Gdy słyszę „halo, tu Łymbledon”, za każdym razem myślę sobie, że to niesamowite, iż ponad 90-letni facet zamiast srać pod siebie i jeść papkę w domu starców, siedzi przed mikrofonem i daje czadu. Tak, uwielbiam Bohdana Tomaszewskiego.
Większość moich znajomych, tenisowych fanów, na niego psioczy. Nie podoba im się sposób, w jaki mówi ani to, jak analizuje grę. Ich zdaniem dziadek powinien pielić w ogródku kwiaty, a nie gadać do milionów ludzi.
Zawsze kiedy marudzą na Tomaszewskiego, staję w jego obronie. Wykłócam się o pana Bohdana na maksa, ponieważ dla mnie jest fenomenem. Nie interesuje mnie to, że czasem nie nadąża za akcją. Gdzieś mam, że zdarza mu się wypowiadać lekko niewyraźnie. To wszystko jest nieważne wobec faktu, że ktoś w tak podeszłym wieku zachowuje tak niebywałą sprawność umysłu. I klasę.
Uwielbiam te jego dygresje. Gdy nawiązuje do jakichś wydarzeń z lat 50., gęba cieszy mi się na całego. Myślę sobie wtedy tak: to niesamowite, że jest mi dane słuchać gościa, który przyjaźnił się z Leopoldem Tyrmandem. Który miał 18 lat kiedy wybuchła II wojna światowa, a mimo to nadal jest aktywny zawodowo! I to aktywny w sposób naprawdę imponujący – komentowanie tenisowego spotkania, które często trwa kilka godzin, wymaga naprawdę dobrej kondycji.
***
Całość do przeczytania na…
