Mission impossible Śląska, czyli jak wygrać z Sevillą?

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2013, 14:26 • 4 min czytania

Nazwiska nie grają, pieniądze nie grają, historia też nie wybiega na boisko ani współczynnik rankingowy nie strzela bramek. Sevilla wyjdzie na mecz jak na sparing, piłkarze Śląska na pełnej motywacji, jak na jeden z najważniejszych meczów w swoim życiu. Gdy mocno zmrużysz więc oczy, tak by nie widzieć niedoskonałości Śląska, i tak by nie pamiętać, że Śląsk z Brugge zagrał świetnie tylko z przodu, a w obronie miał wiele szczęścia, to może nawet widziałbyś realne szanse przed Śląskiem w meczu z Sevillą. Wszyscy chcielibyśmy je widzieć, bo takiego Śląska jak z Brugge chcielibyśmy oglądać w pucharach przynajmniej do końca zimy. Chodząc w różowych okularach po mieście jednak prędzej czy później wyląduje się w bramie z nożem pod żebrem, albo przynajmniej rozbije się głowę o słup, może więc zostawmy bujanie w chmurach i przyjrzyjmy się faktom.
3:3 z Brugge na wyjeździe? Fajnie chłopaki, a co powiecie na 3:1 z Manchesterem United? na Old Trafford? W ich próbie generalnej przed sezonem? Przy pełnym stadionie, debiucie Moyesa na swoim boisku? Do tego prowadzenie 2:0 po dwóch kwadransach? No, też nie ubogo. Już pierwsza bramka pokazała, jaką łatwość ma Sevilla w dochodzeniu do dogodnych sytuacji – to nie mozolne rozgrywanie, żadne uciekanie z piłką do skrzydła i próby dośrodkowania, to diabelnie zabójcze kilka prostopadłych podań, które mogą rozmontować każdą obronę na świecie. A że ta akcja to nie przypadek pokazują dwie kolejne bramki, gdzie Sevilla klepała piłkę w polu karnym Man Utd tak, jakby grała w warszawę pod trzepakiem. Odmrużamy oczy: Ferdinand, Smalling oraz Jones, a którzy głównie przyglądali się co Sevilla robi w ich polu karnym, nie są specjalnie gorsi od Pawelca i Kokoszki. Kto wie, może są nawet nieco lepsi.

Mission impossible Śląska, czyli jak wygrać z Sevillą?
Reklama

Sevilla to jeden z tych zespołów, które mają większą pewność siebie gdy znajdują się w szesnastce rywali, niż we własnej. W swoim polu karnym kilkakrotnie łatwo dawali się ogrywać, i to nie Naniemu czy Valencii, ale choćby Januzajowi; zobaczcie tylko w jaki sposób Sevilla straciła bramkę, ten zespół w formacji obronnej na pewno nie jestem monolitem. Obrona to słaby punkt Sevilli, i nie powinno specjalnie dziwić, jeśli zmotywowany Śląsk zdoła strzelić Hiszpanom bramkę, nawet na wyjeździe, a może nawet jako pierwszy. Problem w tym, że futbol to nie gra w „kto pierwszy strzeli”, tylko kto więcej strzeli, a jak się patrzy na grę Śląska w obronie, a potem na finezję gry ofensywnej Sevilli, to przed oczami staje nam worek z bramkami. Rozrywający się w którymś momencie na niekorzyść wrocławian.

Co ciekawe, przy całej imponującej fantazji z przodu, najlepiej obsadzoną pozycją jest defensywna pomoc. Grający tam duet Medel – Kondogbia to pewnie jeden z lepszych w Europie. Z jednej strony Chilijczyk, o którym gracze Primera Division mówią, iż często wywołuje w nich po prostu strach. Lubi grać tak, by nie tylko odebrać piłkę, ale i ochotę do gry, mniejszym lub większym poturbowaniem rywala; jego starcie z Milą może być naprawdę ciekawe, zobaczymy jak pewnie jeden z lepiej wyszkolonych technicznych graczy w Polsce poradzi sobie z takim fizycznym rzeźnikiem jak Medel. Jeszcze lepszy jest 20 letni Kondogbia, który już w tym sezonie znalazł się pod obserwacją największych klubów Europy, a pewnie najpóźniej za rok do któregoś z nich przejdzie. To defensywny pomocnik w nowoczesnym stylu – silny, wysoki, mający znakomity odbiór i ustawienie, ale przy tym potrafiący znakomicie włączyć się do gry z przodu, zagrać piłką na jeden kontakt czy obsłużyć prostopadłym podaniem. Na mistrzostwach świata U-20, na których Francja zdobyła mistrzostwo świata, przyćmił w pomocy Paula Pogbę z Juve. To materiał na wielkiego gracza, równie skutecznego w obronie, co przy konstruowaniu akcji.

Reklama

Kto poza tym? Szybcy, świetnie wyszkoleni technicznie napastnicy, skrzydłowi i ofensywni pomocnicy. Może przeciętnemu kibicowi nie wiele powiedzą takie nazwiska jak Vitolo, Bacca, Jairo czy kupiony ze Steaua Bukareszt Rurescu, ale każdy z nich to zawodnik, który może zamieszać obroną o wiele, wiele mocniejszą niż blok nie do przejścia oparty na takich skałach jak Pawelec, Kokoszka, Ostrowski. Reyesa, Trochowskiego, Rakiticia, Perottiego czy świetnie wkomponowanego do drużyny Marina nie trzeba chyba nikomu przedstawiać; jeśli chodzi o ofensywę to drugi skład Sevilli mógłby spokojnie rywalizować w Primera Division i nawet nie zajrzałby im w oczy spadek.

Jest tylko jeden rodzaj drużyny, które spokojnie radzą sobie z Sevillą. Nie, to nie te z murem nie do przejścia w obronie, bo zespół ten operuje piłką z taką swobodą, że znajdzie prędzej czy później lukę i to nie raz. Jakie więc? Te, które zabierają im piłkę. I nie oddają. Czy Śląsk jest w stanie to zrobić? Cóż, cokolwiek by o nim powiedzieć, piłka mu nie przeszkadza, sęk w tym, żeby ją jeszcze odebrać rywalom. Choć zabrzmi to jak szaleństwo, wydaje się, że jedyną szansą Śląska w tym dwumecze jest pójście na wymianę ciosów, atakowanie, zamknięcie się na swojej połowie bowiem to jak położenie się na torach pod nadjeżdżający pociąg. Po meczu z Brugge wiemy przynajmniej, że Śląsk gry do przodu, bez respektu dla rywala, nie będzie się bać.

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama