzie to krótkie spotkanie. Nieprawdą jest to, że się z nim nie przywitałem, że nie podałem mu reki, że źle go potraktowałem. To z jego strony były ewidentne gierki. Dziś też widzę, że kłamie i przekręca wiele rzeczy. Opowiadał, że straszyłem go mówiąc, że użyję prywatnych kontaktów, co było wyjęte z kontekstu. Mówiłem jedynie, że sprawą będę zajmowali się prawnicy, ale on musiał to przedstawić po swojemu. Jeśli ktoś, kogoś straszył, to pan Pantak mnie. Mówił hasła w stylu: „Nooo, my jeszcze się spotkamy!”. Co to w ogóle ma być?

Waranecki w dzisiejszej rozmowie z nami nie ukrywa, że całą sprawą jest zdegustowany. Nie po to decydował się na podanie pomocnej dłoni Widzewowi, żeby dziś mocno obrywać w mediach: – Takie sytuacje bardzo zniechęcają, proszę mi uwierzyć na słowo. To bagno menedżerów jest niesamowite, nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Dla mnie wszystko jest białe albo czarne, dla nich – szare. Chciałem pomóc Widzewowi i teraz mam za swoje. Za pomoc, której udzieliłem, dostałem w łeb i jeszcze muszę męczyć się z jakimś gościem. Jakbym wiedział, to w tę sprawę bym się w ogóle nie pakował. Fajnie, że „Wiśnia” jest w Łodzi, ale gdyby ktoś mi powiedział, że to jest takie bagno, to pewnie podjąłbym inną decyzję.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama