Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2013, 15:15 • 4 min czytania

Poszły konie po betonie. Start ekstraklasy trochę uwierał, mecze w większości nędzne. Niestety, piłkarze nie mieli dla nas litości nawet po końcowym gwizdku. Paweł Abbott (Zawisza) narzekał na pogodę, podobnie jak Michał Janota, który stwierdził, iż w takiej temperaturze to można się opalać, a nie grać i że z tego powodu opadł z sił. Kiedy to mówił, nie wyglądał na wycieńczonego, stał spokojnie przed dziennikarzami, z szerokim promiennym uśmiechem. Przypominam sobie w tym momencie Djokovicia i Nadala, którzy po finale Australian Open – po wspaniałej, morderczej walce – słaniali się na nogach. Wydaje mi się, że tak powinien wyglądać sportowiec, który twierdzi, że „opadł z sił”…

Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski
Reklama

Wyjechał więc z Polski Ćwielong, ale jego duch ciągle się unosi. Pogoda nie sprzyja do grania w piłkę. We wspomnianym tenisie dopiero co mieliśmy Wimbledon, w trakcie którego Andy Murray oraz Novak Djoković musieli w ciągu czternastu dni rozegrać siedem meczów. Serb po pasjonującym półfinale z Del Potro nie narzekał na 30-stopniowy upał, tylko mówił o jednym z najbardziej pasjonujących spotkań w życiu. Trwało ono blisko pięć godzin, a nie 90 minut, w trakcie których można schować się za plecami kolegi albo kopnąć piłkę pod chorągiewkę, z dala od siebie.

Reklama

Ktoś zapyta – po co o tym znowu pisać? Ano po to, by piłkarz pieprzący coś o niesprzyjającej pogodzie miał PEWNOŚÄ†, że zostanie za moment publicznie obśmiany. Ł»adna taka wypowiedź – ze względów nazwijmy to „edukacyjnych” – nie powinna przejść bez echa. Gorąco to było w meksykańskim Monterrey w 1986 roku, gdzie Polacy ograli Portugalię po golu Smolarka, a nie w Kielcach czy Bydgoszczy. Jeśli panom Abbottowi i Janocie nie pasuje polski klimat, może niech spróbują sił gdzie indziej. Oczywiście, ligi włoskiej, hiszpańskiej czy greckiej nie zalecam, ale i chyba te ligi akurat tym zawodnikom nie grożą.

Nie ma co porównywać piłkarzy z polskiej ligi do najlepszych sportowców świata, nie takie organizmy, nie tak wytrenowane. Jednak tu chodzi o mentalność, łatwość w znajdowaniu wymówek, niezrozumienie, że zawodowy sport zawsze powinien się łączyć z ekstremalnym wysiłkiem i trudnościami, które trzeba pokonać. Nie ma być lekko i przyjemnie, to nie fotel w klimatyzowanym apartamencie, z zimnym piwkiem pod ręką. Ma boleć. Polecam wszystkim ligowcom ten filmik jako inspirację…

* * *

Jeden piłkarz zgarnięty w sprawie handlu narkotykami, drugi wywalony za zbity pysk za pobicie trenera. Ekstraklasa ruszyła bardzo dyskretnie, więcej dzieje się na jej zapleczu. Muszę przyznać, że rozczulił mnie ten chłystek, który rzucił się na własnego szkoleniowca – przeczytałem w „Fakcie”, że rozważa procesowanie się z dziennikarzem Weszło, ponieważ przyrżnął panu Hajdzie na trzeźwo, a nie po pijaku (podobno świadkowie czuli alkohol). Myślę, że taki proces jest bardziej prawdopodobny niż proces myślowy u Jakuba Nowaka. Z dwojga złego ja na miejscu tego gwiazdorka od siedmiu boleści wolałbym utrzymywać, że palma odbija mi po wódce i że niepodlany nikogo nie biję.

O ile żadnego mordobicia nie popieram i uważam, że siły fizycznej za wyjątkiem sportowców używają tylko półmózgi, to jedno muszę Nowakowi przyznać… Otóż przez ostatnie kilkanaście lat od wielu piłkarzy słyszałem: „Zaraz mu przypierdolę”, „Jutro mu jebnę, ma to jak w banku”. Ofiarą agresji zawsze miał paść nielubiany trener. Było namawianie się i prężenie muskułów. Nawet najwięksi tzw. kozacy w ostatniej chwili jednak miękli (czytaj: mądrzeli). Za zapowiedzią słowną nigdy nie szły czyny, a taki Nowak nie strzępił języka, tylko z zaskoczenia jeb-jeb i sprawę załatwił w dziesięć sekund. Bez przechwałek, bez budowania napięcia, bez tej całej legendy.

O Nowaku nikt za dwa dni nie będzie pamiętał, jedyne wywiady, jakich udzielił podczas „kariery”, dotyczyły godnej politowania napaści na starszego mężczyznę. Chłopak zostanie ślusarzem i żyć sobie będzie dalej, z daleka od sportu, z głową pełną rozterek: co by było, gdyby… Co by było, gdybym nie był durniem?

* * *

Wszystko mogłoby się dla Nowaka skończyć gorzej, gdyby urodził się w Brazylii. Tam ostatnio doszło do ciekawego zdarzenia. Piłkarz uderzył sędziego w twarz, na co sędzia zareagował wyjęciem noża i zabiciem agresora. Kibicom tak rozwój wypadków nie przypadł do gustu, więc dodatkowo zabili jeszcze wspomnianego sędziego, a jego ciało poćwiartowali. Na koniec głowę wbili na pal, na samym środku boiska.

Sam trener Hajdo (szkoda, że nie Hajto – jedna literka robi jednak różnicę) mówi, że gdyby Nowak mu nie pizgnął z zaskoczenia, to on by chłopaczka zdemolował. Myślę jednak, że dobrze się to wszystko skończyło, szkoleniowiec naparzający się ze swoim podopiecznym byłby skompromitowany, nawet gdyby wygrał przez ciężki nokaut w pierwszej rundzie.

* * *

Najbardziej zapracowanym piłkarzem wydaje się Marcin Cabaj. Najpierw był przesłuchiwany w sprawie handlu narkotykami (Maciej Kowalczyk), na szczęście w charakterze świadka, a później musiał rozdzielać duet Nowak – Hajdo. Niektórzy – co życzliwsi bramkarzowi – twierdzą, że zanotował pierwszą udaną interwencję w życiu, a ci mniej życzliwi – że jak zwykle był spóźniony.

Najnowsze

Anglia

Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama