Okoński chce wykopania Rumaka, Ekwueme zagra w Polonii, a Jankowski w Belgii

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2013, 09:44 • 11 min czytania

Zapraszamy na sobotni przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Okoński chce wykopania Rumaka, Ekwueme zagra w Polonii, a Jankowski w Belgii
Reklama

FAKT

Felieton Mateusza Borka: Droga zabawa właścicieli Lecha.

Reklama

Irracjonalny był trochę ten czwartkowy wieczór dla polskiego kibica. Rozstrzygnięcia zaskoczyły wszystkich. Pewnie nawet bukmacherów. Lech wydawał się być murowanym faworytem dwumeczu z półamatorskim zespołem z Wilna, ale teoria, wyliczenia i jakiekolwiek porównania okazały się zupełnie niepotrzebne. Grupa ambitnych Litwinow, wsparta skromnym, dobrym polskim trenerem Markiem Zubem i niechcianym w ekstraklasie napastnikiem Kamilem Bilińskim zrujnowała plany właścicieli Lecha. To co zrobili Mariusz Rumak i jego pilkarze, to się w głowie nie mieści. W Poznaniu powrócił koszmar minionego lata. Albo nie, przepraszam, jest dużo gorzej. Przed rokiem piłkę z głowy poznaniakom wybili Szwedzi, a teraz skompromitowali ich Litwini. Rumak chwali się wicemistrzostwem Polski. Tylko po co to podium, skoro ono mialo być tylko wizą w paszporcie do wystepów w fazie grupowej Ligi Europejskiej? Właściciel Lecha Jacek Rutkowski zaryzykował powierzenie piłkarskiego biznesu synowi Piotrowi. Ten z kolei do realizowania polityki klubu wyznaczył młodego „swojego trenera” – Rumaka. Jak wyszło, wszyscy widzieli. Lech po raz drugi z rzędu stracił 30 milionow zlotych. Droga zabawa. Zespół nie ma tożsamości, koncepcji grania, brakuje w nim liderów, kontuzji jest mnóstwo a forma wakacyjna. W sierpniu 2013 roku pod wodzą Mariusza Rumaka Lech doświadczył największej kompromitacji w historii klubu w europejskich pucharach.

Okoński dla Faktu: Rumaka trzeba wykopać z Lecha!

Możemy porozmawiać o Lechu Poznań?
– (śmiech, trwający kilkanaście sekund). A musimy? Przecież pan pewnie widział, co ten Rumak wczoraj wymyślił.

Nie pomógł drużynie z ławki.
– Nie pomógł? To mało powiedziane. przegrali 0:1 pierwszy mecz, a on na rewanż z jakimiś tam Litwinami wystawia jednego napastnika. Jednego!

Jakby miał korzystny wynik z pierwszego meczu.
– Dokładnie. A potem dziwi się, że jego piłkarze nie stwarzali okazji. To co, on liczył na jakąś szczęśliwą akcję, a potem na rzuty karne? Przecież to była kompromitacja na oczach 20 tysięcy ludzi! Zresztą słowo kompromitacja to tutaj za mało. To była żałoba w Poznaniu!

Ofensywne zmiany były za późno?
– Wprowadził Węgra, Teodorczyka i coś rzeczywiście ruszyło. Ale ci goście powinni byli grać od początku. No bo kogo się bać – Litwinów. W drugiej połowie weszli i cały stadion zobaczył, że Rumak wystawieniem pierwszego składu się po prostu skompromitował.

RZECZPOSPOLITA

Amerykański Ronaldo, koreański Messi…

Wielkie kluby walczą o piłkarzy. Nie tylko tych, których nazwiska pojawiają się na pierwszych stronach gazet. Coraz częściej bohaterami transferów futbolowych potęg są dzieci. Najlepsze zespoły na świecie prowadzą własne szkółki piłkarskie. Chcą mieć pewność, że młodzi zawodnicy zostaną wyszkoleni według odpowiedniego wzorca i zgodnie z ich oczekiwaniem. Jednak trenerzy drużyn młodzieżowych nie ograniczają swoich poszukiwań talentów jedynie do własnego miasta czy kraju. Przyszłych gwiazd szukają również zagranicą. Ostatnio bój o jednego z młodych piłkarzy stoczyły Real Madryt i FC Barcelona. Jedenastoletni Amerykanin, Joshua Pynadath, spędził w Hiszpanii kilka miesięcy. Przyglądali mu się skauci z obu klubów, ale wybrał ofertę zespołu ze stolicy. Tym samym został pierwszym dzieckiem ze Stanów Zjednoczonych, które będzie uczestniczyło w zajęciach akademii piłkarskiej Królewskich. Być może za parę lat dołączy do grona jej sławnych wychowanków takich jak Iker Casillas, Raul czy Guti. Pynadath trafił do Realu dzięki Jeffowi Baicherowi – dyrektorowi technicznemu De Anza Force Soccer Club, czyli drużyny, w której do tej pory występował. Rok temu Baicher wysłał do Madrytu film, na którym jedenastolatek prezentuje swoje zdolności. Umiejętności techniczne zawodnika zachwyciły szkoleniowców tak bardzo, że ci od razu zaprosili małego Amerykanina na testy, które odbyły się w listopadzie ubiegłego roku.

GAZETA WYBORCZA

Bekim Balaj: trzy razy wchodził z ławki i trzykrotnie zdobywał bramki.

Bekim Balaj wraz z zespołem z Białegostoku nie przygotowywał się do sezonu. Co więcej z uwagi na sprawy wizowe do Jagiellonii dołączył na dwa dni przed pierwszym meczem w lidze. Tym samym pojedynek z Zawiszą w Bydgoszczy rozpoczął na ławce rezerwowych. Na murawie zameldował się w 68. minucie, dziesięć minut później, wykorzystując podanie Mateusza Piątkowskiego, zdobył gola, który – jak się później okazało – dał wygraną Jagiellonii. Również następną konfrontację, we Wrocławiu ze Śląskiem, Bekim Balaj rozpoczynał wśród zawodników rezerwowych. Wówczas ponownie na boisku pojawił się po przerwie i ponownie wpisał się na listę strzelców. Tym razem ładnie wykończył podanie Tomasza Kupisza, a Jagiellonia wygrała ostatecznie we Wrocławiu 3:2. – Balaj trenował jeden dzień, bo jest po urazie. Wyszliśmy w takim ustawieniu, żeby w jego miejscu był Dawid Plizga, który miał wyprowadzać nas przy kontrach – tłumaczył swą decyzję szkoleniowiec, który Albańczyka wpuścił na boisko w 80. minucie pojedynku w Krakowie, Jagiellonia przegrywała wtedy 0:1. Wydawało się, że tym razem ta roszada nie przyniesie żadnego rezultatu. Wszystko zmieniło się już w doliczonym czasie gry. Osman Chavez sfaulował przed polem karnym Mateusza Piątkowskiego. Do rzutu wolnego podszedł Albańczyk, uderzył potężnie i białostoczanie mogli cieszyć się z remisu z Wisłą.

Martins Ekwueme zagra w… Polonii Warszawa?

W nowej drużynie będą występować również zawodnicy z przeszłością w ekstraklasie. Bliski podpisania kontraktu z „Czarnymi Koszulami” jest Martins Ekwueme. Nigeryjczyk właśnie na Konwiktorskiej rozegrał swój pierwszy mecz w ekstraklasie w sezonie 2001/2002 z Wisłą Kraków. Do warszawskiego klubu przyciągnął go jego brat Emmanuel, mistrz Polski z 2000 roku. Później Martins grał w Czechach, w Wiśle, z którą zdobywał mistrzostwo Polski, i znów w Polonii, ale drugoligowej (według starego nazewnictwa). Odszedł z niej do Legii, z niej do Zagłębia Lubin, z którym latem rozwiązał kontrakt. Ma niezły życiorys i tylko 28 lat. Gdyby został w czwartoligowej Polonii, stałby się większą gwiazdą niż Jacek Kosmalski, bo ten choć ma większe doświadczenie z ekstraklasy, to jednak jest starszy niemal o 10 lat. Nigeryjczyk po raz pierwszy trenował w piątek z zespołem „Czarnych Koszul”. Wkrótce ma podpisać kontrakt. Gwarancją jego wypełnienia mają być pieniądze, które spływają ze sprzedaży karnetów. To na razie główne źródło finansowania czwartoligowej Polonii. Do tej pory kibice kupili ponad 600 abonamentów.

Gigi Ligi Mistrzów nie obejrzy. Chyba że z celi.

Właściciel Steauy Gigi Becali raczej nie obejrzy spotkań o awans do fazy grupowej. Rumuński biznesmen został skazany na trzy i pół roku za przekręty w handlu państwową ziemią, ustawianie meczów piłkarskich i zlecenie porwania. Jego prawnicy złożyli niedawno wniosek o zamianę trybu odsiadywania wyroku na półotwarty. Tłumaczyli, że zza krat nie może prowadzić działalności charytatywnej. Chcą, by Becali w dzień pracował, a do więzienia wracał wieczorami. Sąd decyzji jeszcze nie podjął. Becali kieruje klubem z więzienia. Niedawno, wykorzystując przysługujący mu raz dziennie telefon, zwymyślał menedżera klubu, który zgodził się na sprzedaż obrońcy Vlada Chirichesa do Tottenhamu za 7 mln funtów. – A co to jest Tottenham! Ja jestem Gigi Becali! Może odejść najwcześniej w zimie! – krzyczał do słuchawki. Obraża każdego, kto mu się nawinie, regularnie wywołuje skandale ksenofobicznymi i rasistowskimi wypowiedziami. Czarnoskórego dziennikarza nazwał „małpą”, zabronił puszczania na stadionie Steauy piosenek „Queen”, bo Freddie Mercury był gejem. Trener Laurentiu Reghencampf, który cieszy się ponoć dużym zaufaniem właściciela, prowadzi Steauę od maja zeszłego roku. Jest rekordzistą, bo prezes mistrzów Rumunii nie uchodzi za cierpliwego. W ostatniej dekadzie aż 20 razy zmieniał trenerów.

SPORT

Iwan kontuzjowany. Ostatnio przez ten uraz stracił osiem miesięcy.

Bartosz Iwan nie będzie mógł wystąpić w dzisiejszym meczu Górnika Zabrze w Łodzi z powodu kontuzji. Piłkarz zmaga się z urazem kręgosłupa, a dokładniej – z odcinkiem w okolicy lędźwi. Taki uraz to nie nowość dla Iwana. Z podobnymi zmagał się w poprzednich klubach. – Kiedy byłem jeszcze w Wiśle Kraków, ból kręgosłupa wyeliminował mnie z gry na cztery miesiące, a i później dawał o sobie znać. W czasach występów w Odrze Wodzisław straciłem przez to kolejne dwa czy nawet trzy miesiące. Ale wierzę, że teraz taka przerwa konieczna już nie będzie, bo choć objawy są podobne, to na szczęście ból tak bardzo się nie nasila. Liczę więc, że od następnego tygodnia będę już powoli wchodził w trening – mówi zawodnik.

DZIENNIK ZACHODNI

Jankowski nie zagra z Legią. Jedzie do Belgii!

Napastnik Ruchu Chorzów Maciej Jankowski wyjedzie w sobotę rano do Belgii na rozmowy w sprawie kontraktu z klubem RAEC Mons. Oznacza to, że w tym dniu wieczorem zabraknie go w meczu z Legią Warszawa. Jankowskim zainteresowane jest też Zagłębie Lubin, ale oferta drużyny ekstraklasy belgijskiej jest konkretniejsza. – Jankowski będzie tam rozmawiał na temat warunków swego kontraktu. Po tych negocjacjach oba kluby powinny dopiąć sprawę transferu – informuje rzeczniczka Ruchu Donata Chruściel.

SUPER EXPRESS

Radosław Matusiak: przy Cavanim jestem jak osiołek.

Co się z tobą dzieje? W piłkę już nie grasz, w mediach się nie udzielaszÂ….
– Zakończyłem karierę, odpoczywam, leczę achillesy i zastanawiam się, co robić dalej. Jednym z pomysłów jest menedżerka. Przygotowuję się do egzaminów na agenta, chcę zbudować coś większego. Bo w świecie piłki nie ma teraz miejsca na „małych”, pojedynczych agentów.

Masz dopiero 31 lat, mogłeś jeszcze grać. Dlaczego to wszystko tak źle się potoczyło? Był przecież moment, że cała piłkarska Polska oszalała na twoim punkcie.Â…
– Zawsze mówiłem, że gdy granie w piłkę przestanie mi sprawiać przyjemność, to zakończę karierę. I tak zrobiłem, gdy uświadomiłem sobie, że w wielkim klubie już nie zagram, do reprezentacji Polski nie wrócę, dużych pieniędzy nie zarobię.

Ale dlaczego tak szybko „zgasłeś”?
– Kluczowym momentem był pobyt w Heerenveen, gdzie trafiłem z Palermo. Mogłem siedzieć na Sycylii, brać dobrą wypłatęÂ… Brakowało mi jednak cierpliwości. Skoro nie grałem, to postanowiłem odejść. Na początku w Heerenveen byłem jeszcze w niezłej formie, ale rzadko dostawałem szansę. A ja się szybko zniechęcam. Wtedy ta motywacja gdzieś ostatecznie uciekła.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Ryszard Wieczorek zamierza wrócić na salony.

Ryszard Wieczorek szkoleniowiec Energetyka ROW Rybnik wkrótce zamierza wrócić na piłkarskie salony. Kariera trenerska Ryszarda Wieczorka miała wzloty i upadki. Więcej tych drugich. Najlepszy okres pracy miał w biednej Odrze Wodzisław. Znakomicie się tam realizował, bo doskonale znał wodzisławski klub. Tam spędził większość piłkarskiej kariery. Jako trener dwukrotnie doprowadził drużynę do piątego miejsca. W lepiej poukładanej organizacyjnie i finansowo Koronie miał większy komfort pracy. Z kielczanami awansował do ekstraklasy i w pierwszym sezonie prowadzony przez niego zespół zajął piąte miejsce. Eksperci prorokowali, że kwestią czasu będzie, kiedy zdolny szkoleniowiec trafi do topowych polskich drużyn. Stało się inaczej. Drugiego sezonu w Kielcach nie dokończył. A pracy w Górniku, ponownie Odrze i Piaście Gliwice nie może wspominać najlepiej. Wszystkie te drużyny po odejściu Wieczorka pożegnały się z ekstraklasą. Obarczanie go winą za spadek tych drużyn, byłoby jednak dużym nadużyciem. – To wciąż bardzo ambitny człowiek i dobry psycholog. Nadal wiele osób w środowisku piłkarskim szanuje go i ceni jego warsztat. Kwestią czasu jest to, kiedy wróci do ekstraklasy – nie ma wątpliwości Sławomir Szary obrona ROW, który był piłkarzem Wieczorka w Odrze i Piaście.

Polacy za słabi na Ligue 1.

Tylko dwóch naszych piłkarzy gra w Ligue 1, ponadto w kadrach klubów znajduje się kilku zawodników z polskimi korzeniami. Ligue 1 stała się ostatnio mniej przyjazna dla polskich piłkarzy. Jeszcze w sezonie 2011/12 grało w niej pięciu naszych stranierich – Ireneusz Jeleń, Dariusz Dudka, Damien Perquis, Ludovic Obraniak i Grzegorz Krychowiak. Teraz z tego grona zostało tylko dwóch ostatnich. Do Ligue 1 nie trafił też żaden nowy Polak. Ostatnim zawodnikiem, który z ekstraklasy wyjechał do klubu z francuskiej elity był Dudka w 2008 roku. W kadrach jest za to kilku piłkarzy polskiego pochodzenia.

LAYVIN KURZAWA (AS MONACO)
Niespełna 21-letni obrońca ma szansę na grę w pierwszym składzie wielkiego AS Monaco. Jego matka jest Polką, a ojciec pochodzi z Gwadelupy. Piłkarz nie myśli jednak o grze dla Polski. Kontaktował się nim na Dacebooku Gerald Imiołek, który szukał dla PZPN piłkarzy z polskimi korzeniami. Kurzawa był zdziwiony formą kontaktu i nie wyraził zainteresowania.

TIMOTHEE KOLODZIEJCZAK (OGC NICE)
Jeden z najlepszych lewych obrońców Ligue 1. W zeszłym sezonie zagrał najwięcej meczów ze wszystkich graczy drużyny Nice, która była rewelacją sezonu. Kolodziejczak, którego dziadek był Polakiem, nie pali się do występów w naszej kadrze. Liczy, że trafi do reprezentacji Francji. Dopiero jeśli mu to się nie uda, to pomyśli o Polsce.

Legia się Steauy nie boi.

Piłkarze i trener chcieli Celtic, a dostali Steauę Bukareszt. Mistrzowie Rumunii będą ostatnią przeszkodą w walce o Ligę Mistrzów. – Przed nami super przygoda – stwierdził Jan Urban. Nikt nie kręcił nosem, nie płakał, ale ze szczęścia też nie skakał. Od środowego wieczora, po wyeliminowaniu Molde, zdecydowanym numerem jeden na liście życzeń był Celtic Glasgow. Los rzucił mistrzów Polski do Rumunii. Nie można powiedzieć, że był łaskawy, ale wredny także nie. Legia wylosowała nieźle, uniknęła tych drużyn, z którymi nie chciała się mierzyć, czyli FC Basel i Viktorii Pilzno. – Steaua też nie była moim wymarzonym przeciwnikiem, ale to z nią zagramy. Jej wyniki w ubiegłym sezonie pokazują, że będą bardzo wymagającym rywalem. W tych eliminacjach jest bardzo dużo niespodzianek. Dlatego najważniejsze, aby wierzyć we własne siły i nie bać się – powiedział trener Urban. iedy w szwajcarskim Nyonie wyciągano karteczki, najpierw z napisem Steaua, a następnie Legia, mistrzowie Polski byli w szatni, mieli odprawę przed treningiem. Wychodząc na boisko boczne nie było widać po nich wielkich emocji. – Mówiłem, że trafimy na Dinamo albo Steauę? – Miroslav Radović szedł dumny jak paw. – To dobre losowanie, powalczymy, obiecuję. Dobrze, że nie muszę jechać do Zagrzebia – dodał Ivica Vrdoljak, kapitan legionistów. – Mnie tam było obojętne na kogo trafimy – twierdził Jakub Wawrzyniak. Tomasz Jodłowiec też obojętnie podszedł do rywala w fazie play-off eliminacji Ligi Mistrzów. Cieszył się, że zobaczy Bukareszt, bo nigdy nie był w stolicy Rumunii.

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama