United wygrywają Tarczę Wspólnoty, choć grali jak na tournee

redakcja

Autor:redakcja

11 sierpnia 2013, 17:49 • 2 min czytania

Jeśli ktoś włączył dziś telewizor z zamiarem podziwiania nowego projektu Manchesteru United, wybrał złą datę. Nie dowiedział się bowiem niczego – ani konkretów o obecnej sile zespołu, ani o przyszłości Rooneya, ani o stylu gry zespołu po odejścia sir Aleksa Fergusona i przejęciu jego roli przez Davida Moyesa. „Czerwone Diabły” wygrywają niby Tarczę Wspólnoty 2:0 z Wigan, ale jakby od niechcenia i bez pomysłu. Odstawiając tanią pokazówkę na poziomu tak dobrze im znanego azjatyckiego lub afrykańskiego tournee.
Ale co tu ich winić – na wszystko pozwolił im akurat przeciwnik. Wigan zleciało w tamtym sezonie do Championship, ale wygrało FA Cup i było pierwszym uczestnikiem Community Shield spoza Premier League od 1980 roku. A to z automatu obniżyło i tak mecz niskiej rangi do meczu rangi sparingu. Na boisku nie widzieliśmy ani przez moment błysku godnego ani Premiership, ani cech charakterystycznych dla zespołów z niższych klas rozgrywkowych na Wyspach. Zabrakło szybkiego tempa, ostrych wrzutek z boku, wślizgów. W skrócie – wszystkiego. A piłkarze sprawiali wrażenie, że lepiej by się czuli gdyby piłkę przy nodze zamienili na wachlarze w ręce.

United wygrywają Tarczę Wspólnoty, choć grali jak na tournee
Reklama

Lenistwo na boisku przeniosło się też na trybuny. Przerzedzone zresztą, chyba nawet najbardziej od lat w meczu o Tarczę. Wystarczyła nazwa rywala piłkarzy Moyesa by mecz siadł jeszcze w tunelu prowadzącym na boisko, bo wcześniej nowe Wembley wypełniało po brzegi głównie dwóch przedstawicieli top four. Człowiek aż do dziś dostawał w tych meczach zajawkę przed startem sezonu, a teraz nie uznalibyśmy tego nawet za niskobudżetowy trailer przed wielkim dziełem kinowym. Co najlepiej oddaje postawa najlepszego na boisku, który w pierwszej połowie strzelił bramkę… oddając raptem jeden strzał przez 45 minut.

Reklama

Robin van Persie to zresztą jedyny pozytyw, przy którym się warto zatrzymać, bo w ostatnich ostatnich 6 meczach z Wigan strzelił aż 7 bramek. Potwór, na którego cześć można już śmiało śpiewać „Umarł król, niech żyje król”, bo Rooney zamiast na boisku, trenował ostatnio w rezerwach i dalej próbuje w żenującym stylu odejść z Old Trafford.

Szczerze mówiąc – na dłuższy opis tego starcia brakuje powoli nam siły. Tym bardziej, że nawet po końcowym gwizdku wszystko wyglądało jak opera mydlana. Wymuszona radość, sztuczne uśmiechy. Jedyny naturalny zobaczyliśmy dzisiaj tylko 67. minucie. Na twarzy Andersona w momencie, kiedy ten zmieniał Giggsa, a kibice zaśpiewali mu kilkuletni klasyk: „Andersoooon! (…) He’s a class with a brass and he shits on Fabregas”. A jak wiadomo – wymieniony w piosence Hiszpan w ostatnim czasie dostał od United aż trzy propozycje i wszystkie olał. Dziś przypomnieliśmy sobie, co mogło go przed powrotem do Anglii dodatkowo zniechęcić…

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama