Piłka nożna jest równie przewidywalna i racjonalna co wściekła na ciebie kobieta. Choć dziś zasadniczo na Łazienkowskiej można tylko przegrać, wygrać lub zremisować, tak wachlarz okoliczności, w jakich każda z tych ewentualności może zostać zrealizowana, jest niezmierzony. Może będziemy dostawać palpitacji serca, do ostatniej sekundy siedzieć na skraju fotela, a niektórzy nerwowo w rękach będą obracać różaniec. Może Legia będzie kontrolować mecz jak wytrawny pokerzysta i wieczór zrelaksuje jak wizyta w salonie tajskiego masażu. A może dwumecz skończy się już po kwadransie i rzucając kurwami przełączysz go szybko na cokolwiek innego, bowiem przy kolejnym ligomistrzowym wpierdolu nawet upiorna rodzinka.pl będzie w tym momencie koić wzrok. Coś ważnego na pewno dziś się wydarzy, oto sześć najbardziej prawdopodobnych scenariuszy wieczornej batalii o bramy futbolowego raju.
1. Powtórka z Molde
Urban nie wygląda na faceta, który wchodząc do baru dla motocyklistów pierwsze co robi, to leje w mordę największego, a potem mówi, że motocykliści to frajerzy. Innymi słowy nie ma w nim wiele z ryzykanta, wątpliwe więc, że powie przed meczem „a chuj, atakujemy!”, albo „kiełbasy do góry i ładujemy frajerów!”. Raczej będzie próbował odwołać się do tego, co już się sprawdziło: z Norwegii przywiózł identyczny wynik, u siebie dobrze zamurował, najbardziej prawdopodobne jest więc, że ponownie tego spróbuje. I to może wypalić, patrząc bowiem na to który zespół bardziej zagroził Legii w pierwszym meczu, należałoby wskazać Molde.
2. Steaua strzeli dwie bramki
Steaua to nie reprezentacja emerytowanych bileterów kinowych, to drużyna, która ma naprawdę sporo atutów z przodu. Wszystko, czego potrzebują do szczęścia to strzelić Legii dwie bramki, a czy znajdzie się choć jedna osoba, która uważa, że tego klubu na to nie stać? Śmiało możemy założyć, że Rumuni od pierwszej minuty siądą na Legii jak mucha na gównie, to oni wszak muszą gonić wynik, to oni muszą strzelić bramki, huragan Steaua będzie chciał dziś zmieść Mistrza Polski od początku. Jeśli warszawianie znowu wyjdą na glinianych nogach, pękną raz, to będą musieli się otworzyć, zaatakować, a wówczas o nieszczęście – czyli stratę drugiej bramki i prawie pewne odpadnięcie – nietrudno.
3. Karne
1:1 to w ogóle jeden z najczęściej spotykanych wyników w futbolu. Oba kluby rzadko grają na zero, a w dzisiejszym meczu również trudno podejrzewać, by ktoś mocno ryzykował – 1:1 brzmi rozsądnie. Obojętnie, czy Steaua strzeli i Legia wyrówna, czy na odwrót, przy takim wyniku oba zespoły będą grały jeszcze ostrożniej. Paradoksalnie choć mówi się, że karne to loteria, tak bardzo często perspektywa rozegrania konkursu jedenastek odpowiada obu zespołom. To uczciwe pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, przy którym będzie też mniejszy wpierdol od prasy i kibiców gdy odpadniesz. Poza tym: oglądasz wyznaczonych do karnych chłopaków na co dzień i wiesz, że strzelają jak maszyny, ufasz im. Problem w tym, że stres i gigantyczna odpowiedzialność potrafią zatrzeć tryby nawet najlepszego kałasznikowa.
4. Wygrana Legii
Steaua to nie frajerzy, ale i nie Real Madryt. Zespół do ogrania i nie są do tego potrzebne żadne wyjątkowe okoliczności. Tylko i aż potrzeba dobrego meczu. Walki na każdym metrze boiska. Koncentracji w każdym elemencie gry. Braku lekceważenia, ale i obawiania się rywala. Znajomości jego słabych punktów i zadania w te miejsca ostrych pchnięć. Albo szybko strzelonej bramki, która ustawi mecz, a potem dobrej gry Kuciaka, który wybroni spotkanie – to też bierzemy w ciemno, zamawiamy nawet bis. Moglibyśmy się przyzwyczaić do tych brzydkich zwycięstw, pięknych porażek smak znamy od lat, czas na odmianę.
5. Niedowiezione 0:0
Urban będzie chciał „zaskoczyć” rywala grając tak samo jak z Molde. Bokserski klincz, nie polegający na desperackiej obronie, ale na neutralizacji przeciwnika. Ma on dostać paralizatorem, niby może przeważać, ale gra ma mu się nie kleić – widzieliśmy to świetnie wyegzekwowane w spotkaniu z Norwegami. Problem w tym, że mecz jest długi, a w piłce decydują momenty, przez 90 minut jest ich całkiem sporo. Można znakomicie realizować wyżej założony plan, ale w jednej akcji ktoś, na przykład Wawrzyniak, poślizgnie się na gołębiej kupie i Popa wyjdzie sam na sam, pokona bezradnego Kuciaka. Jeśli taka akcja padnie w końcowym fragmencie gry będzie pozamiatane.
6. Sześć bramek Ł»yry, awans
6:5 legii, dwa hattricki Ł»yry, nasz czarny koń wśród typów. Do przerwy Legia przegrywa 0:5, ale Ubran wpuszcza Michała po przerwie, przed wejściem szepcząc mu jeszcze na ucho: ratuj nas! Ł»yro bierze to sobie do serca. Pierwszą strzela jak Weah z Veroną. Drugą piętą z połowy boiska. Następną z lewej, potem z prawej, piąta bramka przewrotka na Rivaldo i mamy remis. Wciąż jest jednak 5:5, wynik niepomyślny. Ale wtedy Kucharczyk i Ł»yro przeprowadzają akcję, która do obejrzenia poniżej, i młody supertalent wciąga stołeczny klub na piłkarskie salony, stając się klubową legendą.