Korona w wersji hiszpańskiej odżyła, wgniatała w ziemię pucharowicza

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2013, 20:28 • 2 min czytania

Korona się odradza. Na razie powoli, stopniowo, ale jednak – w końcu odbiła się od dna tabeli, wygrywając pierwszy w sezonie mecz. Z czwartą drużyną minionego sezonu, tegorocznym pucharowiczem z Gliwic. Dalecy jesteśmy od przypisywania zasług trenerowi Pachecie i stwierdzeń, że to on w pojedynkę tę Koronę dziś odmienił. Jednak potrzeba było kilkunastu dni pracy Hiszpana, żeby naprawdę przyjemnie patrzyło się na tę kielecką bandę świrów.
Oglądając sam mecz, co chwila zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że posłaliśmy w świat takiego reprezentanta Ekstraklasy, jak Piast. To nie jest normalne, że czołowy w ostatnich miesiącach zespół jedzie do czerwonej latarni i… na boisku po prostu nie istnieje. Można próbować tłumaczyć to niedawnym odejściem Robaka, można ponawiać prośby o cierpliwość i wyrozumiałość, ale tak kiepsko prezentujących się podopiecznych Marcina Brosza – zwłaszcza w pierwszej połowie – nie widzieliśmy dawno. Nos, widząc jak zachowuje się przed meczem trener Piasta, mógł podpowiadać, że coś jest nie tak. Brosz otwarcie przyznawał, że nie ma pojęcia czego się po Koronie spodziewać, a przed kamerami Canal Plus stwierdził: – Nie ułatwiają nam te wszystkie wydarzenia, które mają w zespole rywala.

Korona w wersji hiszpańskiej odżyła, wgniatała w ziemię pucharowicza
Reklama

To znaczy, co nie ułatwia? Utrudnieniem dla Brosza powinna być utrata najlepszego napastnika i brak jakiegokolwiek następcy na horyzoncie, a nie – jak daje do zrozumienia – powiew świeżego powietrza w Koronie. To Piast powinien wyjść na boisko ostatniej drużyny Ekstraklasy i narzucić swój styl, który przecież już zdążył kilkukrotnie zaprezentować. Tylko, że jeśli goście przemieszczali się po murawie, to co najwyżej przez drugie 45 minut. Przed przerwą zostali wgniecieni w ziemię, z procentowym posiadaniem piłki 58:42 na korzyść gospodarzy i… zerową liczbą strzałów celnych. W Koronie luzem imponował Kiełb, podobał się Janota, naprawdę dobre wrażenie robił wciąż dla wielu anonimowy Sylwestrzak (od dziś przyglądamy mu się uważniej). Brosz w ostatnim czasie mógł cieszyć się, że rozwiązał problem ze środkiem obrony – otóż Matrasa, defensywnego pomocnika, ustawił w parze z Horvathem. I, jak na złość, w Kielcach kompletnie zawiódł środek pola.

Reklama

Gospodarze wyglądali dziś naprawdę nieźle – mieszanka ambicji, waleczności i charakteru Ojrzyńskiego z chęcią prowadzenia gry i utrzymywania się przy piłce Pachety zdała egzamin. Pytanie teraz, jaką rolę w tym wszystkim odegrał sam element zaskoczenia (bo Piast zaskoczony był niebywale), a na ile skuteczna w dalszej fazie okaże się zmodyfikowana gra Korony?

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama