Piast wysoko wycenia Trelę, Przesmycki nt. Osucha, optymistyczny Gikiewicz

redakcja

Autor:redakcja

29 sierpnia 2013, 08:41 • 14 min czytania

Zapraszamy na czwartkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Piast wysoko wycenia Trelę, Przesmycki nt. Osucha, optymistyczny Gikiewicz
Reklama

FAKT

Grzegorz Lato: Nie dożyję Ligi Mistrzów.

Reklama

Mecz Legia – Steaua przyciągnął na trybuny wielu kibiców, ale nie tylko. Na Łazienkowskiej pojawiło się także wiele znanych osób ze świata piłki. Wśród nich m.in były prezes PZPN i król strzelców Mundialu, Grzegorz Lato. Zapytaliśmy go o odczucia po odpadnięciu warszawiaków. – No szkoda, szkoda. Dwie minuty na początku zadecydowały, że mecz był ustawiony. Bo taka jest prawda. W 8. minucie było już praktycznie pozamiatane. Rumuni dobrze grali i nie było możliwości nic zrobić. Można teraz gdybać, że jakby sędzia nie gwizdnął spalonego, że jakby drugi gol padł chwilę wcześniej… Będziemy tak sobie gdybać i gdybać, a grać w Lidze Mistrzów będą cały czas inni. Legia to nasza najlepsza drużyna bez dwóch zdań. Tym bardziej to pokazuje jak nisko upadła nasza piłka – powiedział. Lato nie jest raczej optymistą i nie liczy na to, że poziom futbolu nad Wisłą się szybko podniesie. – Myślę, że nie dożyję już polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. Może być z tym poważny kłopot – mówi otwarcie. Były szef związku wie też dlaczego rywalizacja z Rumunami zakończyła się klęską. – Główną przyczyną porażki była według mnie taka, że na Lechię Gdańsk Jan Urban nie wysłał pierwszego składu, a powinien. Mieli niepotrzebną przerwę, wypadli z reżimu treningowego i efekty widzieliśmy na boisku – stwierdza.

Orest Lenczyk: Śląsk nie potrzebuje cudu żeby awansować.

Śląsk Wrocław po dotkliwej porażce w Hiszpanii z Sevillą jest przed rewanżowym meczem Ligi Europy spisywany na straty. W piłce nożnej jednak zdarzały się już nie takie niespodzianki, o czym wie Orest Lenczyk (71 l.). Ten trener, prowadząc Wisłę, także przegrał 1:4 z Realem Saragossa. W rewanżu krakowianie wygrali 4:1, a następnie rozstrzygnęli na swoją korzyść rzuty karne.
– To nie był cud, bo taki mi się nigdy nie przytrafił. W rewanżu schodziliśmy na przerwę już zrezygnowani, bo z jednobramkową stratą. Zdecydowałem się w przerwie wymienić trzech zawodników. Potem to już nie wiem, czy niebiosa pomogły. Piłka nożna jest piękna dzięki takim sytuacjom, które się wtedy zdarzyły. Nie ukrywam, że to wcale nie była moja zasługa, lecz Frankowskiego, bo strzelał piękne bramki – opowiada szkoleniowiec, który poprowadził Śląsk do mistrzostwa Polski w 2012 roku.

Paixao dla Faktu: Plaku da radę mnie zastąpić.

W tej edycji eliminacji do Ligi Europy Portugalczyk obejrzał już trzy żółte kartki i czeka go mecz przerwy. Pod jego nieobecność najbardziej wysuniętym graczem będzie Plaku. Albańczyk zdecydowanie lepiej radzi sobie na skrzydle. – To dobry piłkarz. Potrafi zejść do środka i stworzyć zagrożenie, jak to było w pierwszym meczu z Brugią. Jestem pewny, że dziś Śląsk będzie miał z niego dużo pożytku – mówi Marco Paixao. Jeszcze wczoraj zawieszony piłkarz udzielił wywiadu największej gazecie sportowej w Andaluzji. Dziennikarze Estadio Deportivo byli pod wrażeniem gry Śląska i skuteczności Paixao, który w tej edycji eliminacji do Ligi Europy strzelił pięć goli w pięciu meczach. – Jeszcze zobaczą na co nas stać. Zagramy jedenastu na jedenastu przy świetnej publiczności. Jestem przekonany, że Śląsk wygra i mam nadzieję, że będzie to trzybramkowe zwycięstwo – kończy Paixao.

RZECZPOSPOLITA

Cudów już nie ma – jeszcze raz o walce Legii o Ligę Mistrzów.

O Legii ostatnio pisało się tylko dobrze. Przegrywała w lidze z Ruchem i Lechią, ale to przecież był wypadek przy pracy, bo szykowała się do walki o Ligę Mistrzów. Nawet kiedy wygrywała z Pogonią Szczecin będąc drużyną gorszą, nikt nie zwracał uwagi na styl. Wiadomo – liczy się tylko wynik. Dużo mówiło się o perfekcyjnej organizacji, przemyślanych transferach i długofalowej polityce. Na Ligę Mistrzów, jak mówi prezes Bogusław Leśnodorski „napinki nie było”, jednak przygoda Legii w kwalifikacjach tych rozgrywek każe trochę inaczej spojrzeć na działalność całego klubu. Ostatni gwizdek rewanżu ze Steauą zakończył sześcioetapowy wyścig piłkarzy z własnymi słabościami. ٹle było już w drugiej rundzie, kiedy mistrzowie Polski grali z walijskim New Saints – po pierwszej połowie przegrywali 0:1 i blisko było kompromitacji. Wygrali 3:1, prosili by pamiętać tylko o drugiej części. W rewanżu wymęczone 1:0 odebrane zostało dobrze tylko w szatni. To teoretycznie była formalność, ale tamten mecz pokazał nieudolność Legii w ataku. Drużynie, która miała dominować w ekstraklasie, powinno zapalić się czerwone światło ostrzegawcze. ٹle było też z norweskim Molde, które powinno po pierwszej połowie meczu w Norwegii prowadzić 3:0. – Wtedy pomyślałem, że limit szczęścia w tych rozgrywkach został już wyczerpany i teraz zwyczajnie nie wypada nam już na nie liczyć. Trzeba zacząć grać – mówił „Rz” Jakub Wawrzyniak. Legia wyrównała po przerwie i wróciła do Warszawy z dobrym wynikiem. Warto dodać, że piłkarze prosili dziennikarzy, by nie przypominać im już pierwszej połowy. W rewanżu było 0:0, rywale mieli doskonałą okazję do zdobycia bramki w ostatniej minucie. Już wtedy mogło, a może i powinno być pozamiatane, ale jeszcze się udało.

GAZETA WYBORCZA

Koniec transferów Wisły Kraków. „Pozostaje nam się modlić”.

Testowany Mateus Lima Cruz raczej nie zostanie przy Reymonta. To oznacza, że kadra Wisły na rundę jesienną jest już zamknięta. Cruz trenował z krakowianami od poniedziałku. W akcji oglądali go nie tylko członkowie sztabu szkoleniowego, ale również zarząd klubu. Z 20-letnim Brazylijczykiem wiązano duże nadzieje, ale szanse na zatrudnienie ma niewielkie. Wczoraj o przyszłości Cruza rozmawiali trener Franciszek Smuda i prezes Jacek Bednarz. Czas ich goni, ponieważ transfery można przeprowadzać do końca miesiąca, a szkoleniowiec dziś wyjeżdża z zespołem na mecz z Pogonią Szczecin i wróci dopiero w niedzielę. – Jeśli nie jest lepszym piłkarzem od tych, których mamy, to transferu nie przeprowadzimy. Szczerze powiem, że mnie nie przekonuje – przyznał szkoleniowiec. W tej sytuacji Cruz przy Reymonta raczej nie zostanie, ale oficjalna decyzja zapadnie dziś. To oznacza, że Wisła raczej zamknęła kadrę na najbliższą rundę. Krakowianie prowadzili jeszcze negocjacje z ofensywnym pomocnikiem, ale był za drogi. Innych transferów przy Reymonta nie przewidują. – Zostajemy z tą kadrą, która jest, i musimy się modlić, by było jak najmniej kontuzji. Liczyłem się z takim obrotem sprawy, bo teraz nie stać nas na wydatki. Musimy jednak zrobić wszystko, by zimowe okno transferowe było zdecydowanie bogatsze. Dobrze chociaż, że na koniec udało nam się pozyskać Donalda Guerriera, bo będziemy mieli z niego pociechę – uważa Smuda.

Jakub Kosecki: Legia jest z roku na rok silniejsza.

Ile Legii brakuje do Ligi Mistrzów?
– Ze Steauą zagraliśmy na dwa remisy. Zabrakło nam… może trochę czasu. Gdyby druga bramka wpadła szybciej, to mogła wpaść i trzecia, groźne okazje były, kilka razy się zakotłowało pod bramką Steauy. Michał Kucharczyk strzelił gola, przy którym moim zdaniem nie było spalonego.

W których elementach piłkarskich Rumuni byli lepsi? Nie wychodziły wam stałe fragmenty gry i mieliście problem z ostatnim podaniem.
– Może rzeczywiście tego też zabrakło, ale taki jest futbol. Gdyby nam wszystko wychodziło, to opalałbym się teraz w Barcelonie i popijał drinki z Leo Messim. Trzeba trenować i robić tak, żeby z boiska częściej schodzić z uśmiechem, a nie tak jak wczoraj.

Liga Europejska w tym roku różni się od tej sprzed dwóch lat. Wtedy awansowaliście po wielkim i niespodziewanym sukcesie. Teraz zagracie w niej po porażce…
– To tylko pokazuje, że Legia jest z roku na rok coraz silniejsza. Wtedy to było wielkie święto, teraz jest niedosyt. Apetyty są coraz większe. Ł»yczyłbym sobie, żeby za rok zagrać w Lidze Mistrzów, za dwa lata może wyjść z grupy, a potem próbować dojść jeszcze wyżej. Liczymy na więcej niż to, co teraz.

SPORT

Piast Gliwice wycenia Dariusza Trelę na milion euro.

Treli po sezonie 2013/2014 kończy się kontrakt, więc zimą może podjąć negocjacje z innym pracodawcą. Ale wycenę należy traktować jako jasny sygnał: „nikogo sprzedawać nie zamierzamy”. – W Piaście dostałem szansę na pokazanie się i nadal chcę tu grać. Rozmawiamy o przedłużeniu umowy – mówił gliwicki bramkarz. Na pewno musi dostać podwyżkę, bo dotychczasowymi zarobkami nie mógł porównywać się z kilkoma kolegami. „Sport” zauważa jednak, że kiedy Trela przychodził, był właściwie anonimową postacią, poza tym miał do zrzucenia 9 kilogramów. Teraz to jednak inny zawodnik.

Jacek Grembocki: Od moich czasów liga się bardzo zmieniła.

Kacek Grembocki wybiera się na mecz na szczycie, czyli rywalizację dwóch drużyn, które zajmują ex aequo pierwsze miejsce w tabeli. Mecz odbędzie się w piątek w Gdańsku. – Za moich czasów taka sytuacja byłaby niemożliwa. Różnica organizacyjna, finansowa, a więc i sportowa była kolosalna na korzyść Górnika. Dziś liga się tak wyrównała, że 6-7 drużyn prezentuje podobną grę. 25 lat temu mistrzem mógł być Górnik, Legia, ewentualnie Lech – mówi Grembocki. – Jeżeli media podkreślają, kto jest na fotelu lidera po pięciu kolejkach, to znaczy, że dla tych klubów to rzecz wyjątkowa i rzadka. Kiedy grałem w Górniku, to średnio interesowało nas, co dzieje się w tabeli po kilku meczach, bo mieliśmy taką siłę, że awans na pierwsze miejsce był kwestią czasu i liczyła się kolejka trzydziesta – podkreśla Grembocki, który w barwach Górnika był mistrzem Polski w latach 1986 i 1987, a grał w Zabrzu do 1994 roku. Były zawodnik obu klubów cieszy się zwłaszcza na indywidualne pojedynki Prejuce’a Nakoulmy z Deleu, bo obaj prezentują się znakomicie. Nie ma nic przeciw żeby po tej kolejce nadal na czele było dwóch liderów.

POLSKA THE TIMES

Białas: Brakuje stabilizacji składu, to problem.

– Ten remis bardzo boli. Z drugiej strony, nikt nie może nam zarzucić braku zaangażowania. Na tym etapie bardziej zasługujemy na Ligę Europy. Nie chodzi o to, że nie dojrzeliśmy do Ligi Mistrzów. W dwumeczu ze Steauą decydujące znaczenie miało doświadczenie rywali – tłumaczył Miroslav Radović. – Człowiek przygotowuje w różny sposób spotkanie, a po dziesięciu minutach przegrywamy 0:2 i sytuacja komplikuje się niesamowicie. Bardzo trudno było odwrócić losy tego meczu. Mogę tylko podziękować, że zespół grał do końca. Patrząc na chłodno, szkoda, bo była szansa, ale uważam, że w dwumeczu to Steaua była zespołem lepszym i dlatego zagra w Lidze Mistrzów. Cały nasz wysiłek fizyczny nie był poparty jakością piłkarską. Ona była po stronie rywali – dodał trener Urban. Stefan Białas oprócz małego ogrania na arenie międzynarodowej widzi też inny powód porażki w walce o Ligę Mistrzów. – Zabrakło stabilności składu. Młodzi zawodnicy zagrają dobrze rok czy dwa i odchodzą za granicę. W ich miejsce pojawiają się nowi i sytuacja się powtarza. W zespole rumuńskim średnia wieku była o wiele wyższa, zawodnicy grają tam ze sobą przez lata. Szkoda, bo wszyscy byliśmy pełni nadziei po pierwszym meczu. 1:1 w Bukareszcie to był bardzo dobry wynik – ocenia były piłkarz i trener Legii.

SUPER EXPRESS

Kazimierz Węgrzyn: Legia nie była nabuzowana.

Bardzo ważne jest wejście w mecz. Czasem trzeba się nabuzować, aby wyjść na ring i walczyć z lepszym przeciwnikiem. Niestety, w Legii tego zabrakło. W piłce jest taka cienka linia. Albo ją przekroczysz, albo nie. Legia nawet się do niej nie zbliżyła – uważa Kazimierz Węgrzyn (46 l.), były reprezentant Polski, oceniając występ Legii w rewanżu ze Steauą w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Węgrzyn nie ukrywa, że liczył, że po 17 latach niemocy mistrz Polski przebije się do fazy grupowej Champions League. – W rewanżu zawiódł zespół – uważa telewizyjny ekspert. – Bo druga połowa w Bukareszcie napawała optymizmem. Wydawało się, że w Warszawie będzie piekło, które stworzą Rumunom i kibice, i drużyna. Myślę, że po utracie dwóch bramek piłkarze Legii czuli, że trzech goli to mistrzowi Rumunii nie strzelą – ocenia. – Legia musi poprawić styl i jakość – wylicza Węgrzyn. – Musi pracować nad stylem, który ma Steaua. Mistrzowie Rumunii grali agresywnie, potrafili się utrzymać przy piłce. O Legii tego nie możemy powiedzieć. Steaua to dobry zespół, który można było pokonać. Na początku meczu miałem wrażenie, że Steaua nie chce atakować. Rumuni strzelili dwa gole i zobaczyli, że jednak mogą szybko rozstrzygnąć sprawę awansu – kończy Węgrzyn.

Miroslav Radović: nasze miejsce jest w Lidze Europy.

Co w przerwie powiedział wam trener Urban?
– Ł»ebyśmy zachowali zimne głowy i się nie podpalali, bo mamy jeszcze drugą połowę i dużo czasu, by odmienić losy meczu. Dodawał, że musimy szybko grać piłką.

Gdyby sędzia uznał gola Michała Kucharczyka, najprawdopodobniej to wy cieszylibyście się z awansu. Twoim zdaniem arbiter miał rację, odgwizdując spalonego?
– Dokładnie nie widziałem tej sytuacji. Jedni się zaklinają, że ofsajdu nie było, inni zgadzają się ze zdaniem arbitra. Teraz możemy się denerwować i zastanawiać, co by było gdyby. Ale co to da? Nawet jeśli tego spalonego nie było, to przecież sędzia nie odda nam gola.

Po meczu cisnąłeś o ziemię koszulką Steauy i upadłeś na murawę. Jaka pierwsza myśl pojawiła się wtedy w głowie?
– Chaos, niedowierzanie i ból. Tyle lat już czekam w Legii na Ligę Mistrzów… Kiedy przychodziłem do Warszawy, graliśmy w eliminacjach z Szachtarem Donieck, ale wtedy rywale byli od nas wyraźnie lepsi. Przegraną przyjęliśmy z pokorą jak surową lekcję. Teraz było zupełnie inaczej. Na pewno nie byliśmy gorsi od Rumunów. Po pierwszym meczu w Bukareszcie byłem przekonany, że u nas postawimy kropkę nad „i”. Dlatego rozczarowanie jest tak wielkie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Prezes Legii: Będzie kilka milionów na transfery.

Po meczu ze Steauą trener Jan Urban powiedział, że porażka to nic wielkiego, bo Legia jest w Lidze Europy.
– Jeśli pytacie mnie jako osobę zarządzającą, to porażka boli. Przed rewanżem ze Steauą było napięcie. W takiej sytuacji człowiek wyłącza rozum, liczą się emocje. W ostatnich dniach czy tygodniach zacząłem bardzo wierzyć. Wcześniej, zupełnie świadomie, bazując na rozumie, wiedziałem, że awansować możemy raczej dzięki przypadkowi czy szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Na co zresztą mieliśmy szansę. Ale skończyło się sprawiedliwie. Nie mam poczucia, że zostaliśmy skrzywdzeni.

A pan na pewno zrobił wszystko, by pomóc zespołowi?
– Na tego typu wnioski trzeba poczekać dłużej niż kilka godzin po meczu. Zrobiliśmy tyle, ile w tym momencie potrafiliśmy. Będę konsekwentnie twierdził, że zbudowanie drużyny, która może powalczyć o Ligę Mistrzów, to nie zadanie na pół roku czy rok.

Po zakończeniu sezonu zespół na pewno się nie wzmocnił.
– Działaliśmy świadomie. Mogliśmy wziąć dwóch gości za milion euro czy dwa, rzucić się na hurra, zadłużyć, zaryzykować. Postawiliśmy na dłuższe budowanie drużyny. Choć zgadzam się: napastnik by się nam przydał.

Osuch oskarża. Przesmycki: to poziom rynsztoku.

Właściciel Zawiszy Bydgoszcz atakuje arbitrów. „Ludzie z najczarniejszą przeszłością działają nadal w środowisku sędziowskim”! – twierdzi Radosław Osuch . – Zawisza to marka, ale przez Osucha schodzi na poziom rynsztoku – odpowiada Zbigniew Przesmycki. Komisja Ligi Ekstraklasy SA nałożyła na Zawiszę karę za publikację na oficjalnej stronie klubowej baneru „Fryzjer Paweł Pskit zaprasza w Łodzi”. Bydgoszczanie muszą zapłacić 30 tysięcy złotych. Radosław Osuch podkreśla, że od kiedy jest właścicielem bydgoskiego klubu, stara się walczyć o uczciwość w polskiej piłce. „Od ponad dwóch lat walczę o uczciwość w polskiej piłce i ciągle mam nadzieję, że będzie wygrywał lepszy, a sędziowie piłkarscy będą 'niewidoczni’ w każdym meczu, co oznacza, że bardzo dobrze wywiązali się ze swojej pracy, za którą im w końcu płacimy, właśnie my – właściciele klubów” – pisze na łamach oficjalnej strony Zawiszy jego właściciel. Były menedżer przypomina o tym, jak kilka lat temu sędziowie ustawiali wyniki meczów i sugeruje, że może mieć to miejsce nadal. – Nie interesują mnie oświadczenia człowieka takiego, jak Radosław Osuch – szef sędziów ma już dość rozmów na temat właściciela Zawiszy. – To kpina. Ja nie wiem, jaki mecz pan Osuch oglądał. Analizowaliśmy dokładnie to spotkanie, najpoważniejszym błędem, o ile w ogóle Pawłowi Pskitowi można go zarzucić, bo trudno było wychwycić tę sytuację, był brak czerwonej kartki dla napastnika Zawiszy Bernardo Vasconcelosa, za chamskie kopnięcie w głowę bramkarza Podbeskidzia – twierdzi Przesmycki.

Gikiewicz: Mamy czterdzieści procent szans na awans.

Na ile ocenia pan szanse Śląska?
– Na czterdzieści procent.

Optymistycznie.
– A co innego nam pozostało? Musimy odrobić trzy bramki, ale nie takie rzeczy się w piłce zdarzały. Rumuni strzelili Legii dwa gole w dwie minuty. To my nie możemy strzelić Sevilli? Jakiś stały fragment, jakaś składna wymiana podań z pierwszej piłki, zrobi się 2:0 i wszystko zacznie być możliwe. Trzech zawodników pauzuje, ale zagramy z takim rywal, że ktokolwiek wystąpi zamiast Paixao, Dudu i Stevanovicia, będzie niesamowicie zmotywowany. Chłopaki rwą się do gry. Pierwszy mecz, mimo porażki, dał nam wiarę. Pokazaliśmy, że Polacy mogą pojechać do Hiszpanii i grać tam w piłkę, a nie murować bramkę. Do momentu czerwonej kartki graliśmy jak równy z równym.

Teraz zagracie przed czterdziestotysięczną widownią. To uskrzydla?
– Pamiętam swój debiut w Śląsku przeciwko Lechii. Akurat wtedy otwierano ten stadion i też przyszło na mecz 40 tysięcy widzów. To było niesamowite przeżycie, aż ciarki przechodziły po plecach. Obym rewanżowy mecz z Sevillą wspominał jeszcze lepiej niż tamten. Ludzie zapłacili za bilety i chcą zobaczyć Śląsk walczący do końca z rywalem na europejskim poziomie. Jeśli taki będzie, przyciągniemy nowych kibiców na mecze ligowe. Jeśli nie, ci co przyszli z ciekawości więcej już się nie pojawią. To jest coś więcej, niż spotkanie o awans do fazy grupowej Ligi Europy.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama